
Po długim oczekiwaniu (zbyt długim), Ministerstwo Finansów w czerwcu radykalnie zmieniło ofertę obligacji detalicznych. Od lat i aż do połowy bieżącego roku, ogromną wadą obligacji było ich niedostosowanie do potrzeb i słaba konkurencyjność wobec lokat bankowych. W okresie wysokiej inflacji wadą okazał się brak oferty chociaż częściowo chroniącej przed nią. Owszem były (i są nadal) obligacje oparte o WIBOR lub inflację, ale nisko oprocentowany pierwszy kupon zniechęcał do zakupu. Wysokie oprocentowanie od drugiego kupony słabo działało na wyobraźnię. Oczywiście ci co kupili na długo przed nastaniem wysokiej inflacji obligacje oparte na WIBORze lub inflacji mogą mówić obecnie o sporym szczęściu.
W załączonej tabeli prezentuję ofertę dla przeciętnego Polaka. Nie będę detalicznie wymieniał ich cech, bo byłoby to powtarzanie zapisu z tabeli. Skupię się na ciekawostkach. Pomijam też opis obligacji o dość ograniczonym zasięgu lub dedykowane. Mam tu na myśli obligacje 6-cio i 12-letnie dla beneficjentów 500+ (konstrukcją bardzo podobne do 10-cio letnich EDO), obligacje pod program IKE i obligacje premiowe. Chcącym zgłębić wiedzę o obligacjach, polecam stronę https://www.obligacjeskarbowe.pl/ , gdzie w dość przystępny sposób można się wszystkiego dowiedzieć.
Jak wspomniałem, warto się zainteresować ofertą obligacji detalicznych, co nie zmienia faktu, że niektóre pomysły MF budzą zdziwienie, a cała czerwcowa rekonstrukcja oferty wydaje się być dokonana naprędce i raczej pod kątem bieżącej sytuacji i nieco emocjonalnie niż perspektywicznie.
Przede wszystkim czekaliśmy zbyt długo na poprawę oferty. Taka zmiana powinna była mieć miejsce już od koniec roku. Mówimy więc o niemal trzech kwartałach opóźnienia. Przez ten okres zdani byliśmy na dość kiepskie oprocentowanie bankowe. Szybka modyfikacja oferty ściągnęłaby kapitał z banków i zmusiła je do poprawy atrakcyjności lokat. W efekcie zbędna byłaby fala dokuczliwych uwag pod adresem banków. Czy MF nie poprawiało oferty przez roztargnienie czy świadomie (zachęcanie do zakupów i nakręcanie popytu?), nie sposób powiedzieć.
Plusem jest podniesienie oprocentowania pierwszych kuponów obligacji zmiennoprocentowych. W niedawnych edycjach było to jeszcze miedzy 1% a 2,5%. Teraz (tzn. od czerwca) od 6% do 6,25%. O ile daleko tym stawkom do inflacji, to na pewną są bliższe stopom WIBOR 3 czy 6M.
Poza obligacjami opartymi na inflacji, te oparte na WIBOR 6M i stopie referencyjnej NBP tylko częściowo chronią nas przed inflacją. To konsekwencja prowadzonej polityki przez NBP (stopy niższe od inflacji), ale i próba nie płacenia więcej niż na przetargach na obligacje hurtowe.
Skupienie się na stopie referencyjnej NBP w dwóch nowych typach inflacji (1 rok i 2 lata) może budzić wątpliwości z racji funkcji jaką ta stopa pełni i relacji do WIBOR. Można mieć tylko nadzieję, że pewne niedoskonałości będą nadrabiane dodatkową (nad st.referencyjną NBP) wartością. Obecnie są to 0,0% i 0,25%.
Niewątpliwie dobrym krokiem było zaproponowanie obligacji 1 i 2-letnich (ROR i DOR). Szczególnie ROR jest dobrą odpowiedzią na zapotrzebowanie na krótki (do 1 roku) i godziwie oprocentowany produkt. Ok. 40% czerwcowych zakupów obligacji z (rekordowych!) 14 mld zł, przypadało na RORy.
Niezrozumiała jest dla mnie polityka niemal rezygnacji z obligacji o stałym oprocentowaniu na rzecz tych o zmiennych. O ile oferta zmiennoprocentowych obligacji jest bogata i interesująca, to w zasadzie brak obligacji o stałym oprocentowaniu nieco dziwi. Oferta OTS-ów z 3% w skali roku jest co najwyżej alternatywą dla pieniędzy trzymanych na bieżącym rachunku bankowym. Należało pozostawić 2-letni DOSy, a tylko poprawić ich oprocentowanie (oferta z maja dawała 3%). Warto też było wystawić ofertę 1-rocznych obligacji o stałym oprocentowaniu. Wydaje się, ze urzędnicy MF nazbyt emocjonalnie modyfikowali ofertę i nieco pod wpływem bieżących wydarzeń rynkowych i politycznych (afera z zakupem obligacji przez premiera Morawieckiego).
A co kupić? Hm. Nie kombinujmy nadmiernie. Dywersyfikacja! Nad obligacjami o stałej stopie nie ma się co zastanawiać, bo w zasadzie takiej oferty nie ma. Pozostaje problem terminu wykupu i – przede wszystkim – decyzja: oparte na stopie rynkowej / referencyjnej czy na inflacji? Proponuje nie rzucać wszystkiego na obligacje inflacyjne, bo z biegiem czasu (kilka kwartałów) inflacja spowolni i kupony oparte na stopach procentowych okażą się lepsze lub porównywalne.