Kryzys ukraiński mimowolnie wywołał powrót do dyskusji o Unii Europejskiej i wspólnej walucie euro w kontekście szeroko pojętego bezpieczeństwa. Nasi politycy zachęcają Ukrainę do jak najściślejszych związków z Ukrainą, a na naszym wewnętrznym podwórku na chwilę powróciła dyskusja o wejściu do strefy euro, czyli mówiąc prościej o zamianie złotego na euro.
Jak zasugerowałem w tytule, UE to projekt – w uproszczeniu – ekonomiczny i polityczny. Niejednokrotnie zwracałem uwagę, że analiza funkcjonowania w UE i ewentualnego przyjęcia euro, nie może być ograniczona tylko do sfery makroekonomicznej. Oczywiście w bardzo długim terminie strona polityczna jak najbardziej na ekonomiczną się również przekłada. Ocena ekonomicznych skutków i ryzyk funkcjonowania w UE czy przyjęcia euro, wydaje się względnie łatwa do oszacowania. Gorzej ze stroną polityczną. Strona polityczna stała się tematem sporów i podziałów w naszym lokalnym światku politycznym, reprezentowanym przez polityków i ludzi świata mediów. Prym w sceptycyzmie wobec UE wiedzie u nas prawa strona sceny politycznej. UE stała się przedmiotem kpin, zarzutów i zaczęła być prezentowana niemal jako zagrożenie. Antypatia do UE wśród polskiej prawicy przybrała takie rozmiary, że co bardziej odważni publicyści sugerowali nawet by przygotować się na ewentualne wycofanie z UE w chwili kiedy bilans płaconych składek i otrzymywanych funduszy przestanie być dla nas korzystny. Jak bardzo polityka odjechała od realiów, pokazał nam kryzys ukraiński. Teraz nagle poznajemy wartość UE w sensie politycznym, dotychczas lekceważonym. To pokazuje, że tak trudno ekonomicznie wycenialny i wyśmiewany czynnik polityczny UE ma jednak realne znaczenie. Ironią losu jest to, że przekonują nas o tym politycy prawicowi.
Politycy polscy bez względy na odcień polityczny, zachęcają Ukrainę do wejścia w jak najściślejsze związki z UE. Docelowo do wstąpienia do UE. Przyczyny są dwie. Rozpoczęcie procesu integracji wymusza przeprowadzenie reform społecznych i ekonomicznych, które Ukraina powinna przeprowadzić bez względu na to czy do Unii wstąpi czy nie. Ukraińscy politycy i politycy polscy, którzy zachęcają Ukrainę do podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE, wiedzą że im państwo jest silniejsze ekonomiczne, tym jego podatność na zewnętrzne szantaże ekonomiczne i polityczne jest mniejsza. Drugą przyczyną jest już samo członkostwo, które powoduje że dany kraj wchodzi pod parasol ochronny ogromnego organizmu gospodarczo-politycznego jakim jest UE. Parasol ten obejmuje wsparcie w postacie funduszy, ale i ochronę na wypadek gospodarczych problemów. Może to być wsparcie na wypadek kryzysu finansowego, ochrona na wypadek sankcji gospodarczych skierowanych tylko na jedno z państw UE, czy pomoc w zakresie bezpieczeństwa energetycznego. Oczywiście UE nie daje wsparcia każdemu i bezwarunkowo. Warunkiem jest prowadzenie odpowiedzialnej i racjonalnej polityki gospodarczej, wewnętrznej i zewnętrznej.
UE nie jest sojuszem o charakterze militarnym, ale trzeba zaznaczyć że współpraca na tym polu rozwija się między państwami UE. Siłą UE jest ogromny potencjał ludnościowy i ekonomiczny oraz powolna integracja polityki zagranicznej. Ochrona w rozumieniu stricte militarnym jest jak na razie realizowana w ramach NATO, do której to organizacji należy większość państw UE.
Czy UE obroni kraj członkowski na wypadek zajęcia jego terytorium przez państwo spoza UE? Oczywiście sama przynależność do UE nie powoduje, że wrogie samoloty czy rakiety rozpływają się w powietrzu po naruszeniu granicy kraju członkowskiego. Obrona w rozumieniu militarnym jest rolą NATO i ewentualnie innych sojuszy do których należy członek UE. Wątpię jednak czy ktoś miałby ochotę na naruszenie bezpieczeństwa kraju UE, ze względu na konsekwencje ekonomiczne i polityczne. Ukraina ponosi niestety konsekwencje funkcjonowania w świecie „pomiędzy”. Kraj ten nie należy do UE, jest obecnie relatywnie słaby ekonomicznie i ma silnego bezkompromisowego sąsiada (czyli Rosję).
W ubiegłym tygodniu byliśmy świadkami niezwykle ciekawej różnicy zdań na sali sejmowej. Zaprezentowano w niej dwa odrębne (ale niekoniecznie sprzeczne) podejścia do bezpieczeństwa kraju. Mowa o debacie ws, poparcia dla Ukrainy. O ile premier mówił dość koncyliacyjnie, to już Jarosław Kaczyński i Janus Palikot przedstawili przy okazji posiedzenia, dwa odmienne poglądy na bezpieczeństwo kraju. J.Kaczyński wykorzystał debatę do zaprezentowania wniosku iż bezpieczeństwo jest proporcjonalne do wielkości i jakości sił zbrojnych. Tradycyjnie niestety nie zszedł do poziomu chociaż zarysu tego o co mu chodzi. Tymczasem Janusz Palikot przedstawił problematykę bezpieczeństwa w kontekście UE, co jako żywo pasuje do sytuacji Ukrainy. Dwa odmienne poglądy, a w tle UE i nakłady na armię. Ciekawe.
Nie jestem specem od wojska, ale zapewne obecna ok. 100-tysięczna polska armia nie pozwala na samodzielną obronę kraju oraz na poważniejsze militarne wsparcie innego kraju. Nasze 2% wartości PKB nakładów na armie to wbrew pozorom nie jest mało. Pod warunkiem, że weźmiemy pod uwagę gdzie jesteśmy (UA i NATO) oraz nasze możliwości ekonomiczne. Na tle innych państw świata również nie wypadamy źle (nakłady jako % PKB). Możemy oczywiście nakłady podwoić, ale to oznacza znalezienie kolejnych ponad 30 mld zł (to kwota rzędu 10% wydatków budżetu centralnego). Czy to coś zmieni? Wątpię, bo w porównaniu z armią rosyjską, nasza armia nadal będzie relatywnie mała, a liczbą samolotów czy okrętów Rosjan również nie przegonimy. Janusz Palikot swój wywód o bezpieczeństwie oparł na przykładzie Polski. Polska wybrała w minionych ponad dwudziestu latach drogę rozwoju gospodarczego i przejścia pod parasol ochronny UE, która obok NATO stała się praktycznie gwarantem naszego bezpieczeństwa.
Warto w rozmowie o bezpieczeństwie przywołać walutę euro, co zrobiło w ostatnich dniach kilkoro ekonomistów i polityków, po wspomnianej debacie sejmowej. Z euro oczywiście nie strzela się do czołgów i samolotów, ale można istotnie zwiększyć ekonomiczne i polityczne bezpieczeństwo kraju. Kraj z euro jest mnie podatny na wahania gospodarcze z powodu zewnętrznych politycznych kryzysów i zwiększa się zakres jego gospodarczej ochrony przez kraje strefy euro i instytucje.
Dwa spojrzenia na bezpieczeństwo, przy zupełnie innym rozkładzie kosztów i skutków. Polskie propozycje dla Ukrainy i słuszne słowa Janusza Palikota, potwierdzają że projekt jakim jest UE przekłada się również na bezpieczeństwo, a więc trudno policzalne wartości. Kiedy ponownie przystąpimy do dyskusji o UE i jej przyszłości oraz euro, warto o tym pamiętać i w bilanse zysków i strat ująć kwestie m.in. większego bezpieczeństwa dla Polski. A swoją drogą jest w tym coś niesamowitego, kiedy czołowy unijny sceptyk na naszej scenie politycznej (J.Kaczyński) zachęca Ukrainę do integracji z UE.