Akcje Morawieckiego. Sytuacja wysoce niezręczna.

2017_12_14_cena_akcji_BZ_WBK

Chyba nie tak to powinno było wyglądać. Mam na myśli akcje BZ WBK w posiadaniu premiera Morawieckiego. Na szczęście, dzięki presji mediów i (części) opinii publicznej, M.Morawiecki podjął decyzję o sprzedaży akcji. Informację podano po południu 13 grudnia, czyli wczoraj. (na załączonej ilustracji zaprezentowany jest wykres cen akcji BZ WBK w latach 2015-2017; stooq.pl).

Jednym z istotnych składników majątku premiera są akcje BZ WBK, czyli banku, któremu przez lata szefował. M.Morawiecki na koniec 2016 r. wykazał  m.in. 13,7 tys. akcji. Ostatnie oświadczenie majątkowe jest sprzed roku, ale z treści niedawnego komunikatu Ministerstwa Rozwoju możemy domniemywać, że liczba akcji najprawdopodobniej nie uległa zmianie. Wg Min.Rozwoju, premier zamroził swoje akcje, czyli – jak rozumiem – nie podejmuje żadnych decyzji z nimi związanych. Tylko, że brak takiej decyzji w tym akurat przypadku, też jest decyzją, wbrew pozorom. Szczególnie gdy się spojrzy na zmiany cen akcji banków w latach 2015-2017 i weźmie pod uwagę decyzje i pomysły rządu dotyczące sektora bankowego. Jeżeli przyjmiemy, że liczba akcji jest stała, to między jesienią 2015 r., a grudniem 2017 wartość akcji wzrosła z 4,1 mln zł do 5,1 mln zł.

Przypomnę, że ceny akcji sektora bankowego podlegały w okresie ostatnich trzech lat ogromnym zmianom. Do tego stopnia, że (moim zdaniem,) organy nadzorujące funkcjonowanie giełdy powinny zwrócić uwagę, czy ktoś (politycy i członkowie rodzin) ‘nie skorzystał’ przy okazji ze zmian. Tym bardziej, że głównym powodem zawirowań na giełdzie, w tym w sektorze bankowym, byli właśnie politycy z obecnej koalicji rządowej.

W 2015 r. kilka partii politycznych zaprezentowało swoje pomysły na pomoc frankowiczom. To był tylko wstęp do tego co w kampanii wyborczej wygadywali politycy prawicowi, w tym niestety, obecny prezydent. Politycy koalicji prawicowej demonstrowali antypatie do banków z zagranicznym kapitałem, zapowiedzieli wprowadzenie podatku bankowego i monstrualne wsparcie dla frankowiczów, które miało być sfinansowane przez banki. Do tego doszły koszty bankructwa i przejęcia SKOKów. W 2015 r. indeks WIG Banki spadł o ok. 25%. W 2016 r. ulegał wahaniom na niskim poziomie, by w tym roku piąć się w górę i powrócić obecnie do poziomów z początku 2015 r.  

Zwycięstwo w wyborach parlamentarnych koalicji prawicowej w 2015 r. nie było wcale takie pewne, więc M.Morawiecki nie miał powodu pozbywać się akcji przed ogłoszeniem wyniku wyborów. Kiedy natomiast dołączył do grona ministrów, akcje banków, w tym BZ WBK, były bliskie swoich lokalnych minimów. Minimum przyszło w styczniu 2016 r., gdy prezydent ujawnił swoje pierwsze pomysły dotyczące wsparcia dla frankowiczów, wiedząc przy tym, że są nierealne i na pewno nie wejdą w życie

M.Morawiecki musiał być pewien jesienią 2015 r., że akcje banków są zbyt niskie. W zależności od przyjętego punktu odniesienia, gdyby pozbył się wtedy akcji, jego strata na portfelu akcji sięgałaby od mniejszych czy większych kilkuset tysięcy złotych, do ok. 1 mln zł. Wiedział też, że ustawa frankowa w jednej z najbardziej obciążających banki wersji nie wejdzie w życie. Inwestorzy nie byli tacy pewni, bo politycy PiS straszyli na całego co chwilę nowymi pomysłami dla sektora bankowego. Notabene ten koncert pomysłów trwa do dzisiaj, bo prezydencka propozycja dot. pomocy dla frankowiczów (nie mówię tutaj o tzw. ustawie spreadowej) jest swego rodzaju opcją finansową dla frankowiczów bez precyzowania warunków. Ponadto M.Morawiecki pełniąc funkcję ministra finansów i premiera miał i ma bezpośrednio i pośrednio wpływ na działanie instytucji regulujących i kontrolujących działania sektora bankowego. Wpływ polityczny wykazałem powyżej.

Minęły ponad dwa lata i trzeba powiedzieć, że warto było akcje utrzymać. Cena za akcje BZ WBK powróciła na koniec 2017 r.,  na poziom 370 zł. Trzeba jednak uczciwie zaznaczyć, że intencje M.Morawieckiego nie są znane i być może ze swojego punktu widzenia, ‘zamrożenia’ akcji nie postrzega jako czyn naganny. Tylko, że nie chodzi tu o postrzegania, a o zasadę. Tym ważniejszą, że nawet ‘zamrożenie’ może być celowe i przynieść profity. Nowemu premierowi przyniosło.

Nie mamy w Polsce jednoznacznej regulacji w tym zakresie dla polityków. Pozostaje więc moralność i kontrola mediów. Z pierwszą bywa różnie, a druga niekoniecznie jest skuteczna. Bywali jednak w Polsce politycy, którzy z chwilą podjęcia się wysokiej funkcji publicznej, pozbywali się akcji. M.in. Mateusz Szczurek.

Na świecie praktykowane jest m.in. oddanie akcji w zarząd funduszu inwestycyjnego. Możliwości jest wiele. Moim zdaniem, politycy z najwyższej półki powinni z chwilę objęcia publicznych funkcji akcje jak najszybciej sprzedać i lokować spieniężone aktywa w obligacje skarbowe, fundusze inwestycyjne oparte na tego typu instrumentach (dłużnych), czy po prostu lokować w banku na standardowej lokacie (najlepiej w banku ‘państwowym’). No i oczywiście walutą lokaty powinien być polski złoty. Jakimś wyjściem mogły by być akcyjne fundusze inwestycyjne (lub o podobnym charakterze), ale to co się działa w latach 2015-2017 z indeksem WIG, WIG20 i WIG Banki powoduje, że  to rozwiązanie również budzi wątpliwości.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.