Kiedy 5 maja przygotowywałem krótki wpis o nastrojach na krajowej giełdzie, nie ukrywałem że gracze rynkowi zbyt łatwo przeszli w nadmierny optymizm. Tydzień w tydzień, dominująca część komentarzy wskazywała na to że krajowe indeksy wzrosły w maju (a już szczególnie w czerwcu) zbyt wysoko i można było odnieść wrażenie że komentatorzy próbują wręcz wywołać korektę będąc niezadowoleni z tego, że rynek ignoruje ich wcześniejsze prognozy. W takim przypadku zawsze staje to najtrudniejsze pytanie: co jest punktem odniesienia dla określenia „indeks wzrósł za dużo”, „indeks wzrósł za mało”. Podpowiedzią zadaje się być analiza techniczna. Nie uważam się za specjalistę w tej dziedzinie i tą część dorobku świata analityków używam jedynie pomocniczo. W ciekawością czytam natomiast komentarze oparte na analizie technicznej. Na osoby wspierających się tymi komentarzami czekała jednak niemiła niespodzianka. Gdzieś tak od miesiąca, część analityków bazująca na analizie technicznej, wyraźnie unikała oceny wskazującej z czym mamy do czynienia. Oceny stawały się niejednoznaczne, a już w czerwcu można było spotkać w ogólnopolskiej prasie ekonomicznej lub mającej ekonomiczne działy, opinie że korekty do ostatnich wzrostów (mowa o II kwartale) może nie być. To jeden z powodów, dla których mam dystans do analizy technicznej, chociaż akurat w takich okresach jak obecnie powinna ona dawać oparcie. Ewolucja poglądów analityków została natychmiast wyłapana w mało wyszukanych komentarzach internatów po poniedziałkowym spadku.
W mojej ocenie może i obecny poziom indeksów nie byłby zły w ujęciu średnioterminowym, ale dręczyło mnie pytanie, czy aby na pewno gracze rynkowi, którzy uciekali w popłochu z akcji jeszcze w styczniu i lutym, tak od razu uwierzyli w poprawę sytuacji makroekonomicznej na świecie i w Polsce. Gdy tak porównać reakcję giełd oraz komentarze i dane makroekonomiczne, dochodzi się do wniosku, że rynek uwierzył że korekta gospodarcza na świecie była głęboka, ale krótkotrwała i w kształcie litery V, a teraz należy się zadośćuczynienie w postaci chociaż króciutkiej hossy. Czy taki scenariusz makroekonomiczny jest możliwy? Teoretycznie tak. Ale tylko teoretycznie. Ja osobiście nie wierzę, że rynek (w rozumieniu graczy rynkowych) który ma niską świadomość makroekonomiczną i do niedawna banalnie łatwo wpadał w panikę, potrafiłby to uzasadnić. W mojej ocenie, zachowanie krajowych indeksów w okresie ostatnich trzech miesięcy to efekt kilku czynników. Z całą pewnością rynek zdał sobie częściowa sprawę ze skali paniki w jaką wpadł przed kilku miesiącami. Teraz wiec odreagowuje panicznym lękiem że nie zdąży przed wzrostem indeksów giełdowych. Wczorajsza korekta na warszawskiej giełdzie jest świetnym przykładem tego jakie napięcie jest na rynku i brak orientacji jakie poziomy WIGu są zasadne. Kolejnym czynnikiem wzrostów z ostatnich miesięcy jest rosnąca świadomość, że powoli warto powiększać portfele akcji i/lub inwestować w fundusze. W tym ostatnim przypadku, to raczej zarządzający korygują strukturę funduszy niżby to było efektem wzrostu zainteresowania gospodarstw domowych lokowaniem wolnych środków w fundusze. Z całą pewnością niebagatelne znaczenia miał udział tych inwestorów (w tym zagranicznych) którzy słusznie obstawili iż warto zaryzykować na polskim rynki zakup akcji z początkiem roku i poczekać na odreagowanie rynku kilka miesięcy by wyjść ze sporym zyskiem.
Nie będą jednak ukrywał, że i ja byłem bliski modyfikacji oceny rynku, czy też mówiąc dokładniej – modyfikacji prawdopodobieństw poszczególnych scenariuszy. Inwestowanie w fundusze w zasadzie przerwałem w kwietniu i czekałem co będzie dalej, wierząc w korektę. Modyfikacja miała polegać na tym że rynek w dłuższym terminie będzie się jednak starał utrzymać poziomy z maja i czerwca. Plan był więc taki by wracać do inwestowania, ale mniejszymi niż dotychczasowe kwotami i z większym odstępem czasu. Przyjąłem, że korekta będzie się odwlekała w czasie. Do kiedy? Do czasu kiedy rynek w końcu zauważy, że kryzys z jakim mamy obecnie do czynienia nie mija w parę miesięcy i będzie niestety widoczny w wynikach finansowych przedsiębiorstw i danych makroekonomicznych.
Wszystkich teraz nurtuje pytanie, do jakiego poziomu ewentualna korekta może dojść. Nie wierze w powrót do poziomów z lutego, a przynajmniej uważam to za bardzo mało prawdopodobne. Rynek już wie, że to za niski poziom. Wątpię by korekta sięgnęła trwale dalej niż do okolic 26 tys. – 27 tys. pkt. dla WIGu w najbliższym kwartale.