Kiedy porównuje się nasze dane makroekonomiczne z kondycją gospodarczą UE, to faktycznie jest się z czego cieszyć. Oby tak dalej.
A czym się tak bardzo różnimy? Nasze budownictwo pędzi (jak na warunki europejskie) w tempie kilkanaście procent yoy. Dość podobna sytuacja jest w Finlandii, ale w tym przypadku częściowo jest to zasługa wychodzenia z zapaści jakiej ten sektor doświadczył w 2009. W I półroczu spadek produkcji sięgnął tam ok. 20%. Generalnie dynamika produkcji budowlanej w UE utrzymuje minimalną ujemną dynamikę. Dopiero w tym roku możemy mówić praktycznie o zatrzymaniu się spadku produkcji budowlanej. Niestety sytuacja pomiędzy poszczególnymi krajami jest niezwykle zróżnicowana i nie ma co oczekiwać budowlanego boomu. Z jednej strony jest wspomniana Finlandia oraz Francja i Niemcy. W tych dwóch ostatnich krajach dynamika roczna jest w przedziale 0% do 6%, Na tle obecnych nastrojów rynkowych i sytuacji w sektorze budowlanym UE, to i tak niezła informacja. Niemniej z drugiej strony mamy budownictwo Hiszpanii i Irlandii gdzie w II kw tego roku spadki produkcji yoy sięgały 20%.
Dynamika roczna sprzedaży detalicznej w UE po minimalnym ożywieniu w 2010 r. (głównie efekt bazy) odnotowuje skromne spadki. W gruncie rzeczy sprzedaż detaliczna w UE w ostatnich dwóch jest względnie stabilna. Dla porównania podam, że w latach 2005-2008 sprzedaż detaliczna w ujęciu yoy rosła w średnim tempie 2,5%, a w niektórych miesiącach dynamika sięgała nawet 4%.
Produkcja sprzedana przemysłu w UE po rodzących nadzieję wynikach IV kw 2010 i I kw 2011 r. (średnia dynamika odpowiednio: 7,7%; 6,3%) traci impet. W czerwcu produkcja yoy wzrosła już tylko o 1,7%. Cieszyły bardzo wyniki Niemiec. Średnia dynamika yoy dla kwartałów IV 2011, I kw i II kw 2011, była następująca: 12,7%; 12%, 7,8%. Sądzę że m.in. dane za ostatni kwartał 2010 i pierwszy kwartał 2011 przyczyniły się do podtrzymania dobrych nastrojów na rynkach finansowych i wśród ekonomistów. Liczono się wprawdzie ze spowolnieniem, ale nabranie przejściowego rozpędu na przełomie roku dawało nadzieję na to, że dotknie ono gospodarkę europejską w niewielkim stopniu. Dane z przełomu II i III kw bieżącego roku, zostały odebrane jako zimny prysznic i przypomnienie, że kryzys i jego odłożone skutki nie dadzą o sobie tak łatwo zapomnieć.
PKB w IV 2010 w UE wzrósł o 2,1% yoy i 2,5% w kolejnym. Wg najnowszych danych w II kw 2011 PKB w UE wzrósł o 1,7%. Gospodarka Niemiec w kolejnych kwartałach 2010 i 2011, rosła w tempie: 2,3%, 3,9%, 3,9%, 3,8% oraz 4,8% i 2,8% (wstęne wyniki). Generalnie tempo 2,7% to dla gospodarek rozwiniętych dobry wynik, ale po kwartałach wcześniejszych oczekiwano 3,2% w II kw 2011 r. Można więc mówić o pewnym zaskoczeniu. Słabnące tempo wzrostu gospodarczego w UE, wywołało kolejną falę korekty tempa rocznego PKB dla roku bieżącego i przyszłego. Przykładowo, jeszcze w czerwcu MFW prognozował tempo PKB dla UE na 2,0% i 1,7%. W porównaniu z wcześniejszą prognozą, wynik dla 2012 już obniżono delikatnie o 1 pkt. bazowy. Ostatnio zapowiedziano już kolejną korektę prognoz. Na 2010 prognoza będzie obniżona do 1,9% a na 2012 do 1,4%.
Słabnące wyniki gospodarki UE zaczęły wywoływać obawy o nasze tempo wzrostu w 2012. Do tej pory średnia z prognoz ekonomistów wskazywał na wartość zbliżoną do 4% wzrostu PKB. Gorsza niż oczekiwano kondycja gospodarcza krajów UE rozpoczęła falę korekt wśród polskich ekonomistów. Biorąc pod uwagę relacje pomiędy tempem wzrostu naszej gospodaki a gospodarki UE, w tym Niemiec, proponuje przyjąć na chwilę obecna że uzasadniona jest korekta naszego wzrostu o kilka pkt. bazowych. Warianty negatywne, mówiące o na przykład 2% tempa PKB w 2012 wydają się nazbyt pesymistyczne. Straszą nie tylko słabym tempem, ale i konsekwencjami. Przy tempie poniżej 3% PKB mamy problem z przyrostem wpływów budżetowych (dokładniej: podatkowych) co poważnie utrudni nam walkę z deficytem finansów publicznych. Jeżeli towarzyszyłoby temu osłabienie złotego, to groziłoby nam przekroczenie 55% progu zadłużenia. Przy tak słabym tempie PKB nie ma mowy o spadku bezrobocia w polskich warunkach.
Mam jednak nadzieję, że aż tak źle nie będzie. Moja wiara oparta jest na symptomach stabilizacji wyników gospodarczych UE i – potwierdzonej przez wyniki PKB w II kw – relatywnie stabilnym popycie wewnętrznym oraz powoli rosnącym nakładom inwestycyjnym.