Deregulacja dostępu do zawodów

Deregulacja zawodów to może być, to znaczy mogłoby być, jedno  z ciekawszych wydarzeń w naszej dyskusji społeczno-ekonomicznej. Swego rodzaju hit roku 2012. Nie do przebicia nawet przez reformę emerytalną. Zainteresowanie deregulacją deklarowały od lat dziesiątki środowisk zawodowych, publicystycznych czy ekonomicznych. Nadmiar regulacji ograniczających dostęp do wielu zawodów, postrzegano jeden z wielu przejawów nadmiernej administracyjnej regulacji państwa. Regulacja zawodów to jeden z tych obszarów gdzie powinna się koncentrować dyskusja o roli państwa w gospodarce, wolności gospodarczej, odpowiedzialności, prawach konsumentów czy wręcz modelu gospodarczego do jakiego dążymy. Niektórzy z publicystów wspominali niedawno wręcz o filozofii państwa.

Ja również czekałem na taką dyskusję, bo wiedziałem że ujawni ona m.in. rzeczywiste intencje środowisk, które tak bardzo narzekały na państwo które podobno tak bardzo dusi wolność gospodarczą. Czekałem również dlatego, że wiedziałem iż zostanie w końcu zauważone, że dotychczasowy myślowy schemat o urzędniczej regulacji i kilka innych, szybko zostanie skruszony.

Ledwo zaczęliśmy dyskusję o deregulacji, a już zaczęła ona przygasać. Dlaczego? Przede wszystkim temat deregulacji wymaga pewnej wiedzy o poszczególnych zawodach i cierpliwości przy omawianiu wad i zalet deregulacji każdego z omawianych zawodów. Nie wystarczy tylko krzyknąć „deregulujmy” i po wszystkim. Praktycznie każdy z zaproponowanych przez ministra Gowina zawodów wymaga odrębnej dyskusji. Z tego powodu temat jest zbyt nudny dla mediów.

Zanim jednak temat przygaśnie, dorzucę kilka swoich refleksji. Przede wszystkim twierdzenie, że Polska jest w gronie rekordzistów regulacji jest moim zdaniem przesadzone. Ograniczenie dostępu do zawodu, to nie tylko przepis dotyczący zaliczanych na przykład egzaminacyjnie stopni wtajemniczenia zawodowego, ale wszelkie inne warunki stawiane w gospodarce, jakie trzeba spełnić by dany zawód wykonywać, by wykonywać daną działalność. Może to wiec być jakiś egzamin, uzyskanie konkretnej wiedzy, certyfikat,  ale i przepisy określające warunki w jakich może być wykonywany (np. przepisy o ochronie środowiska czy przetwórstwie i sprzedaży żywności itd.), nakłady inwestycyjne niezbędne do jego wykonywania itd. itd.

Nie zamierzam bynajmniej bronić polskich regulacji, ale przy różnych okazjach czytając o warunkach wykonywania różnych zawodów za granicą, nie mam bynajmniej wrażenia by w krajach rozwiniętych miało być tak drastycznie łatwiej. Inaczej mówiąc, podany przez Jarosława Gowina wykres wskazujący na ponad dwukrotnie większą regulację zawodową Polski w porównaniu z krajami UE to raczej taki medialny element PR. Zresztą wymienione w raporcie Gowina środowiska zawodowe, również chętnie wskazywały na regulowanie swoich zawodów za granicą. Regulacja działalności gospodarczej przybiera najrozmaitsze formy. Formalnie może i każdy może być deweloperem, ale ustawodawca w rezultacie oszust i upadłości firm budowlanych, zaczął bronić nabywców mieszkań szeregiem regulacji prawnych. M.in. rachunkiem powierniczym, który dla dewelopera oznacza wzrost kosztów.

Dyskutując o deregulacji należy pamiętać by nie wylać przysłowiowego dziecka z kąpielą. Co do zasady regulacje niektórych zawodów miały na celu zapewnienie odpowiedniej jakości usług i ograniczenie oszustw. Regulacja zawodów miała też być remedium na niedoskonałość „rywalizacji rynkowej”. Nie ma co ukrywać, że przeciętny konsument nie potrafi określić jakości usługi i ocenić zagrożeń, a sama rywalizacja między podmiotami niekoniecznie owocuje poprawą jakości. Regulacje miały być filtrem by do niektórych zawodów nie przedostawały się osoby przypadkowe i bez merytorycznego przygotowania. Zwracam na to uwagę, mimo iż uważam że propozycje J.Gowina nie powinna kwestii bezpieczeństwa istotnie pogorszyć.

Regulacje zawodowe to tylko jedna z wielu form ochrony jakości życia gospodarczego i bezpieczeństwa konsumentów. Raz może to być regulacja zawodu, a innym razem rozrost przepisów zmniejszających ryzyko oszustwa przez przedsiębiorcę.

Jedną z największych ciekawostek edukacyjnych jakie wyszły na światło dzienne przy okazji propozycji deregulacyjnych jest opór nie urzędników, a właśnie środowisk branżowych przed dopuszczeniem konkurencji. Jeżeli w procesie kreowania regulacji wskazać winę urzędników, to widziałbym ją głównie w mnożeniu wymagań w przekonaniu iż ich mnożenie przekłada się proporcjonalnie na jakość i bezpieczeństwo obywateli. Zresztą mnożenie wymagań dość często też bywa efektem propozycji danego środowiska zawodowego lub przedstawicieli świata nauki z dziedzin związanych z różnymi profesjami.

Sądzę, że dążenie przez niektóre środowiska do przeregulowanie swoich zawodów jest cechą dość naturalną chociaż negatywną. To po stronie urzędników leży wyważenie takich czynników jak bezpieczeństwo, utrzymanie zdrowej rywalizacji rynkowej i obrona przedsiębiorców przed powiększającymi się kosztami (szkolenia, certyfikaty, ubezpieczenia itd.) i czasochłonnością wejścia (czas szkoleń, praktyki..) do nowej profesji, ale dostępność do usług przez konsumentów. Działania takie jak obecne powinny być publicznie  przeprowadzane systematycznie co dwa, trzy lata dla każdego regulowanego zawodu.

Lektura tzw. listy Gowina, która przedstawia wymogi zawodowe, potwierdza oczywiście sens walki z nadtroskliwością i przeregulowywaniem. Wydaje mi się jednak, że akcji J.Gowina towarzyszą nadmierne emocje i nadzieje. przede wszystkim rozczarowani będą ci, którym się wydaje że gospodarka jest okręcona urzędniczą pajęczyną zawodowych regulacji i przez to nie rozwija się ona w tempie 6% czy 8% PKB rocznie. W większości przypadków regulacje nie zamykały zawodów, a jedynie niepotrzebnie piętrzyły wymagania zawodowe, podnosiły koszt i wydłużały czas „wejścia” do zawodu. Nie ma co ukrywać, że i tak nie są to niejednokrotnie zawody dla kogoś prosto z ulicy, kto chwilę wcześniej stracił pracę w kompletnie innym zawodzie. Dalej, trzeba pamiętać że pomimo przeregulowania w wymienionych zawodach istnieje wcale niemała konkurencja. Przykład: dyskusja o regulacjach dla taksówkarzy jest nieco drugorzędna, bo i tak w wielu miastach stoją kolejki pojazdów w oczekiwaniu na klientów, a  nie odwrotnie.

Dyskusja o deregulacji wymaga wiedzy  i cierpliwości. To nie jest temat, który nadaje się do politycznych fajerwerków. Większym problemem w deregulacji nie będzie opór urzędników, a właśnie środowisk zawodowych i naukowych. Nie można zapomnieć o „opinii publicznej” czyli obywatelach. Niech tylko gdzieś ludzie stracą życie lub majątek wskutek czyjejś niekompetencji lub błędu, to medialna machina natychmiast postawi pytanie, dlaczego X czy Y prowadził działalność gospodarczą bez „odpowiedniej” wiedzy i doświadczenia czym naraził klientów na szkodę. Urzędnicy będą musieli natychmiast zadeklarować „podniesienie” wymagań zawodowych w danych sektorze gospodarki.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.