Trzeba przyznać, zrobiło się niemiło. Członkowie RPP wskazani przez senat, czyli przez opozycyjną większość, zaczęli w mediach śmielej zwracać uwagę na dwie kwestie. Pierwsza, mniej znana, to utrudnienia w funkcjonowaniu członków RPP. Chodzi o zasady poruszania się w budynku NBP, możliwości wzajemnej komunikacji oraz komunikacji z personelem NBP pracującym m.in. na potrzeby RPP. Chodzi też o zasady zapoznawania opinii publicznej z własnym zdaniem m.in. na konferencjach RPP. Druga kwestia, to pogarszający się przekaz merytoryczny w postaci oficjalnych dokumentów RPP. Minutki po ostatnim spotkaniu RPP są tego przykładem. Jest też wątpliwość, czy RPP poprawnie wykonuje to, do czego jest powołana? Pytanie jak najbardziej zasadne. Wymienione problemy ujawniły się już jakiś czas temu. Dopiero jednak dzięki odwadze i determinacji członków RPP wybranych przez senat, spory i nieprawidłowe praktyki pojawiły się na pierwszych stronach gazet.
Zarzuty dotyczące poruszania się członków RPP w budynku NBP oraz zasad współpracy członków RPP i komunikacji z pracownikami NBP zdają się być prawdziwe. A.Glapiński oraz Departament Bezpieczeństwa NBP generalnie starają się im przeczyć, ale nie odnoszą się do konkretnych przykładów, a odpowiedzi są bardzo ogólne i wymijające. Temat z pozoru jest błahy, ale skoro kiedyś można było względnie swobodnie się poruszać i komunikować z pożytkiem dla jakości pracy członków RPP, to dlaczego z tego rezygnować lub podporządkowywać rygorowi uzyskiwania zgody na spotkania lub pozyskanie informacji? Wygląda na to, że prezesowi Glapińskiemu nie zależy na ułatwieniu współpracy i wymiany argumentów między członkami RPP. Prezes najwyraźniej lubi też wiedzieć i mieć kontrolę nad tym, co interesuje członków RPP. Trochę to małostkowe.
Ewidentnie prezes Glapiński stara się powoli ograniczyć swobodę wypowiedzi członków RPP w mediach i na konferencjach po posiedzeniach RPP. Uzasadnieniem ma być względna jednolitość przekazu i budowanie wizerunku spoistego ciała jakim ma być RPP. Trzeba więc przypomnieć, że w RPP od chwili jej powstania (1998 r.) były różnice zdań i członkowie RPP tego nie ukrywali. Świadomie wybiera się dziewięciu członków RPP przez sejm, senat i prezydenta (po trzech), by zasiadali w tym gronie różni ekonomiści, ale świadomi tego do czego są powołani. Dziesiątym członkiem RPP jest prezes NBP. Zróżnicowanie poglądów widać było zawsze po ujawnianych wynikach głosowań i po wypowiedziach prasowych. Decyzje RPP czy poglądy poszczególnych jej członków zawsze wywoływały spory i krytyczne komentarze. Czasami zasadne, a czasami tylko dla kreowania się poszczególnych ekonomistów w mediach. Taka jest cena wolności słowa i swobody wymiany argumentów. Zresztą o czym my dyskutujemy, skoro sam prezes NBP ma na koncie mnóstwo niepoważnych wypowiedzi, czy ewidentnych merytorycznych wpadek.
Próba redukcji w mediach głosu członków RPP będzie i tak nieudana, ponieważ formalnie prawo tego nie zabrania. Wydaje się, że prezes Glapiński próbuje sobie przypisać prawo kształtowania medialnego przekazu w imieniu RPP. Jest chyba przekonany, że uda mu się tak ukształtować przekaz by podporządkować go swojej wizji lub, mówiąc dosadniej i precyzyjniej, pod potrzeby polityki rządu.
Druga z poruszonych kwestii, to wartość merytoryczna oficjalnych przekazów RPP. Mam na myśli m.in. minutki po posiedzeniach RPP, pełną informację po posiedzeniach RPP, czy też konferencje organizowane dzień po posiedzeniach, czyli słynne już występy prezesa NBP. Wymienione przekazy od chwili przejęcia RPP przez nominatów PiS (w 2016 r.), zamiast koncentrować się na faktycznych problemach polityki pieniężnej i trzymania w ryzach inflacji, łagodziły ton na rzecz wsparcia dla polityki gospodarczej prowadzonej przez koalicję prawicową. PiSowska większość w RPP usilnie stara się usprawiedliwiać rząd i skutki prowadzonej przez rząd polityki. Niezwykle celnym przykładem są minutki po ostatnim posiedzeniu RPP. Z niewielką przesadą można powiedzieć, że ich przekaz sprowadza się do usprawiedliwienia pasywnej postawy RPP i zrzucania całej winy za inflację na makroekonomiczne otoczenie. Zaś głównym sposobem walki z inflacją wydaje się być czekanie aż inflacja sama spadnie. Nie mogła się z tym pogodzić Joanna Tyrowicz, wybrana do RPP przez senat i upubliczniła swoje poprawki naniesione na tekst minutek, niezwykle celnie punktując ich miałkość i merytoryczną nijakość. Wywołało to oburzenia prezesa NBP, niemniej nie odważył się podjąć merytorycznej polemiki i ograniczył się tylko do żenujących uwag o pracy członków RPP za ponad 37 tys. zł miesięcznie. J.Tyrowicz postanowiła zwrócić uwagę, że minutki stają się merytorycznie nierzetelne, a ich treść (to już moja uwaga) skupia się na tym co prezes NBP i pozostali nominaci PiS chcą przekazać czytelnikom. Problem polega na tym, że treści przekazywane przez RPP mają cechy przekazu politycznego, zamiast być chłodną oceną zespołu ekspertów.
Należy docenić swego rodzaju bunt senackiej trójki wobec działań prezesa NBP i PiSowskich nominatów w RPP i życzyć skuteczności. Samego zaś prezesa NBP nie rozumiem. Nie ma sensu upolitycznianie komunikatów RPP i ukrywanie błędów rządu czy pasywności RPP. Opinia publiczna i tak nie śledzie przekazów medialnych NBP, a intelektualna ekwilibrystyka A.Glapińskiego nie robi wrażenia na makroekonomistach.
Polityka niestety doszła też do teoretycznie niepolitycznej instytucji jaką powinna być RPP.
Ekwilibrystyka to znakomity wybór rzeczownika dla uczynienia puenty. Należy jednak koniecznie zauważyć, że nie jest to termin wiązany z walorami intelektu, tylko cyrkowy. I takiego przymiotnika należałoby użyć, uwalniając się od owej poprawności. Bo bycie poprawnym to cnota, ale są okoliczności, kiedy wypada być już tylko dosadnym i nie jest to bynajmniej nieprzystojne. Ponieważ nie jestem tu u siebie, (poprawnie) poprzestanę tylko na takim komentarzu wobec najgorszego prezesa banku narodowego na świecie, uwzględniając Afrykę.
Zgadzam się. I teraz jest pytanie i wyzwanie dla decydentów jak zmodyfikować wybór członków RPP, by uniknąć (lub zredukować) upolitycznienia. Był taki pomysł za czasów koalicji PO-PSL, by rozciągnąć w czasie proces wymiany członków RPP. Inicjatywa upadła na etapie przepisów przejściowych.
„są okoliczności, kiedy wypada być już tylko dosadnym i nie jest to bynajmniej nieprzystojne.”.
Może i są okoliczności, ale pytanie tylko, co to da i – pamiętajmy jednak – są jakieś zasady. Niedawno R.Sikorski zwymyślał jednego z urzędników rządowych. Chodzi o Macieja Wąsika. M.Wąsik błyskawicznie pokazywał to jako brak kultury po stronie opozycyjnej. Spierajmy się lepiej w Polsce na argumenty. To bardziej boli.
W przypadku sporu o RPP, media bardziej skupiają się na zasadach funkcjonowania członków RPP w budynku RPP. Przedstawicielom NBP łatwiej bawić się w manipulację na tym odcinku.. Tymczasem pani Tyrowicz w swoich poprawkach do minutek po posiedzeniu RPP niezwykle trafnie ujęła jałowość merytoryczną minutek. Nieprzypadkowo prezes NBP jak ognia unika sporu na gruncie merytorycznym. Można być może być dosadnym w jego ocenie, ale można również podkreślać, że boi się tej dyskusji. I na to właśnie powinny zwrócić uwagę media. Media niestety tego wątku praktycznie nie podjęły. Szkoda.
A – z ciekawości zapytam – w opisywanym sporze ‘senackich’ członków RPP, jak miałaby wyglądać dosadność?
Nie wiem. Wyraziłem oczekiwanie o dosadności, w opozycji do poprawności, aby w niczym nie oszczędzać tego pana w ocenie jego profesjonalizmu i jak najczęściej informować go o tym, że nigdy nie był odpowiednią osoba na piastowanym urzędzie. A ruch “senackich” członków RPP doceniam, ale chciałbym jednocześnie, aby klarownie definiowano zarzuty i uruchamiano wnioski formalne w tej kwestii do wszelkich organów.