Od poprzedniego posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej upłynęły zaledwie ok. trzy tygodnie. Na tle obecnych oczekiwań cięcia stóp od 0,25% czy 0,5% do nawet 1,75% w grudniu, obniżka z listopada może się wydać śmiesznie mała, czy wręcz kosmetyczna. Podawanie oczekiwań Krzysztofa Rybińskiego (cięcie do 4%) jako max. oczekiwań jest być może pewnym nadużyciem z mojej strony, gdyż jest on jedyna osobą z grona znanych makroekonomistów, który podał tak skrajne oczekiwania. By być dokładnym dodam, że nie tyle jest to prognoza decyzji RPP, co zalecenie na tle stale aktualizowanych prognoz gospodarczych.
Wpierw jednak warto przypomnieć, cóż takiego wyjątkowego stało się w ciągu miesiąca że analitycy tak znacznie zaostrzyli swój oczekiwania. Przede wszystkim stale pogarszają się prognozy dla największych gospodarek na przyszły rok. Korzystne wyniki inflacji potwierdzają, że przynajmniej w krótkim terminie można porzucić lęki o inflację. Tym łatwiej więc obniżać stopy procentowe by pobudzić gospodarki poszczególnych krajów. W USA stopy właśnie obniżono niemal do zera. Najważniejsze światowe indeksy giełdowe i nasz krajowy, zdają się osiągać tzw. twarde dno. O trwałym odbiciu nie ma na razie mowy.
Na tym tle Polska faktycznie wydaje się być wyspą. Jednak dane o PKB za III kw rozczarowały niskim wzrostem nakładów inwestycyjnych. Sporym zaskoczeniem okazały się wyniki importu i eksportu za październik opublikowane przez NBP. Dane o inflacji za listopad i prognoza zmian cen składników koszyka inflacji na 2009, wskazują że nie powinno być problemu z obniżeniem inflacji przynajmniej do górnej granicy celu inflacyjnego (3,5%). W efekcie pojawia się pytanie czy śmielej nie ciąć stóp w grudniu. Kolejne ciecie o 0,25% byłoby już chyba przez rynek przyjęte ze zdumieniem. Wypowiadane przez członków RPP opinie w ostatnich tygodniach wskazuję, że nie powinno być problemu z obniżeniem stóp. Spór może dotyczyć tylko kwestii o ile stopy obniżyć. Nie ma co ukrywać, że nadal poruszamy się po omacku w trudnej do uchwycenia rzeczywistości gospodarczej. Obecnie pytanie więc nie brzmi: o ile dokładnie ciąć, ale jak daleko można się posunąć w cięciu stóp by stanowiło to kompromis pomiędzy niezwlekaniem z pomocą gospodarce (obniżenie kosztu pieniądza) a niewprowadzaniem kolejnego błędnego sygnału do gospodarki, który mógłby zakłócić procesy gospodarcze za kilka kwartałów. Inaczej mówiąc wolałbym by utrzymać rolę stopy procentowej jako bodźca makroekonomicznego, gdzie decydenci (RPP) patrzą dalej niż tylko na najbliższe 3-4 kwartały, a nie sprowadzać stopy referencyjnej do roli czynnika psychologicznego.
Przypominam, że ograniczenie limitów na udzielanie lokat międzybankowych na kilka miesięcy spowodowało, że WIBOR jest sztucznie zawyżony. Tak więc na przykład stawka WIBOR 3M jako najpopularniejszy indeks oprocentowania kredytów nie oddaje rzetelnie obrazu rynku. W przypadku rynku płynnego, można powiedzieć że WIBOR 3M w obecnych okolicznościach makroekonomicznych jest zawyżony o ok. 0,5%. Nie widzę powodu by RPP tak łatwo miała wyręczać rynek, który od przynajmniej kilku tygodni niezbyt rzetelnie pełni swoją rolę.
No więc o ile ciąć? Sądzę ze warto zaryzykować ciecie o 0,5%, czy max. o 0,75% w grudniu. Obstawiam raczej pierwszy wariant. Oczywiście pojawia się wątpliwość czy w ogóle powinno się oczekiwać jakiejkolwiek obniżki w grudniu. Przecież w jedenastoletniej historii działania RPP tylko raz podjęto decyzję o zmianie stóp w grudniu. Było to w 1998 r. I też była to sytuacja wyjątkowa, bo Rada cięła stopy aż o 2,5%. Później grudzień był omijany i konieczne decyzje o zmianie stóp podejmowano w listopadzie lub dopiero w styczniu kolejnego roku. W obecnych okolicznościach przesuniecie decyzji na styczeń nie byłoby chyba zbyt rozsądne.
Propozycja K.Rybińskiego o sprowadzeniu stóp do 4% wydaje mi się na ta chwilę zbyt mocna. Pomijam już to że pojawiłaby się sugestia iż RPP kompletnie nie wie co się dzieje w gospodarce i wykonuje gwałtowne ruchy w oparciu o medialne lęki o tempo wzrostu PKB w przyszłym roku. Na taka decyzję jest jeszcze za wcześnie. I wcale nie mam na mysli tylko czekania na to kiedy dane makroekonomiczne potwierdzą realizowanie się najgorszych prognoz makroekonomicznych. W dużym skrócie chodzi mi m.in. o to że bardzo gwałtowne ruchy stopę referencyjną mogą przyczynić się do gwałtownych reakcji gospodarki, jak na przełomie dekad w naszym przypadku.