(ilustracja: Gazeta Prawna z dnia 09-05-2016 „Rating, który zaboli także przedsiębiorców”)
Ocena Agencji Moodys już za nami. Dla nas o tyle może szczęśliwa, że obyło się bez obniżenia ratingu. Jest jednak obniżenie perspektyw i rzeczowa analiza stanu obecnego i zagrożeń. Oceny działań rządu i charakterystyka zagrożeń są trafne i zgodne z oczekiwaniami. Nie będę ich już powtarzał, bo kwestie pomocy frankowiczom (skutki dla systemy bankowego), obniżenia wieku emerytalnego, deficytu finansów publicznych, zagrożeń dla systemu prawnego itd., wałkujemy w mediach codziennie.
To co w tym wszystkim budzi śmiech na przemian z przerażeniem, to powolne pogorszenie wizerunku i wiarygodności ekonomicznej na własne życzenie. W chwili zmiany rządu w ubiegłym roku i osoby piastującej urząd prezydenta, Polska miała wystawiane dobre oceny. Sytuacja makroekonomiczna była (i jeszcze jest) dobra. W końcu w ubiegłym roku łapaliśmy oddech po kilku latach obniżania deficytu finansów publicznych jaki nam wystrzelił po kryzysie 2008/2009. Nowy rząd, wraz z prezydentem, zaczął wprowadzać w życie obietnice wyborcze, które naszą wiarygodność ekonomiczną obniżają w szybkim tempie. Niepojęte w tym wszystkim jest to, że obniżamy naszą wiarygodność tak po prostu na własne życzenie. Agencje ratingowe nie mogą, nawet gdyby chciały, udawać że nie widzą iż realizowane obietnice przez rząd PiS i zapowiadana realizacje kolejnych, są dla polskiej gospodarki i naszej stabilności finansowej niebezpieczne. Niedawno omawiany w mediach Wieloletni Plan Finansowy to już po prostu prowokacja pod adresem agencji ratingowych (chodzi dane dot. planowanego spadku deficytu finansów publicznych).
Przy okazji publikacji raportu przez agencję Moodys, część polityków i opinii publicznej próbowała podważać wiarygodność tego typu instytucji. Na załączonej ilustracji (pochodzi z Gazety Prawnej z 9 maja 2016) widać jak wyglądały oceny Polski na przestrzeni lat. Nie zamierzam tu agitować na rzecz agencji ratingowych, ale wyrażane tu i ówdzie wątpliwości wobec agencji trochę mnie śmieszą. Wracając do Polski i spoglądając na załączony wykres mógłbym powiedzieć: z faktami się nie polemizuje. Każdy kto zna zmiany jakie zachodziły w naszej gospodarce i z czym się zmagała musi przyznać, że agencje ratingowe miały dość przychylne oceny dla Polski. Kiedy od 2009 narastał nam def.fin.publicznych, agencje nie pogarszały od razu ocen, tylko patrzyły co robi rząd. Ówczesny rząd wybrał dość optymalną ścieżkę redukcji deficytu, nie bojąc się przy tym podejmować decyzji społecznie niepopularnych (OFE i podniesienie stawki VAT). Tegoroczne decyzje dot. Polski wydane przez Standard&Poors i Moodys zostały podjęte nie z powodu rzekomych kaprysów wydumanej międzynarodowej finansjery, a na skutek wprowadzania w życie niebezpiecznych dla finansów publicznych działań i deklarowania podejmowania kolejnych.
Już zwykłym prowokowaniem agencji ratingowych są reakcje członków rządu. Reakcja ministerstwa finansów i Pawła Szałamachy są zachętą by traktować nas jak kraj większego niż kiedyś ryzyka. Min. Szałamacha zamiast szybko wyjaśnić o co chodzi, jednoznacznie odnieść się do zarzutów i zapewnić że realizacja obietnic wyborczych odbędzie się tylko w stopniu takim jakim pozwolą dodatkowe wpływy do kasy państwa, brnął w jakieś dziwne tłumaczenia i odpowiedzi, które nie były odpowiedziami. Mnie najbardziej rozbawiło twierdzenie, że wpływy do kasy państwowej będą zwiększane wraz z wydatkami. Do tej pory myślałem, że powinno być odwrotnie.
W kwestii TK P.Szałamacha powiedział tylko, że za to (tzn. konflikt) jego ministerstwo nie odpowiada. Reakcja ministerstwa i jego szefa tylko pogorszyły nasz wizerunek. Wyszło na to, że człowiek odpowiedzialny za finanse państwa udaje, że nie rozumie zarzutów, bije się z faktami i pośrednio przyznaje że nie ma wpływu na działania rządu w sferze finansowej i wcale mu to nie przeszkadza.