Oszczędzanie na emeryturę

Nerwowe czekanie na okres składania deklaracji OFE czy ZUS (kwiecień-lipiec) oraz opinie po najnowszych wynikach III filara (w IKE i IKZE opublikowane przez KNF) po raz kolejny wzbudziły dyskusję o oszczędzaniu na emeryturę. Od analiz psychologicznych przyczyn odsuwania decyzji o oszczędzaniu na emeryturę przez Polaków, po tradycyjne zwalanie winy za wszystko przez finansistów i publicystów na państwo i polityków.

                 Faktycznie nie mamy nawyku oszczędzania na emeryturę. Mam tu na myśli świadome odkładanie oszczędności z przeznaczeniem tylko i wyłącznie na emeryturę. W zasadzie jednymi z niewielu mierników są produkty: IKE i IKZE. Przed dziesięciu laty, kiedy startował IKE, plany rządowe mówiły o 2-3 mln kont już w 2005 r. Nic z tego nie wyszło. Kont IKE na chwilę obecną jest ponad 0,8 mln z czego w 2013 wpłacono środki jedynie na co trzecie konto. Pozwala to twierdzić, że dość szybko tracimy zapał do oszczędzania na emeryturę. Przejściowo kont było ponad 0,9 mln, by trzy lata temu spaść poniżej 0,8 mln kont.  Młodszy produkt, IKZE, zdobył niemałą popularność (niemal 0,5 mln rachunków), ale w 2013 wpłat dokonano jedynie na co dziewiątym. Jak widać nawet zsumowanie liczby rachunków z IKE i IKZE nie daje planowanych przed laty 2-3 mln rachunków. Rozminięcie się realiów z prognozami sprzed lat, nie tyle świadczy że to złe produkty czy źle promowane, co twórcy prognozy po prostu byli nazbyt optymistyczni w ocenie świadomości społecznej.

                Jeżeli naszą skłonność do dokładania na emeryturę mierzyć zainteresowaniem produktami dedykowanymi, to faktycznie trudno tu o optymizm. Zainteresowanie IKE czy IKZE pokazuje raczej smutną prawdę, że pomimo częstego pojawiania się tematu oszczędzania na emeryturę, Polacy nie specjalnie się tym przejmują. Dominują teoria w stylu, że jakoś to będzie.              

                Bo Polacy nie mają pieniędzy? Owszem, to w jakimś stopniu tłumaczy stan obecny, ale nie całkowicie. Kiedy przeglądam różne statystyki wydatków Polaków o charakterze konsumpcyjnym i niekoniecznie niezbędnych, to śmiało można powiedzieć, że Polacy lekceważą problem dodatkowego oszczędzania na emeryturę. Żyjemy chwilą.

                Coś jest na rzeczy, ze brak nawyku oszczędzania na emeryturę wynieśliśmy z poprzedniego systemu. Ryzyko ekonomiczne z jakim Polacy zetknęli się w poprzednim systemie, faktycznie nie dawało poczucia stabilności. Do tego można dodać pierwsze lata transformacji, kiedy ludzie uczyli się jakie lokaty pozwalają utrzymać wartość pieniądza, a jakie nie. Z jednej strony doznaliśmy szoku że dawne lokaty jak złoto i waluty nie gwarantują utrzymania wartości lokat czy ich pomnożenia, a z drugiej, wysoka inflacja budziła strach i skojarzenia z gospodarką socjalistyczną. Tak naprawdę dopiero od kilkunastu lat możemy mówić o  warunkach do stabilnego i długoterminowego oszczędzania. Z punktu widzenia świadomości społecznej, to bardzo krótki okres.

                Niestety, jednak nawet te kilkanaście lat doświadczyło nasze społeczeństwo wydarzeniami, które podtrzymują rezerwę do angażowania się w dedykowane instrumenty oszczędzania na emeryturę. Zmiany OFE zostały źle przyjęte przez sporą część społeczeństwa. To jednak nie tyle błąd polityków, co przede wszystkim efekt skutecznej kampanii środowiska finansowego, któremu udało się wypaczyć w mediach sens zmian w OFE, a przede wszystkim je podważyć.  Ale to nie jedyny grzech sektora finansowego i wpierających go ekonomistów. Sektor finansowy poważnie podważył zaufanie do siebie utrzymywaniem zbyt wysokich opłat w OFE, wciskaniem produktów niezrozumiałych dla klientów (np. polisy inwestycyjne itd.), przyjmowaniem szerokiego strumienia pieniędzy do funduszy inwestycyjnych w 2007 (co dla setek tysięcy ludzi skończyło się znaczną stratą), czy nawet rozczarowanie kredytobiorców kredytami mieszkaniowymi w chf. Oczywiście ten ostatni przykład nie jest związany z oszczędzaniem, ale poważnie nadszarpnął zaufanie do banków w przypadku wieloletniego wiązania się usługą z sektorem finansowym.

                Byłbym ostrożny z przerzucaniem winy na państwo za brak bodźców do oszczędzania. Mamy już grupę niezłych instrumentów dedykowanych oszczędzaniu na emeryturę, jak IKE , IKZE czy PPE. Bodźcem jest ulga w podatku dochodowym w tracie lub na końcu oszczędzania. Mało, dużo? Powiedziałbym: niemało. Ulgi podatkowe, to standardowy bodziec i jeżeli część krytyków uważa go za zbyt mały, to jaki powinien być? Finansiści radzą zwielokrotnienie. Im się oczywiście łatwo mówi, bo nie oni płacą. Będą doradzać cokolwiek, co zwiększy ruch w okienkach ich instytucji. Dla nich im większa ulga, tym większe pole do popisy by uszczknąć sobie część ulgi, poprzez opłaty czy „doklejane” produkty.

Jest tu też druga strona medalu, gdy mówimy o zachętach w postaci ulg. Wymienione wyżej trzy emerytalne produkty są w dużej mierze wykorzystywane przez osoby o relatywnie dobrej sytuacji finansowej jak na polskie warunki. Państwo (i ogół podatników) sponsoruje więc tych którzy powinni oszczędzać nawet bez zachęt, bo mają z czego. Tymczasem problemem są ludzie o najniższych dochodach i którzy nadwyżki, jeśli w ogóle mają, są raczej skromne. To, oraz daleki od zadowalającego, stan kasy państwowej, stawia pytanie o skuteczność i właściwy kierunek bodźców (grupa docelowa).

Wątpię by zwiększenie finansowego bodźca do oszczędzania na emeryturę, przyniosło poważniejszy i długotrwały skutek. Nasze oszczędzanie jest przede wszystkim funkcją posiadanych nadwyżek i konkurencji z bieżącymi wydatkami konsumpcyjnymi, niż bodźców. Po drugie obecnie dostępne instrumenty, mimo pewnej atrakcyjności, szybko traciły na zainteresowaniu.

Moim zdaniem dobrze z funkcji informacyjnej wywiązują się media. Jeżeli ktoś ma dostęp do prasy, tv czy radia (lub bywa w banku) to powinien nie tyle byś uświadomionym emerytalnie, co poczuć wręcz przesyt. Od lat Polacy są przestrzegani, że emerytura z ZUS to może być dla nich za mało. Co kto z tą wiedzą robi, to już jego wolna wola.

Biorąc powyższe pod uwagę, nie specjalnie mam ochotę zamartwiać się nad niską skłonnością do oszczędzania wśród Polaków. Oczywiście informować i zachęcać stale trzeba, ale tak naprawdę to wygląda na to, że musi przejść przynajmniej jedno pokolenie by poczuć rozczarowane zbyt małą emeryturą. Dopiero ta wiedza (doświadczenie) zacznie być przekładana na dzieci i wnuki.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Finanse osobiste. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.