Konsekwencją przedstawionych zmian (cz. 2a) mogło już być tylko wprowadzenie systemu kursu płynnego, który w pewnym stopniu istniał już od marca 1999 r. Dalsze sugerowanie kierunku zmiany złotego czy też utrzymywanie go za pomocą dewaluacji, reawaluacji czy interwencji walutowych nie miało już specjalnie sensu. W kwietniu 2000 r. zlikwidowano centralny parytet (dokładniej: przestano go podawać do informacji publicznej), oraz pasmo dopuszczalnych wahań. Ta właśnie data jest przyjmowana jako wprowadzenie w Polsce kursu wolnorynkowego.
Polskie spory dotyczące przekształcenia gospodarki i poszukiwania własnego modelu gospodarki wolnorynkowej, niezwykle rzadko dotykają kwestii reżimu kursowego czy też tempa jego ewolucji. Może dlatego, że ekonomistów którzy byli by w stanie toczyć polemiki na ten temat jest stosunkowo mało. Kwestia liberalizacji obrotów walutowych oraz poszukiwanie najwłaściwszego reżimu kursowego, wymaga ogromnej wiedzy makroekonomicznej, żeby móc przewidzieć skutki wprowadzanych zmian.
Powyższa krótka historia reżimu walutowego w Polsce wydaje się pod względem przyczynowo – skutkowym dość prosta i oczywista. Problem w tym, że tak wcale nie było. Z jednej strony wiadomo było, że w nieokreślonej bliżej perspektywie zmierzamy do wolnorynkowego systemu ustalania kursu. Z drugiej zaś przedstawione wyżej rozwiązania to efekt szukania kompromisów pomiędzy negatywnymi i pozytywnymi makroekonomicznymi konsekwencjami konkretnych rozwiązań kursowych na danym etapie przekształceń z gospodarki socjalistycznej na wolnorynkową, przy równoczesnym procesie otwierania jej na świat. Wyżej wspominałem głównie o inflacji i bilansie handlowym. To znaczne uproszczenie na potrzeby tego krótkiego opracowania. Wybór reżimu kursowego najlepszego na danym etapie rozwoju (przekształcenia) polskiej gospodarki, to był raczej wybór czy dany moment jest tym właściwym na kolejny krok ku liberalizacji ustalania zasad kształtowania kursu walutowego, a jego dokonanie przyniesie przewagę zalet na wadami.
Ekonomiści różnili się między sobą co do tempa wprowadzania prezentowanych wyżej rozwiązań (były nawet pomysły wprowadzenia EUR bez czekania na wejście do UE). Jedni chcieli liberalniej, inni zaś w miarę możliwości jak najdłużej utrzymywać rozwiązania pozwalające nie tracić zbytnio na konkurencyjności międzynarodowej krajowej produkcji. Trudno nie zgodzić się z motywami drugiego postulatu. Niemniej jednaj nie można gospodarki rozwijającej się (rozumiem przez to przyjmowanie reguł wolnorynkowych przy jednoczesnej globalizacji i stawianych wymogach przez organizacje międzynarodowe) w nieskończoność bronić przed stałą – i naturalną – presja na wzmocnienie waluty. Gorzej niestety, jeżeli skala aprecjacji znacznie przekracza tempo poprawy produktywności. Wtedy jest problem. To nie tylko kwestia reżimu kursowego ale i określania dostępu do rynku walutowego dla poszczególnych typów podmiotów (np. inwestycje zagraniczne oraz inwestorzy portfelowi). Z drugiej strony, administracyjne regulowanie kursu prowadzi do znieczulenia podmiotów na ryzyko kursowe i problem wydajności w konfrontacji z konkurencja zagraniczną.
Oceniając omawiany problem należy pamiętać o fakcie, iż dokonywaliśmy przemian, w czasie kiedy rozwinięty świat doszedł do przekonania że najbardziej racjonalnym rozwiązaniem jest kurs wolnorynkowy przy jak największej liberalizacja obrotu walutowego. Analiza kryzysów walutowych wskazywała że najmniejszą podatność na nie mają kraje z kursem wolnorynkowym. Ale najlepiej gdy idzie to w parze że zdrową i silna gospodarka. Patrząc na to z tak zarysowanej perspektywy, można powiedzieć, że w Polsce zawsze zastanawiano się, czy gospodarka jest na tyle silna by wystawić ją na ryzyko niekorzystnych wahań kursowych oraz presji aprecjacyjnej.
Czy nasza droga dojścia do kursu wolnorynkowego była słuszna ? Można się zanurzyć w niekończących się rozważaniach makroekonomicznych, ale można tez odpowiedzieć poprzez określenie, że jak na razie nie przydarzył nam się kryzys walutowy, a było parę okazji. Mało kto dziś pamięta, że pomiar zmian złotego w pierwszych dniach po kryzach występujących na świecie (w tym czeski i rosyjski) wskazywał, że krajowy rynek reagował najczęściej tylko kilkuprocentowym osłabieniem, w pierwszym dniach po kryzysach o międzynarodowych konsekwencjach. Bodaj najsilniejsze wyzwania przyszło na początku bieżącej dekady. Pogarszający się deficyt obrotów bieżących do PKB (niemal 8% PKB na początku 2000 r. !) mógł spowodować poważne osłabienie złotego. Do kryzysu walutowego na szczęście nie doszło. Może dlatego że ewentualni chętni do sprowokowania go mieli świadomość wysokich już wtedy rezerw walutowych w Polsce i dojrzałości krajowego rynku walutowego.
Kończąc drugą część rozważań o problematyce kursu walutowego, należy pamiętać że w zaledwie 10 lat stworzyliśmy warunki instytucjonalne i na tyle mocną gospodarkę, by wprowadzić w Polsce kurs wolnorynkowy oraz przywrócić Polakom szacunek do własnej waluty (tzn. zachęcić do trzymanie oszczędności przede wszystkim w krajowej walucie, a nie – jak to wcześniej bywało – w USD lub złocie).
Marek Żeliński, wrzesień 2006 r.