Jestem po stronie rządu

Być może faktycznie znowelizowany plan dochodów z dywidend to brutalny drenaż, ale zanim krytycy „przejadą” się po rządzie, proponowałbym postawić się w roli ministra finansów. Sytuacja gospodarcza i budżetowa jest niecodzienna i niestety niecodzienne decyzje trzeba podejmować. Warto przypomnieć, że w bieżącej dekadzie rola dywidendy w zasilania budżetu wzrosła kilkakrotnie. W latach 2000-2005 wpływy z dywidendy do kasy państwowej zawierały się w granicach 200-500 mln zł. W 2005 wpływy sięgnęły nieco ponad 2 mld zł, by w trzech kolejnych latach oscylować wokół 3 mld zł. W budżecie na 2009 rok zaplanowano wpływy z dywidend spółek z udziałem Skarbu Państwa, na ok. 2,9 mld zł. W uproszeniu można zaryzykować twierdzenie, że są to wpływy optymalne w sytuacji kiedy gospodarka mknie w tempie 3-5% PKB rocznie. Trudno się dziwić że na 2009 zaplanowano kwotę zbliżoną. W okresie przygotowywania prognoz budżetowych można było jeszcze w taką wartość wierzyć. Sytuacja makroekonomicznie zmieniła się radykalnie i od przełomu roku makroekonomiści oswajali Polaków ze spadkiem tempa PKB w 2009 r. nawet do poziomu 0%, a na dodatek wiadomo również było że możliwości wypłat dywidendy przez instytucje finansowe będą mocno ograniczone. Świadomość tego i tak niczego nie mogła zmienić w planach rządu bo było już grubo za późno, a skala korekty PKB i co za tym idzie przychodów i kosztów budżetu, zmusiła do szukania rozwiązań, mówiąc najdelikatniej, niestandardowych.

Wpływy z dywidend w znacznej większości pochodzą z kilku dużych podmiotów, jak KGHM, PKO BP, PZU, spółek paliwowych czy elektroenergetycznych. Rzadko kiedy wszystkie te firmy osiągały zysk jednocześnie (tzn. wszystkie w każdym roku) lub zysk stosownie duży, ale sytuacja większości była na tyle dobra że zapewniała godziwe wpływy. Na ogół też Skarb Państwa ma w nich przeważający udział co dawało pewien komfort w podejmowaniu decyzji o skali dywidendy.

Nadeszły jednak trudne czasy i Ministerstwo Finansów wraz z Ministerstwem Skarbu muszą wyciągnąć ze spółek pieniądze większe od planowanych. Planowane wpływy postanowiono zwiększyć aż o 5 mld zł. KGHM, PKO BP i Grupa PZU dają każde z osobna od 1 mld do 1,5 mld zł. Rekordzistą w tym roku ma być PGE z kwotą 2,7 mld. W rzeczywistości trudno przesądzać o ostatecznych wyniku, ponieważ wśród akcjonariuszy spółek jest ogromne zróżnicowanie zdań i silny sprzeciw by maksymalizować wartość dywidendy tylko ze względu na determinacje rządu. Przedstawiciele rządu nie ukrywają że motywowani są bieżącymi kłopotami z realizacją budżetu, a wpływy z dywidend to niemal podstawa założeń w nowelizacji budżetu. Przypomnę, że zwiększenie deficytu tylko o 9 mld zł rząd chce uzyskać z działań przedstawionych na początku roku na kwotę ponad 19 mld zł, z dodatkowych wpływów z dywidend i oszczędności w poszczególnych ministerstwach na kwotę 3 mld zł.

Uważam, że potrzeba chwili uzasadnia sięganie w niespotykanej skali po pieniądze spółek Skarbu Państwa. Tak naprawdę rząd stanął przed niebywale trudnym dokonania bilansu strat i zysków w bardzo krótkim czasie, biorąc pod uwagę że dostosowywanie wydatków w obecnych okolicznościach cechuje się ogromną bezwładnością. To lepsze działanie niż dalsze zwiększanie deficytu a planowane dywidendy nie będą miały tak silnego negatywnego wpływu na działanie firm jak próbuje się sadzić.

Faktycznie niezbyt zgrabnie na tle zaleceń KNFu o zatrzynanie całego zysku, wygląda decyzja dotycząca PKO BP. Uważam jednak, że wpływ wyniku za 2008 tego banku na akcję kredytową jest mocno przesadzony, szczególnie jeżeli spojrzy się na ten problem z perspektywy całego sektora bankowego z Polsce. Podnoszony był też zarzut, ze wyłamanie się PKO BP z zaleceń KNF jest nieetycznie i zniechęci prywatne banki do zatrzymania zysków. Ja postawiłbym sprawę inaczej: to bankom prywatnym powinno na tym zależeć by poprawić w oczach opinii społecznej i rynku swój wizerunek, i nie widzę sensu by uzależniały swoją postawę od działań Skarbu Państwa.

Niesmaczne też jest atmosfera wokół kwestii dywidendy w koalicji rządzącej. Okazuje się, że wśród ministrów rządu i koalicjantów jest spore zróżnicowanie w tej kwestii, co objawia się m.in. deklarowaniem publicznie niezrozumienia i niechęci wobec działań Ministerstwa Skarbu. Wygląda więc na to, że ten temat nie był dobrze przedyskutowany w kolacji rządowej, gdyż część polityków koalicji (szczególnie z PSL) wierzy że musi być jakiś inny „cudowny” sposób na pomnożenie pieniędzy. Sugestie iż oczekuje się od koalicjanta (PO) spotkanie na którym przedstawi on faktyczny stan państwa, wskazują jedynie że chętnych do firmowania własnych nazwiskiem trudnych decyzji zawsze ubywa w ciężkich chwilach.

Podsumowując, pomysł z drastycznym podniesieniem wpływów z dywidendy podyktowany jest niecodzienną sytuacja makroekonomiczną i budżetową. W całym rachunku wad i korzyści po jego obydwu stronach jest duża lista argumentów przy być może niedużym saldzie korzyści, ale nominalnie jest to aż 5 mld dodatkowych środków ( o ile uda się ostatecznie je zebrać), co pozwoli na złapanie oddechu przed przyjęciem założeń budżetu na 2010 r. Nie wyobrażam sobie natomiast by rząd planował pozyskanie 8 mld w przyszłym roku, bo uzyskanie nawet połowy tej kwoty będzie graniczyło z cudem.

Grono ekonomistów czy analityków rozumiejących decyzję rządu i szukających dla niej uzasadnienia  jest bardzo małe. Większość niestety skorzystała z komfortu iż są jedynie komentatorami, więc popisywała się swoją pryncypialnością.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.