ZBP ma koniec maja przedstawił swoją propozycję dla frankowiczów. Propozycja wywołała sporo kontrowersji. Dość często określano ją jako zbyt skromną. Z informacji jakie można w mediach zdobyć o propozycji ZBP to głównie skromna prezentacja z wynikami wyliczeń plus komentarze dziennikarzy ekonomicznych, którym udało się poznać nieco więcej szczegółów. Ale nie narzekam, bo dzięki tym informacjom udało mi się „wyjść na dane” zaprezentowane w prezentacji NBP.
Propozycja ZBP skierowana jest do osób, którym obsługa kredytu pochłania min. 70% dochodów. Dodatkowo program byłby ograniczony do lokali i domów stanowiących miejsce zamieszkania. W przypadku mieszkań brane byłyby pod uwagę lokale o powierzchni maks. 75 m kw , a domów jednorodzinnych – maks. 150 m kw. Tak więc ZBP koncentruje się na osobach w trudnej sytuacji materialnej z powodu wysokości raty lub słabych dochodów. Dochody byłyby określane na podstawie PIT z roku wcześniejszego.
W prezentacji ZBP oparł się na przykładzie kredytu frankowego udzielonego w I kw 2008 r. Kredyt frankowy 135,0 tys. w CHF co dawało prawie 301,0 tys. pln. Kredyt udzielony na 30 lat. Taki przykład plasuje się nieco powyżej średnich wartości (w rozumieniu terminu i kwoty) dla kredytów walutowych zaciąganych w czasie boomu na kredyty walutowe (głównie frankowe). W maju 2016 potencjalny frankowicz pojawia się w banku i deklaruje zainteresowanie programem ZBP. Kryteria lokalowe spełnia, a rata 1,6 pln o kilkadziesiąt złotych przekracza 70% dochodów frankowicza. Na dzień zgłoszenia, frankowicz ma do spłaty kapitał, który w pln wynosi 400,0 tys. Dla porównania dodam, że kredytobiorca „złotowy” (kredyt w złotych, oparty na WIBORze i zaciągnięty w I kw 2008 r.) miałby do spłaty niemal 260 tys. pln. Bank zamienia kapitał pozostały do spłaty, formalnie wyrażony w CHF na pln. Do tego LIBOR zamieniany jest na WIBOR, ale za to wysokość marży z kredytu frankowego pozostaje bez zmian. Do tego termin spłaty będzie wydłużony o maks. 20% czasu pozostałego do spłaty, ale nie więcej niż 5 lat. Nasz potencjalny frankowicz z przykładu ZBP, miał w chwili zgłoszenia się do banku (maj 2016) formalnie spłacać kredyt jeszcze przez niemal 22 lata. Wydłużenie czasu o wspomniane 20%, powoduje dodanie kolejnych ponad 4 lat spłaty. Po transformacji kredytu na „złotowy”, nasz kredytobiorca ma kredyt na nieco ponad 26 lat, formalnie 400 tys. pln do spłaty, ratę ok. 1,8 tys. pln i stopę procentową WIBOR + dawna marża z kredytu frankowego. Czyli kwota wyrażona w pln ta sama co była, stopa procentowa większa o ok. 1 pkt. proc., rata rośnie z 1,6 tys. pln na 1,8 tys. pln. Gdzie tu korzyść, skoro już rata „starego” kredytu wynosiła 1,6 tys. pln i przekraczała 70% dochodów kredytobiorcy? Ano taka, że w tym momencie pojawia się z pomocą bank. Bank bierze na siebie spłatę kwoty powyżej wartości 70% dochodu kredytobiorcy. ZBP określił kwotę dochodu przykładowego kredytobiorcy na 2,25 tys. pln, z czego 70% to 1,58 tys. pln. Bank redukuje klientowi ratę, w wartości przekraczającej 1,58 tys. pln. Czyli zamiast 1,8 tys. pln, nasz kredytobiorca płaci tylko 1,58 tys. pln, a resztę bank umarza. I tak w kolejnych latach o ile zajdą do tego warunki. Przy założeniu niezmiennych parametrów do końca terminu spłaty, bank umarza łącznie ponad 78 tys. pln, czy 13% spłat jakie formalnie kredytobiorca miałby płacić po przewalutowaniu.
Wg szacunków ZBP warunki pomocy spełnia 25-30 tys. frankowiczów, czyli maks. 5% z ogółu obsługiwanych kredytów frankowych. Wartość pomocy jest szacowana na 1,6 mld pln do 2,7 mld pln.
Faktycznie, warunki programu zaproponowanego przez ZBP ograniczają pomoc do wąskiej grupy zainteresowanych. A sama wartość pomocy jest dość skromna, tym bardziej, że rozłożona na lata.
Porównywanie pomysłu ZBP z obietnicą prezydenta nie ma sensu, ponieważ prezydent postanowił uszczęśliwić wszystkich frankowiczów i to do poziomu kosztów kredytów złotowych opartych na stawce WIBOR.
Ja nadal jestem gorącym zwolennikiem przedstawienia opinii publicznej historii kredytów frankowych w Polsce, to co takiego te kredyty, sytuacji gosp. domowych które je zaciągnęły, faktycznej skali obciążeń spłatą i publicznej dyskusji nad skalą odpowiedzialności za własne decyzje. Jestem przekonany, że znaczna część opinii publicznej będzie zaskoczona.
Zaletą propozycji ZBP jest jej konstrukcja. Propozycje pochodzące z sektora bankowego zawierają elementy o charakterze warunkowym i wskazują poziomy lub zdarzenie, które wywołują uruchomienie pomocy, jej skalę i czas jej udzielenia. Kolejną zaletą takiego podejścia jest uniknięcie w dużym stopniu jednorazowego odpisania strat. Moim zdaniem kompromisem byłaby pomoc o wartości łącznej dwa razy większej od zaproponowanej przez ZBP. Można by wtedy pomóc gosp. domowych w najtrudniejszej sytuacji. Niestety wymęczeniu jakiegoś rozsądnego kompromisu nie pomógł rząd ani prezydent. Wręcz przeciwnie. Prezydent w kampanii wyborczej obiecał nierealny i bardzo populistyczny pomysł, a rząd za priorytet uznał ściągnięcie kilku mld zł podatku z sektora finansowego. Do tego dochodzi ratowanie oszczędności klientów upadających SKOKów. To jak sądzę tłumaczy w znacznym stopniu, dlaczego skala proponowanej przez ZBP pomocy jest postrzegana jako relatywnie skromna.