Inflacja, za sprawą cen żywności, sprawiła w ostatnich miesiącach dwie niespodzianki. W sierpniu roczna inflacja spadła do 1,5%, po pięciu miesiącach utrzymywania się w przedziale od 2,3% do 2,6%. Druga niespodzianka to najnowsze wyniki, czyli 3% głównie za sprawą żywności której ceny zaczęły przybierać na sile w ostatnich miesiącach. Przypomnę tylko że w sierpniu przyczyną spadku inflacji był spadek cen grupy towarów nieżywnościowych. Dokładniej mówiąc, to inflacja spadła za sprawą spadków cen w grupie „łączność” oraz „rekreacja i kultura”. Gdyby nie to, to wskaźnik roczny wyniósłby około 2,1%. We wrześniu roczny wskaźnik wyniósł 2,3% i nie wywoływał specjalnych kontrowersji. Wręcz przeciwnie, odebrano to przejściowo jako powrót wskaźnika rocznej inflacji na dotychczasową bezpieczną ścieżkę. Ceny w październiku podskoczyły o 0,6% w porównaniu z wrześniem, co przełożyło się na wzrost wskaźnika rocznej inflacji do 3% z 2,3% we wrześniu. Takie skoki rocznej inflacji z miesiąca na miesiąc to rzadkość. Inflacja miesięczna 0,6% w październiku, po 0,8% we wrześniu oznaczała dwa miesiące dość silnych wzrostów jak na tą porę roku. Przy czym głównym winowajcą były ceny żywności, które we wrześniu i październiku wzrosły odpowiednio o 2,4% i 1,7%. Ceny dóbr nieżywnościowych zachowały się dość standardowo jak na tą porę roku i wzrosły w każdym z dwóch wymienianych miesięcy o 0,2%. Szybki wzrost cen żywności spowodował skok rocznych cen żywności do 6,6% po 5,1% i 4,6% w okresie marzec-lipiec.
Wzrost cen żywności i jej wpływ na wzrost inflacji wywołał strach na krajowym rynku finansowym i wysyp pesymistycznych prognoz kształtowania się cen żywności w okresie aż do przyszłego lata w ostatnich dniach. Część ekonomistów i komentatorów rynkowych odebrała wyniki październikowe inflacji jako początek zapowiadanych z nią problemów. Mimo że od roku byłem zwolennikiem rozpoczęcia cyklu podwyżek stóp bez czekania na wzrost inflacji, to uważam że świeżo prezentowane niekorzystne prognozy są mocno przesadzone, szczególnie kiedy weźmie się pod uwagę dotychczasową wiarę, że z inflacją nie będziemy mieć większych problemów. Część środowiska finansowego zbyt łatwo zmienia/modyfikuje poglądu w zależności od bieżącej sytuacji.
Pozwolę sobie przedstawić przy tej okazji własny pogląd na kwestie cen żywności i jej wpływ na inflację. W rzeczywistości nacisk cen żywności na inflację obserwujemy od blisko roku. Wzrost cen żywności na inflację sygnalizowałem już na w okresie wakacyjnym. Zwracałem uwagę, że jesteśmy świadkami procesów które na inflację przełożą się niekorzystnie. Niemniej przyznam, iż roczny wzrost cen żywności prognozowałbym łagodniej w tamtym okresie. Wzrost cen żywności jest pochodną dwóch procesów. Pierwszy to zmiany cen na rynku płodów rolnych będących pochodną wielkości zbiorów oraz znacznego niedopasowania popytu i podaży na rynku przynajmniej krajowym czy europejskim. Precyzyjna analiza wymagałaby omówienia każdej z osobna grupy produktów i przyczyn wahań rynku. Inne czynniki wywołały skok cen zbóż, a inne zaś co roku wywołują gwałtowne skoki cen owoców i warzyw. Jeszcze inne podniosły ceny wyrobów mlecznych na krajowym rynku. Drugi proces, to po prostu utrwalający się powoli rosnący popyt wewnętrzny.
Przedstawioną obecnie przez część analityków prognozę wskaźnika rocznej zmiany cen żywności na prawie 4% w okresie lata przyszłego roku, traktuję jako formę „obstawiania” wyniku, a nie prognozę. Prognoza stanu rynku żywności za trzy kwartały nie jest niczym innym. Na to co będzie się działo na rynku żywności w przyszłym roku w znacznym stopniu wpłyną warunki meteorologiczne z którymi będziemy mieli dopiero do czynienia i sytuacja na rynkach rolnych, którą z obecnej perspektywy praktycznie nie sposób precyzyjnie przewidzieć. Poza tym, to rzadkość by rynek żywności w Polsce tak długo utrzymywał wysokie tempo wzrostu cen, biorąc pod uwagę co już mamy za sobą.
Obawiam się, że równorzędnym czynnikiem pchającym ceny żywności w górę jest popyt wewnętrzny. Wystarczy spojrzeć na ceny produktów z koszyka żywności (w koszyku inflacji), których ceny nie zależą bezpośrednio od wyników zbiorów. To, chociażby na przykład grupa „napoje bezalkoholowe”. Proponuje zwrócić uwagę na wyniki przemysłu spożywczego. Wyniki przemysłu wskazują, że roczny wskaźnik cen produkcji sektora spożywczego jest na poziomie 5% co, pomijając obecnie sektor tytoniowy, jest praktycznie ewenementem. Można w uproszczeniu powiedzieć, że w tym roku sektor spożywczy znacznie łatwiej niż w ubiegłym, przerzuca na konsumentów wzrostu cen surowców do produkcji. Ponadto, nie przeszkadza to w utrzymywaniu sporego jak na ten sektor tempa wzrostu sprzedaży – wg danych o produkcji sprzedanej przemysłu jest to blisko 9% realnie właśnie w III kwartale. Największą niespodzianką są wyniki finansowe sektora spożywczego. Rentowność sprzedaży brutto dla II i III kwartału wyniosła odpowiednio 6,6% i 6,7%, co jest wynikiem niemal niespotykanym w tym sektorze. Wynika więc z tego, że obecnie łatwiej jest przenieść na konsumenta obecnie wzrost cen surowców, a rywalizacja o marże jest trochę mniejsza w całym łańcuchu producentów i przetwórców żywności. Wygląda więc na to że przetwórcy mogli wziąć na siebie część wzrostu cen żywności (kosztem marży), ale nie ma takiej konieczności. Konsumenci w ostatnim roku, z kwartału na kwartał powoli coraz łatwiej akceptowali wzrost cen. To po prostu efekt poprawy sytuacji ekonomicznej Polaków.
Najnowsze wyniki inflacji powinny uświadomić niektórym członkom RPP, że dotychczasowe podwyżki stóp następowały zbyt wolno. Zbyt późno rozpoczęto ten proces. Mam jednak nadzieję, że RPP nie wpadnie w panikę w jaką wpadł rynek finansowy. W okresie grudzień-styczeń RPP nie powinna się posuwać do podwyżki większej niż 25 pkt. w przypadku niekorzystnych danych o inflacji.