Bez zbędnego rozgłosu, na stronach Ministerstwa Finansów pojawił się komunikat o treści: Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów podjął decyzję o zakończeniu prac studyjno-analitycznych związanych z tzw. jednolitym podatkiem. Do tego jednostronicowe uzasadnienie, z którego połowa nie ma nic lub niewiele wspólnego z ideą podatku jednolitego.
Pomysł podatku jednolitego przypomniała Polakom Platforma Obywatelska w ubiegłym roku. Rozwiązanie to miało ściągnąć uwagę potencjalnych wyborców. Niestety podatek jednolity prosty jest tylko z nazwy, a w prostych słowach nie sposób wyjaśnić zasady jego działania. Umysł ludzki buntuje się już na wstępie i trudno się dziwić. No bo jak system obecnych niełatwych w wyliczeniu dla przeciętnego obywatela różnych składek i ulg przełożyć na jeden podatek? Już na ‘dzień dobry’ obywatel się boi, czy aby czegoś na tym nie straci. Wydaje się, że PO nazbyt wielu głosów podatkiem jednolitym w wyborach nie pozyskała.
Podatek jednolity sam w sobie złym rozwiązaniem nie jest. Wszystko zależy od tego co obejmuje i wg jakich zasad te płatności są potem rozdzielane. Osobiście mam do tej idei stosunek obojętny. Mamy już wypracowany system płacenia podatków i składek, więc opakowywanie tego jeszcze w podatek jednolity, powiększyłoby tylko zamieszanie i niezrozumienie systemu podatków i składek. Podatek jednolity miałby większy sens gdybyśmy chcieli radykalnie przebudować system podatków i składek płaconych przez osoby fizyczne oraz ich podziału i dystrybucji na poziomie centralnym. Jeżeli jednak indywidualizujemy na przykład składki na usługi służby zdrowia, emerytalne oraz indywidulanie naliczamy PIT wraz z wmontowanymi w PIT ulgami, to sztuczne kompresowanie tego w podatek jednolity raczej nie ma sensu. Pytań i wątpliwości jest mnóstwo i na nie zresztą szybko natknęli się politycy PiS.
PiS zainteresował się podatkiem jednolitym na początku bieżącego roku. Opinia publiczna po raz pierwszy dowiedziała się o podatku z ust polityków PiS gdzieś na przełomie I i II kwartału. Wcześniej partia ta nie wykazywała większego zainteresowania tym pomysłem, stąd spore zaskoczenie. Już z pierwszych informacji i wywiadów widać było, że inicjatywa została podjęta ad hoc, bo w wypowiedziach polityków PiS roiło się od wahań, braku odpowiedzi na wiele – w tym prostych – pytań. Łatwo było dostrzec szereg sprzeczności w zapowiedziach i podejściu do rozwiązywaniu problemów jakie podatek jednolity nastręcza. Uderzała ogromna wiara jaką w podatku jednolitym pokładana. Wiara tym dziwniejsza, że politycy PiS mieli problem z wyjaśnieniem co takiej przełomowego nowa formuła podatkowa ma dać.
Moim zdaniem zainteresowanie podatkiem jednolitym wśród polityków PiS wynikało z przekonania iż pod tą formułą uda się ukryć próbę ratowania finansów publicznych, udawania realizacji obietnic wyborczych i ukrywania dodatkowych obciążeń części podatników. Cokolwiek PiS obiecywał, to i tak nie wymagało to wprowadzania podatku jednolitego. Obecny system można upraszczać, a stawki dla poszczególnych obciążeń modyfikować w zależności od kierunku zmian.
Wizja podatku jednolitego jak rysowała się z przekazu PiS była chyba najgorsza z możliwych. W uproszczeniu, wyliczono łączne obciążenia przypisane do naszych wynagrodzeń i na tej podstawie wyprowadzono stawki podatku jednolitego. Pracodawca wyliczałby podatek, a podział na składki byłby dokonywany przez wskazaną do rozliczenia instytucję państwową (urzędy skarbowe lub oddziały ZUS). Jednym z wyzwań okazała się kwota wolna od podatku (skromne możliwości państwa), nowe opodatkowanie przedsiębiorców (w porównaniu z obecnym systemem) czy ….zwiększenie obciążenia bogatszych podatników.
Z wielkich obietnic dot. kwoty wolnej, PiS ostatecznie wycofał się do realizacji – i to po najmniejszej linii oporu !! – wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2015 r. Problemem nie do przeskoczenia okazało się nowe ujęcie opodatkowania przedsiębiorców, co zresztą w dzisiejszej informacji o zaniechaniu dalszych prac uczciwie podano. A już skandalem moim zdaniem była próba wciśnięcia w podatek jednolity większego opodatkowania bogatszych podatników.
W tym ostatnim przypadku (bogatsi podatnicy), PiS próbował ratować finanse publiczne (deficyt w FUS) i pokracznie wycofać się z decyzji sprzed prawie 10 lat o zmniejszeniu progresji w PIT. Bogatsi podatnicy płacą składki ZUS do czasu przekroczenia 30-krotności śred.wynagrodzenia. Biorąc pod uwagę, że mamy system emerytalny zdefiniowanej składki, wskazany próg nie jest żadnym przywilejem i jeżeli kogoś to ratuje, to raczej ZUS. Wg polityków PiS tzw. bogaci mieli dalej opłacać składki, co podnosiłoby progresję opodatkowania w podatku jednolitym. Inaczej mówiąc, byłoby to takie prymitywne (i nieco ukryte) podnoszenie skali podatkowej. No i tu pojawił się kolejny problem, bo raz nazywano to składką a innym razem podatkiem (PIT). Wśród polityków PiS pojawił się rozdźwięk, czy – jeśli to składka – to dodajemy ją do kapitału emerytalnego, czy nie (co byłoby emerytalnym oszustwem) i wtedy mechanizm wyliczania składki emerytalnej stałby się w pewnym sensie składnikiem regulacji PIT.
Mimo wielu wątpliwości, politycy PiS i ministrowie rządu z uporem zapowiadali poważne zainteresowanie podatkiem jednolitym. Wprowadzenie podatku zaczęła oficjalnie zapowiadać również premier rządu, Beata Szydło, co dobitnie pokazuje jak wielkie – mimo braku wiedzy i poważnych analiz – nadzieje rząd pokładał w podatku jednolitym. Ale nadzieje na co, trudno mi powiedzieć. Jeszcze we wrześniu i październiku przekonywano opinię publiczną do podatku jednolitego. Całe szczęście, że w końcu z pomysłu rząd się wycofał. Sposób realizacji wyroku TK ws kwoty wolnej oraz sztucznego uzupełnianie progresji w PIT za pomocą kontynuacji płacenia składki emerytalnej, dobitnie pokazuje że PiS nie ma pomysłu na modyfikację PIT.