Na tym tle dopiero warto przyjrzeć się kilku faktom stawianym często w pierwszych dniach po wypowiedzi Pani Minister. Wydaje mi się, że i bez nich rozwój dużych placówek handlowych da się obronić oraz zniechęcić Polaków do demonizowania kapitału zagranicznego.
Inwestycje
Podaje się najczęściej kwoty od 35 do 40 mld złotych inwestycji narastająco, bodaj z raportów Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ). Nawet jeżeli jest to przeliczona na krajowa walutę pozycja z tego źródła, to znacznie zawyżona. Podana kwota dotyczy środków zainwestowanych przez inwestorów zagranicznych w działy gospodarki z sekcji G, czyli od sprzedaży samochodów i paliw do nich, poprzez handel hurtowy do handlu detalicznego. Inwestycje w sieci detaliczne (tzn. supermarkety itd.), będące przedmiotem sporu, stanowią wyraźnie mniejsza kwotę. Niemniej trzeba przyznać, że są to inwestorzy najwięksi w tej grupie. Na dodatek na Bezpośrednie Inwestycje Zagraniczne (BIZ) nie składa się tylko przywieziona do kraju gotówka, ale również reinwestowane zyski i zaciągnięte zobowiązania na poczet inwestycji.
Sprzedaż głównie polskich produktów
Podaje się, że od 90% do niemal 100% sprzedawanych towarów stanowią wyroby krajowe. Podejrzewam, ze chodzi tu o towary z grupy FMCG. To nie żadna łaska, ale głównie prosty rachunek ekonomiczny. Powodów jest kilka. Polacy mają określoną siłę nabywczą portfeli i to eliminuje import (np. podstawowych produktów żywnościowych). Ogromny postęp w krajowym przetwórstwie przemysłowych (m.in. za sprawą zagranicznych inwestorów), tzn. jakość i asortyment, niższe koszty produkcji oraz transportu załatwiają resztę.
Rozwój krajowych podmiotów i szansa współpracy dla tysięcy innych
Są podmioty, którym sieci handlowe pomogły i takie którym utrudniły życie. Czyżby takie twierdzenie miało oznaczać, że gdyby dużych placówek handlowych nie było, to i nie istniałyby te podmioty ? W większości są to podmioty, które istniały przed pojawieniem się supermarketów. A przede wszystkim, sprzedaż to głównie funkcja popytu krajowego, a nie liczby dużych placówek handlowych. One pełnią tu głównie rolę kanału dystrybucji.
Promocja krajowego eksportu
Sieci handlowe pomagają wejść naszym producentom na zagraniczne rynki. Tu się zgadzam, gdyż samodzielne wejście na obcy rynek może być dosyć trudne. Rozwinięta sieć dystrybucji i marka sieci pozwoliły wielu producentom zwiększyć sprzedaż, powiększając ją o eksport. Dla wielu z nich oznacza to mniejsze koszty „wejścia” na obcy rynek.
Niemniej trudno uwierzyć, że dzieje się to z sympatii dla krajowych producentów. Tu również prawa rynku są brutalne. Sieci są zainteresowanie produktami łączącymi w sobie odpowiednio parametry takie jak cena i jakość. W końcu w każdym kraju klienci zachowują się tak jak my w Polsce. Chcemy towar dobry, ale za jak najniższą cenę.
Polacy lubią małe sklepy
Ma to rzekomo potwierdzać np. liczba marketów przypadająca na milion mieszkańców oraz badania preferencji miejsc dokonywania zakupów. Badania wskazują, że lubimy nasze małe sklepy w pobliżu miejsca zamieszkania. Dla wskazanych krajów Europy Środkowo-Wschodniej wskaźniki te są wyższe od naszych, i to przy porównywalnych na ogół średnich lub niższych zarobkach. Biorąc to pod uwagę można by dojść do wniosku, że Polacy mają wręcz awersję do dużych obiektów handlowych. To dość zaskakujące, kiedy się przeanalizuje zmiany w polskim handlu i zachowania konsumpcyjne Polaków. Nie ma żadnych podstaw do twierdzenia, że tak miałoby być. Odpowiedź jest dość prosta. Polska jest krajem o relatywnie większym rozproszeniu ludności i niższym wskaźniku samochodów na 100 mieszkańców. Gdyby więc tak przenieść część mieszkańców wsi i drobnych miasteczek do dużych miast i poprawić wskaźnik zmotoryzowania (kwestia dojazdu do marketów), nasz „słupek” na wykresie wyraźnie by się powiększył.
Przeczy to również twierdzeniu o zgodnym współistnieniu małych i dużych placówek. Przytaczano tu dla potwierdzenia stałą od kilku lat liczbę sklepów, o czym wspominam wyżej. Biorąc pod uwagę dane prezentowane wcześniej, świadczy to raczej o determinacji drobnych handlowców do przetrwania, co nie powinno dziwić przy tak dużym bezrobociu.
Stworzenie nowych miejsc pracy dla tysięcy osób
Patrząc na zmiany zatrudnienia w gospodarce na przestrzeni kilkunastu lat, w handlu mieliśmy do czynienia nie tyle z wytworzeniem nowych miejsc pracy, co raczej z ich przesunięciem w obrębie handlu. Generalnie zatrudnienie w handlu nie uległo poważniejszym zmianom. W miejsce likwidowanych miejsc pracy w drobnym handlu, powstawały nowe w dużych placówkach i raczej w wielkości nieco mniejszej niż liczba miejsc likwidowanych. Tymczasem wiele komentarzy stwarzało wrażenie, że w handlu nastąpił przyrost miejsc pracy. Jeżeli liczba ta obejmowała miejsca pracy poza handlem, ale z nim związane, to przecież handel detaliczny też wywoływał konieczność ich istnienia.
Proponuję inne spojrzenie. Wiem, że każdy przypadek utraty miejsca pracy to osobisty dramat, ale w Polce jest kilka branż które doświadczyły drastycznego spadku zatrudnienia i przypadek handlu na tym tle nie robi większego wrażenia.
Wracając do początkowej myśli, sądzę, że istnienie dużych sieci handlowych da się obronić w znacznie spokojniejszej atmosferze. Niemniej z jednym trzeba się chyba zgodzić. Od kilkunastu lat doświadczamy w Polsce niezwykle dynamicznie zachodzących zmian w większości sektorów gospodarki, starając się nadrobić dystans dzielący nas od krajów rozwiniętych. W związku z tym bywa, że procesy te zachodzą nawet kilka razy szybciej niż w krajach, na których się wzorujemy. Dla wielu przedsiębiorców, dużych i małych, niezwykła dynamika zmian utrudniała możliwość dokonania ich trafnej analizy oraz prognozy. Stąd m.in. tak znaczny opór niektórych środowisk handlowych przed zmianami. Mylili się nawet makroekonomiści. Proszę spojrzeć na prognozy makroekonomiczne z II połowy lat 90-tych. Bezrobocie prognozowano na ogół na poziomie nawet o połowę niższym od obecnego.
Przede wszystkim musimy sobie uświadomić, że rozwój sieci handlowych jest wynikiem zainteresowania krajowych konsumentów. W gruncie rzeczy jest to forma demokratycznego głosowania, w którym przeważyli konsumenci. Zmiany gospodarcze przyczyniły się do zmiany czasu pracy milionów ludzi i dla nich możliwość dokonania zakupów w pobliskim markecie to ogromna wygoda oraz oszczędność czasu. Źle się stało, że po raz kolejny określeniom „sieci handlowe” czy „inwestorzy zagraniczni” nadano pejoratywne znaczenie. Warto przypomnieć, że w wielkopowierzchniowym handlu detalicznym aktywny jest również krajowy kapitał, a niewłaściwe traktowanie pracowników czy nieświeży towar można też napotkać w małych sklepach.
Marek Żeliński, listopad 2005
Podaje się, że od 90% do niemal 100% sprzedawanych towarów stanowią wyroby krajowe. Podejrzewam, ze chodzi tu o towary z grupy FMCG. To nie żadna łaska, ale głównie prosty rachunek ekonomiczny. Powodów jest kilka. Polacy mają określoną siłę nabywczą portfeli i to eliminuje import (np. podstawowych produktów żywnościowych). Ogromny postęp w krajowym przetwórstwie przemysłowych (m.in. za sprawą zagranicznych inwestorów), tzn. jakość i asortyment, niższe koszty produkcji oraz transportu załatwiają resztę.
Rozwój krajowych podmiotów i szansa współpracy dla tysięcy innych
Są podmioty, którym sieci handlowe pomogły i takie którym utrudniły życie. Czyżby takie twierdzenie miało oznaczać, że gdyby dużych placówek handlowych nie było, to i nie istniałyby te podmioty ? W większości są to podmioty, które istniały przed pojawieniem się supermarketów. A przede wszystkim, sprzedaż to głównie funkcja popytu krajowego, a nie liczby dużych placówek handlowych. One pełnią tu głównie rolę kanału dystrybucji.
Promocja krajowego eksportu
Sieci handlowe pomagają wejść naszym producentom na zagraniczne rynki. Tu się zgadzam, gdyż samodzielne wejście na obcy rynek może być dosyć trudne. Rozwinięta sieć dystrybucji i marka sieci pozwoliły wielu producentom zwiększyć sprzedaż, powiększając ją o eksport. Dla wielu z nich oznacza to mniejsze koszty „wejścia” na obcy rynek.
Niemniej trudno uwierzyć, że dzieje się to z sympatii dla krajowych producentów. Tu również prawa rynku są brutalne. Sieci są zainteresowanie produktami łączącymi w sobie odpowiednio parametry takie jak cena i jakość. W końcu w każdym kraju klienci zachowują się tak jak my w Polsce. Chcemy towar dobry, ale za jak najniższą cenę.
Polacy lubią małe sklepy
Ma to rzekomo potwierdzać np. liczba marketów przypadająca na milion mieszkańców oraz badania preferencji miejsc dokonywania zakupów. Badania wskazują, że lubimy nasze małe sklepy w pobliżu miejsca zamieszkania. Dla wskazanych krajów Europy Środkowo-Wschodniej wskaźniki te są wyższe od naszych, i to przy porównywalnych na ogół średnich lub niższych zarobkach. Biorąc to pod uwagę można by dojść do wniosku, że Polacy mają wręcz awersję do dużych obiektów handlowych. To dość zaskakujące, kiedy się przeanalizuje zmiany w polskim handlu i zachowania konsumpcyjne Polaków. Nie ma żadnych podstaw do twierdzenia, że tak miałoby być. Odpowiedź jest dość prosta. Polska jest krajem o relatywnie większym rozproszeniu ludności i niższym wskaźniku samochodów na 100 mieszkańców. Gdyby więc tak przenieść część mieszkańców wsi i drobnych miasteczek do dużych miast i poprawić wskaźnik zmotoryzowania (kwestia dojazdu do marketów), nasz „słupek” na wykresie wyraźnie by się powiększył.
Przeczy to również twierdzeniu o zgodnym współistnieniu małych i dużych placówek. Przytaczano tu dla potwierdzenia stałą od kilku lat liczbę sklepów, o czym wspominam wyżej. Biorąc pod uwagę dane prezentowane wcześniej, świadczy to raczej o determinacji drobnych handlowców do przetrwania, co nie powinno dziwić przy tak dużym bezrobociu.
Stworzenie nowych miejsc pracy dla tysięcy osób
Patrząc na zmiany zatrudnienia w gospodarce na przestrzeni kilkunastu lat, w handlu mieliśmy do czynienia nie tyle z wytworzeniem nowych miejsc pracy, co raczej z ich przesunięciem w obrębie handlu. Generalnie zatrudnienie w handlu nie uległo poważniejszym zmianom. W miejsce likwidowanych miejsc pracy w drobnym handlu, powstawały nowe w dużych placówkach i raczej w wielkości nieco mniejszej niż liczba miejsc likwidowanych. Tymczasem wiele komentarzy stwarzało wrażenie, że w handlu nastąpił przyrost miejsc pracy. Jeżeli liczba ta obejmowała miejsca pracy poza handlem, ale z nim związane, to przecież handel detaliczny też wywoływał konieczność ich istnienia.
Proponuję inne spojrzenie. Wiem, że każdy przypadek utraty miejsca pracy to osobisty dramat, ale w Polce jest kilka branż które doświadczyły drastycznego spadku zatrudnienia i przypadek handlu na tym tle nie robi większego wrażenia.
Wracając do początkowej myśli, sądzę, że istnienie dużych sieci handlowych da się obronić w znacznie spokojniejszej atmosferze. Niemniej z jednym trzeba się chyba zgodzić. Od kilkunastu lat doświadczamy w Polsce niezwykle dynamicznie zachodzących zmian w większości sektorów gospodarki, starając się nadrobić dystans dzielący nas od krajów rozwiniętych. W związku z tym bywa, że procesy te zachodzą nawet kilka razy szybciej niż w krajach, na których się wzorujemy. Dla wielu przedsiębiorców, dużych i małych, niezwykła dynamika zmian utrudniała możliwość dokonania ich trafnej analizy oraz prognozy. Stąd m.in. tak znaczny opór niektórych środowisk handlowych przed zmianami. Mylili się nawet makroekonomiści. Proszę spojrzeć na prognozy makroekonomiczne z II połowy lat 90-tych. Bezrobocie prognozowano na ogół na poziomie nawet o połowę niższym od obecnego.
Przede wszystkim musimy sobie uświadomić, że rozwój sieci handlowych jest wynikiem zainteresowania krajowych konsumentów. W gruncie rzeczy jest to forma demokratycznego głosowania, w którym przeważyli konsumenci. Zmiany gospodarcze przyczyniły się do zmiany czasu pracy milionów ludzi i dla nich możliwość dokonania zakupów w pobliskim markecie to ogromna wygoda oraz oszczędność czasu. Źle się stało, że po raz kolejny określeniom „sieci handlowe” czy „inwestorzy zagraniczni” nadano pejoratywne znaczenie. Warto przypomnieć, że w wielkopowierzchniowym handlu detalicznym aktywny jest również krajowy kapitał, a niewłaściwe traktowanie pracowników czy nieświeży towar można też napotkać w małych sklepach.
Marek Żeliński, listopad 2005
Sieci handlowe pomagają wejść naszym producentom na zagraniczne rynki. Tu się zgadzam, gdyż samodzielne wejście na obcy rynek może być dosyć trudne. Rozwinięta sieć dystrybucji i marka sieci pozwoliły wielu producentom zwiększyć sprzedaż, powiększając ją o eksport. Dla wielu z nich oznacza to mniejsze koszty „wejścia” na obcy rynek.
Niemniej trudno uwierzyć, że dzieje się to z sympatii dla krajowych producentów. Tu również prawa rynku są brutalne. Sieci są zainteresowanie produktami łączącymi w sobie odpowiednio parametry takie jak cena i jakość. W końcu w każdym kraju klienci zachowują się tak jak my w Polsce. Chcemy towar dobry, ale za jak najniższą cenę.
Polacy lubią małe sklepy
Ma to rzekomo potwierdzać np. liczba marketów przypadająca na milion mieszkańców oraz badania preferencji miejsc dokonywania zakupów. Badania wskazują, że lubimy nasze małe sklepy w pobliżu miejsca zamieszkania. Dla wskazanych krajów Europy Środkowo-Wschodniej wskaźniki te są wyższe od naszych, i to przy porównywalnych na ogół średnich lub niższych zarobkach. Biorąc to pod uwagę można by dojść do wniosku, że Polacy mają wręcz awersję do dużych obiektów handlowych. To dość zaskakujące, kiedy się przeanalizuje zmiany w polskim handlu i zachowania konsumpcyjne Polaków. Nie ma żadnych podstaw do twierdzenia, że tak miałoby być. Odpowiedź jest dość prosta. Polska jest krajem o relatywnie większym rozproszeniu ludności i niższym wskaźniku samochodów na 100 mieszkańców. Gdyby więc tak przenieść część mieszkańców wsi i drobnych miasteczek do dużych miast i poprawić wskaźnik zmotoryzowania (kwestia dojazdu do marketów), nasz „słupek” na wykresie wyraźnie by się powiększył.
Przeczy to również twierdzeniu o zgodnym współistnieniu małych i dużych placówek. Przytaczano tu dla potwierdzenia stałą od kilku lat liczbę sklepów, o czym wspominam wyżej. Biorąc pod uwagę dane prezentowane wcześniej, świadczy to raczej o determinacji drobnych handlowców do przetrwania, co nie powinno dziwić przy tak dużym bezrobociu.
Stworzenie nowych miejsc pracy dla tysięcy osób
Patrząc na zmiany zatrudnienia w gospodarce na przestrzeni kilkunastu lat, w handlu mieliśmy do czynienia nie tyle z wytworzeniem nowych miejsc pracy, co raczej z ich przesunięciem w obrębie handlu. Generalnie zatrudnienie w handlu nie uległo poważniejszym zmianom. W miejsce likwidowanych miejsc pracy w drobnym handlu, powstawały nowe w dużych placówkach i raczej w wielkości nieco mniejszej niż liczba miejsc likwidowanych. Tymczasem wiele komentarzy stwarzało wrażenie, że w handlu nastąpił przyrost miejsc pracy. Jeżeli liczba ta obejmowała miejsca pracy poza handlem, ale z nim związane, to przecież handel detaliczny też wywoływał konieczność ich istnienia.
Proponuję inne spojrzenie. Wiem, że każdy przypadek utraty miejsca pracy to osobisty dramat, ale w Polce jest kilka branż które doświadczyły drastycznego spadku zatrudnienia i przypadek handlu na tym tle nie robi większego wrażenia.
Wracając do początkowej myśli, sądzę, że istnienie dużych sieci handlowych da się obronić w znacznie spokojniejszej atmosferze. Niemniej z jednym trzeba się chyba zgodzić. Od kilkunastu lat doświadczamy w Polsce niezwykle dynamicznie zachodzących zmian w większości sektorów gospodarki, starając się nadrobić dystans dzielący nas od krajów rozwiniętych. W związku z tym bywa, że procesy te zachodzą nawet kilka razy szybciej niż w krajach, na których się wzorujemy. Dla wielu przedsiębiorców, dużych i małych, niezwykła dynamika zmian utrudniała możliwość dokonania ich trafnej analizy oraz prognozy. Stąd m.in. tak znaczny opór niektórych środowisk handlowych przed zmianami. Mylili się nawet makroekonomiści. Proszę spojrzeć na prognozy makroekonomiczne z II połowy lat 90-tych. Bezrobocie prognozowano na ogół na poziomie nawet o połowę niższym od obecnego.
Przede wszystkim musimy sobie uświadomić, że rozwój sieci handlowych jest wynikiem zainteresowania krajowych konsumentów. W gruncie rzeczy jest to forma demokratycznego głosowania, w którym przeważyli konsumenci. Zmiany gospodarcze przyczyniły się do zmiany czasu pracy milionów ludzi i dla nich możliwość dokonania zakupów w pobliskim markecie to ogromna wygoda oraz oszczędność czasu. Źle się stało, że po raz kolejny określeniom „sieci handlowe” czy „inwestorzy zagraniczni” nadano pejoratywne znaczenie. Warto przypomnieć, że w wielkopowierzchniowym handlu detalicznym aktywny jest również krajowy kapitał, a niewłaściwe traktowanie pracowników czy nieświeży towar można też napotkać w małych sklepach.
Marek Żeliński, listopad 2005
Przeczy to również twierdzeniu o zgodnym współistnieniu małych i dużych placówek. Przytaczano tu dla potwierdzenia stałą od kilku lat liczbę sklepów, o czym wspominam wyżej. Biorąc pod uwagę dane prezentowane wcześniej, świadczy to raczej o determinacji drobnych handlowców do przetrwania, co nie powinno dziwić przy tak dużym bezrobociu.