Premier chwali się niskim bezrobociem w gospodarce. Nowa ekonomia?

Premier Morawiecki lubi się chwalić i nie ma dnia, żeby tego robił. Ostatnio dosyć często chwali się niskim bezrobociem. Wszystko to często okraszane jest hasłem nowej ekonomii i zburzenia starych (wiadomo: neoliberalnych) paradygmatów. Czy faktycznie zaszło coś wyjątkowego, co miałoby być zasługą obecnej koalicji rządzącej? I tak i nie. Jak to z premierem Morawieckim bywa, cokolwiek powie, trzeba zweryfikować.

Spór o gospodarkę i zatrudnienie ma – nie ma tego co ukrywać – ostry podtekst polityczny. To spór o rządy koalicji PO-PSL i obecnej.

Na wstępie dodam, że analiza rynku pracy i co dokładnie wpłynęło na poziom zatrudnienia proste nie jest i łatwo o udowadnianie tego co się chce. Szeregi czasowe udostępniane przez GUS dotyczą grup przedsiębiorstw, typów zatrudnienia itd. Do tego co jakiś czas modyfikowane są zasady prezentacji i liczenia, co nie ułatwia spojrzenia na rynek pracy z perspektywy już nawet dwóch dekad. Oczywiście dla chcącego nie ma nic trudnego, więc z tego niemal morza danych, sporo dowiedzieć się można.

Jest faktem, że poziom bezrobocia jest w Polsce wyjątkowo niski. I vice versa: poziom zatrudnienia wysoki. Wg danych aktywności zawodowej wg BAEL, bezrobocie spadło do 3%. Na tym poziomie utrzymuje się, przy niewielkich wahaniach, od 2020 r. Mamy jeden z najniższych wskaźników bezrobocia w UE.

Na koniec 2015 r. osób pracujących wg BAEL było blisko 16 mln. Na koniec 2022: 16,8 mln osób. Różnica, to 0,84 mln osób. Co ciekawe, poprzednia koalicja rządząca na koniec 2015 r. i po siedmiu latach osiągnęła nieco lepszy efekt, bo 0,98 tys. W rzeczywistości wynik PO-PSL i obecny, to w dużym stopniu efekt szeregu czynników. M.in. zmiany rozwoju efektywności gospodarki, zmian jej struktury, odporności na szoki wewnętrzne i zewnętrzne. Kolejne roczniki napływające na rynek pracy są coraz lepiej przygotowane i dostosowane do zmian i zapotrzebowania rynku pracy. Z biegiem dekad stajemy się społeczeństwem bogatszym, które coraz więcej wydaje zarówno na proste, jak i zaawansowane usługi.

Wahania trendu w obniżaniu wskaźnika bezrobocia mocno uzależnione są od zmian koniunktury gospodarczej. Tutaj więcej szczęścia miała obecna koalicja rządowa. PiS zaczął rządy po opanowaniu przez poprzednią ekipę rządową ogromnego deficytu finansów publicznych po kryzysie finansowym z lat 2007-08 i tuz przed falą ozywanie gospodarczego, jaka przeszła przez nasz region i świat. Tak naprawdę, rząd PiS początkowo konsumował korzystne trendy jakie zapoczątkowały się kilka lat wcześniej.

Nieco inaczej możemy patrzeć na ostatnie mniej więcej cztery lata. Czy jednak mieliśmy do czynienia z nowym modelem gospodarczym? Mocną wątpię. Oczywiście można się spierać i przyjąć, że do pełnej oceny gospodarczych skutków rządów PiS należy jeszcze poczekać 3 lub 4 lata. Być może. Warto zaważyć, że o ile premier i część polityków PiS chętnie mówią o nowym modelu gospodarki, to już nie opisują na czym ten model miałby niby polegać. W zasadzie jedynym akcentowanym argumentem są transfery społeczne. Kompletną porażką tego rządu są inwestycje. Dane GUS są bezlitosne, dlatego premier publicznie do tych danych się nie odnosi. Opinie publiczna – przykładowo – nie wie też tego, że rozkręcenie akcji transferów społecznych (dodatkowe emerytury) przypadło na okres przejściowego spadku kosztów obsługi długu publicznego z powodu niskich stóp. Wiadomo było, że to zjawisko przejściowe i już jest już za nami. Rząd zamiast wypracować lepszy wynik finansów publicznych na gorsze czasy, rozdał ‘zaoszczędzone’ w ten sposób pieniądze obywatelom wmawiając przy tym, że to trwały efekt nowych rządów.  

Jednym ze sposób na ‘wygenerowanie’ środków na transfery społeczne było wstrzymywanie tempa wzrostu wydatków wybranych pozycji. Z pewną ciekawostką mieliśmy do czynienia w sektorze edukacji. W relacji do PKB, PiS powoli obniżał wydatki na edukację, w tym na wynagrodzenia (w relacji do średniej krajowej).

Można przyjąć, że pewien (może i niemały) skutek dla skali zatrudnienia miały transfery społeczne, które mogły przyczynić się do popytu na pracę, pompowanie pieniędzy w ramach akcji ratowania gospodarki po covid, tolerowanie wysokiej inflacji i szerokie transfery finansowe nazywane tarczami antyinflacyjnymi. Pytanie tylko, czy wszystkie te kroki były przemyślanym zestawem działań w ramach polityki społecznej o długoterminowych skutkach, czy tylko ruchami o podłożu politycznym. Obawiam się, że tym drugim. Pytanie też, czy tolerowanie wysokiej inflacji jest środkiem na ratowanie zatrudnienia. Teorię z inflacją politycy PiS wykreowali stosunkowo niedawno. Tymczasem szereg ekonomistów zwracało uwagę już od kilku lat, że Polska (rząd i NBP/RPP) ma skłonność do lekceważenia zagrożeń inflacyjnych, co może mieć przykre konsekwencje dla gospodarki.

Czy mamy więc do czynienia z pro-zatrudnieniową polityką? Pytanie tylko, czy wspieramy zatrudnienie transferami społecznymi, czy może bardziej – i długoterminowo – inwestycjami. Przykładowo, Polska na sporo do nadrobienia w zakresie redukcji energochłonności gospodarki. Do średniej unijnej wciąż nam daleko. Zmniejszenie energochłonności poprawiłoby pozycję naszych dóbr i usług w unijnej i światowej rywalizacji. To tylko wybrany drobny wycinek.

Podejrzewam, że o czasy rządów PiS będziemy się spierać w przyszłości podobnie jak o przemiany z lat 90-tych.

 

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.