Mamy problem z inflacją, więc obecna ekipa rządowa zareagowała w charakterystyczny dla siebie sposób. Dorobiono teorię do inflacji i politycy PiS oraz najwyżsi urzędnicy państwowi przedstawiają w mediach jednolity przekaz, czyli teorię tłumaczącą inflację. Teoria brzmi: wysoka inflacja jest charakterystyczna dla okresów wysokiego wzrostu gospodarczego. W ten sposób przemyca się przy okazji informację, że przykrości powodowane przez inflację przyćmiewają zalety płynące z tytułu wzrostu gospodarczego.
Niestety, taki przekaz jest na tyle poważną manipulacją, że śmiało możemy mówić praktycznie o kłamstwie. Będę się starał za każdym razem piętnować tego typu przekazy, bo nie powinniśmy pozwalać na oszukiwanie opinii publicznej. Tego jest za dużo i staje się nieznośne.
Sposób na weryfikację powyższej teorii z inflacją jest prosty. Kwartalną dynamikę PKB r/r nakładamy na roczną inflację. I ? I szyta grubymi nićmi manipulacja polityków PiS pada w jednej chwili.
Generalnie w słowach o relatywnie wysokiej inflacji w okresach wzrostu gospodarczego jest sporo racji, tylko że to nie jest zasadą i przede wszystkim nie ma to niemal żadnego związku z problemami z inflacją, z jakimi borykamy się od drugiej połowy 2019 r.
Przede wszystkim od końca 2019 dynamika PKB zaczęła słabnąć, a w 2020 zaliczyliśmy spadek PKB. Teraz doświadczamy odbicia, które w znacznym stopniu jest efektem bazy, czyli odniesienia do okresu spadku PKB.
Wpływ czynników zewnętrznych na naszą inflację, to tylko część prawdy. W większości dawnych ‘demoludów’ inflacja nie osiągnęła takiego poziomu jak u nas. Wyjątkiem są Węgry. Głównym powodem relatywnie wysokiej inflacji w Polsce są decyzje rządu (w tym niektóre populistyczne), których efekty zaczęły się na siebie nakładać. Do tego NBP zaczął się zachowywać w polityce pieniężnej jak kolejne ministerstwo rządu. Zamiast zwracać uwagę rządowi w komunikatach RPP i przekazach medialnych na niebezpieczną politykę gospodarczą, NBP i część członków RPP od dawna chwaliłi rząd i lekceważyli zagrożenie inflacją. Co ciekawe, głos przedstawicieli resortów finansowych i NBP/RPP brzmiał podobnie: pompowanie pieniędzy w gospodarkę i nakręcanie PKB (czy raczej uniknięcie nadmiernego spadku) jest ważniejsze niż inflacja. Inflacja – wg medialnych przekazów – jest mniejszym złem i pozwala korzystać z tzw. podatku inflacyjnego. Oczywiście te postulaty wypowiadane były i są w bardziej zaowalowany sposób.
Inflacja mogła być o 1 do 2 pkt.proc. mniejsza. Niestety nie jest i jest to efekt jej lekceważenie, populistycznych decyzji z niedawnej przeszłości i – niestety – świadomego tolerowania inflacji jako sposobu na podkręcenie budżetowych wpływów. Teoria o inflacji jako konsekwencji wysokiego tempa PKB nie ma tu nic do rzeczy, bo takiego tempa nie odnotowujemy. W najlepszym przypadku będzie to nowy czynnik, który utrudni zbijanie inflacji, która z natury rzeczy najsilniej uderza w gospodarstwa domowe i najniższych dochodach.