Przemysław Wipler poseł z listy PiS, tekstem „Polska bez PIT” (Rzeczpospolita z 30 IV 2012) ma ambicję zapoczątkowania dyskusji o podatku PIT. Dokładniej, proponuje zastąpienie PIT podatkiem od funduszu płac (dalej PoFP). Czytałem tekst P.Wiplera kilka razy, bo starałem się doszukać na czym rewolucja miałaby dokładnie polegać. Z każdym kolejnym zapoznaniem się z tekstem widać, że autor próbując wykreować swoją koncepcję, zamiast wyjaśnić nam swój pomysł, skupia się na krytyce PITu używając dość kiepskiego czarnego PRu. Inaczej mówiąc czytelnik nie wie jaką nową jakość niesie PoFP, za to ponad miarę naczyta się kpin pod adresem PITu i zasad jego poboru.
Arsenał argumentów pogrążających PIT nie jest zbyt wyszukany. To co zwykle. Że polska w rankingu podatkowym jest już poniżej państw afrykańskich. Autor sumuje czas poświęcony na wypisywanie PITów. Porównuje koszt obsługi PITów z analogicznym w Niemczech. Obrywa się oczywiście i urzędnikom skarbowym, już za samo to że są. Nie będę się odnosił do każdego z zarzutów pod adresem PIT, ponieważ sporo z nich jest wyjątkowo populistyczne lub okrutnie przejaskrawione. Szkoda więc czasu. Szkoda tylko, że większość artykułu P.Wiplera poświęcona jest tej kiepskiej krytyce. Zamiast tego autor mógł nam przybliżyć ideę podatku od funduszu wynagrodzeń.
P.Wipler w jednym z argumentów przeciwko PIT posuwa się dość daleko. Rzekomo PIT w obecnym rozwiązaniu jest degresywny. Wg niego podatek płaci zaledwie niecałe 2% podatników (460 tys.) i w istotnej części (tzn. ile?) są to w jego opinii pracownicy sfery publicznej i pracownicy spółek Skarnu Państwa. Takie chwyty są moim zdaniem bardzo niskie. W Polsce jak ktoś chce medialnie i politycznie zaistnieć musi wskazać na urzędników jako winnych naszym nieszczęściom. Zgodność z faktami nie jest konieczna. Nie trzeba mieć wielkiej wiedzy o zatrudnieniu w poszczególnych sektorach gospodarki i rozkładzie wynagrodzeń, by tego typu teorie włożyć między bajki. Swoją drogą za czasów rządów PiS, kiedy P.Wipler był wysokim rządowym urzędnikiem, musiało być podobnie. Czy mam rozumieć, że wtedy nie było to problemem a teraz jest? Wg P.Wiplera „poza strefą publiczną królują: zatrudnienie na czarno, umowy zlecenia i dzieło, świadczenie pracy w ramach „samozatrudnienia”, a w przypadku najlepiej zarabiających Polaków – mniej lub bardziej rozbudowane struktury rozliczeniowe pozwalające na legalne zaprzestanie płacenia podatku od dochodów uzyskanych w Polsce.” Oczywiście określenie „królują” to bzdura. Ponadto w przytoczonych rozwiązaniach dotyczących pomysłu P.Wiplera, nie znajdziemy informacji jak PoFP sobie z tym poradzi.
Czym dokładnie jest PoFP? Jak wspomniałem, z obszernego artykułu niewiele się dowiadujemy. Autor skupia się na oszczędnościach, które wynikają m.in. z tego, że rozliczenie będzie się odbywać na linii pracodawca-państwo. „Zmiana nie spowodowałaby utraty jakości danych finansowych posiadanych przez urząd skarbowy w odniesieniu do danej osoby fizycznej, a nowy system wsparty o proste narzędzia informatyczne umożliwiłby wprowadzenie, likwidację lub modyfikację funkcjonujących transferów społecznych.” W nowym systemie przestaną być podatnikami osoby otrzymujące wynagrodzenie z sektora publicznego.
Dzięki oszczędnością stawka podatku byłaby zmniejszona i ujednolicona, na poziomie 17%. To żadna łaska, bo w ostatnich latach na tym poziomie oscyluje efektywna stawka PIT. W takim razie pytam, kto konsumuje oszczędności? Bo na pewno nie podatnicy. Miałaby by zachowana ulga na dzieci, a wskazaniem (i opodatkowaniem) osób podlegających II stawce, miałyby być obciążone urzędy skarbowe. Pracodawca składałby deklaracja podatkowe cztery razy w roku.
Generalnie na czterech stronach A4, autor przełomowego pomysłu, poświęca PoFP zaledwie kilkanaście procent tekstu. Tekst formalnie sugeruje czytelnikowi że ma okazję obcować (tzn. czytać) z czymś przełomowym, a sam autor jest umysłem niepokornym, wyrastającym ponad obecną przeciętność. Tymczasem, przyjęta linia krytyki i skromna ilość tekstu poświęcona idei PoFM, rodzi mnóstwo pytań. A pytań jakie się pojawiają po tak skromnym przestawieniu idei PoFP jest tak dużo, że nie wiadomo od czego zacząć.
Główne pytanie może brzmieć: jaka jest dokładnie różnica pomiędzy PIT a PoFM? Autor skupia uwagę czytelników na oszczędnościach na tle obecnego sposobu poboru podatku (czas, papier, urzędnicy itd.). W skrócie, PoFP będzie tańszy, bo rozliczany będzie drogą elektroniczną. Inaczej mówiąc, PoFP to PIT tylko rozliczany elektronicznie przez pracodawcę. W proces rozliczenia zaangażowani będą pracodawcy i instytucje państwowe powołane do rozliczeń podatkowych. Nie jest to jakiś milowy krok, ponieważ te procesy mają miejsce już obecnie. Jest szansa, że liczba PITów przesyłanych elektronicznie w tym roku sięgnęła 2 mln, co przyczynia się do obniżenia części wskazanych przez P.Wiplera kosztów. Dane z ostatnich lat wskazują, że elektroniczna forma rozliczenia bardzo się Polakom spodobała i liczba takich rozliczeń rośnie lawinowo. Pewne wnioski (i wynikające stąd uproszczenia) wyciągnęło tez państwo. Bodaj w 2009 r. szerzej dyskutowano o rozliczeniu elektronicznym na linii pracodawca-państwo. Nie ma co ukrywać, że przerzuca to na pracodawcę część obowiązków, kosztów i odpowiedzialność. To m.in. powodowało, że pracodawcy nie byli zwolennikami realizacji tej idei.
Nie rozumiem kwestii stawki. z jednej strony P.Wipler mówi o jednej stawce (17%), co byłoby niczym innym jak podatkiem liniowym. W innym zdaniu jest mowa o tym że urzędy skarbowe będą rozliczać osoby, które wpadają w II stawkę podatkową. W krytyce PIT, P.Wipler wspomina o skomplikowaniu prawa. Czy elektroniczne rozliczenie przez pracodawcę coś zmienia w kwestii skomplikowania? Tego autor nie wyjaśnia. Być może będzie to problemem pracodawcy i urzędów skarbowych. Ale w takim razie i tak cześć podatników będzie musiała się określić podatkowo, ponieważ ustawa świadomie pozostawia pewną swobodę i elastyczność w podatkowej materii.
Autor nie wyjaśnia różnicy pomiędzy jego propozycją a PIT w kwestiach takich jak definicja wynagrodzenia i naliczane w oparciu o nią składniki kosztów pracy. Brak szerszego omówienia kwestii ulg podatkowych jakie obejmuje, obejmował lub ma obejmować PIT. Mam na myśli takie bodźce jak wspólne opodatkowanie, odpisy od przychodu lub dochodu, odrębne opodatkowanie niektórych przychodów po preferencyjnych stawkach. To główny problem podatników i nie wiadomo jak z tym poradzi sobie PoFP. PoFP nie zmieni niczego w rozliczeniu ulgi w PIT przeznaczonej dla osób niepełnosprawnych, ponieważ podatnik musi zebrać odpowiednie zaświadczenia i informacje, które uzasadniają korzystanie z ulgi. Itd. itd. pytań jest ogromne mnóstwo.
Cokolwiek fałszywie też brzmią polityczne prztyczki pod adresem PO oraz sugestia że PiS musi przejąć rządy by wprowadzić zmiany w PIT. PO nie mam zamiaru bronić, ale byłoby lepiej gdyby P.Wipler podał dorobek rządów PiS. Ponadto jeżeli P.Wipler jest zatroskany o finanse państwa i koszty pracy, to w pierwszej kolejności powinien zaapelować do koleżanek i kolegów z PiS o poparcie reformy emerytalnej. Wtedy będzie miał problem nie z PO, ale z szefem PiS.