Już dawno nie czekałem z takim zainteresowaniem na dane NBP o rachunku obrotów bieżących (za październik) i o podaży pieniądza (za listopad). Pierwsze z nich to trochę kubeł zimnej wody, kiedy się spojrzy na dynamikę roczną importu i eksportu. Eksport skurczył się o 1,2% a import wzrósł tylko o 4,5%. Dla przypomnienia podam, że od 2004 roku odnotowywaliśmy dwucyfrowy wzrost obrotów handlowych. Średnia dynamika wzrostu eksportu i importu w euro wynosiła pomiędzy 15% a 20%. Oczywiście taka dynamika była nie do utrzymania w dłuższym czasie i bodaj wszystkie, a przynajmniej dominująca większość prognoz makroekonomicznych od blisko roku wskazywała na jednocyfrową dynamikę. Tak więc spadkiem tempa nie powinniśmy być zaskoczeni, ale skoro szło nam tak dobrze to cóż się nagle stało październiku. Czyżby spadek koniunktury w Europie Zachodniej miał aż tak nagłe konsekwencje? Trudno w to uwierzyć. Odpowiedź mogą być dane GUSu o strukturze krajowej importu i eksportu i dane szczegółowe wg działów gospodarki. Niestety te ostatnie to już rarytas dla każdego analityka. Sezonowość (dane za październik 2007) też nie daje odpowiedzi na pytanie o gwałtowny spadek dynamiki, chociaż miała ona pewien wpływ na dane za dwa wcześniejsze miesiące, czyli sierpień i wrzesień. Trzeba też przyznać, że analiza zmian dynamik w poprzednich latach też nie daje wielkiego pocieszenia. Mimo wszystko, nie widzę powodu do siania paniki i zalecam posługiwanie się trendem zmian. Krótko mówiąc, spadek obrotów handlowych, w tym szczególnie eksportu, nie może być zaskoczeniem i musimy przyjąć że przejściowo (kilka miesięcy?) dynamika eksportu w najlepszym wypadku będzie kilkuprocentowa. W najlepszym, bo w rzeczywistości w euro, dynamika może się wahać w okolicach zera. Deficyt handlowy wyniósł aż 1,66 mld euro, co było wartością gorszą od ubiegłorocznej o ok. 0,6 mld euro. I to głównie wymiana handlowa wpłynęła na pogorszenie się salda obrotów bieżących. Roczny deficyt w relacji do PKB wynosi już 5,4% wobec 5% w grudniu 2007. Deficyt obrotów bieżących dość mocno rośnie od początku 2006 r, kiedy odnotował wyjątkowo niską wartość (zaledwie 1,6%). W tym roku przyrost deficytu wyraźnie zwolnił.
Jak rzadko kiedy, dość dobrze naszą sytuację w handlu międzynarodowym pokazują dane wyrażone w złotych. Z blisko 20% w 2006 roku, dynamika eksportu i importu systematycznie spadała do przedziału 0%-5% dla trzymiesięcznego trendu. Gdyby nie osłabienie złotego do euro o kilkanaście procent w okresie lipiec-październik, to dynamiki byłyby już pewnie ujemne od 2-3 miesięcy.
Dane o elementach podaży pieniądza nie potwierdzają zatrzymania akcji kredytowej przez banki ani przedsiębiorstw ani gospodarstw domowych. I pewnie to jest powodem, że o ile dane o imporcie i eksporcie trafiły na pierwsze strony portali internetowych w częściach ekonomicznych i części gazet, to wyniki podaży zostały w zasadzie tylko „obowiązkowo” skomentowane. No cóż, taka natura miediów. Teraz w cenie są tylko wiadomości niekorzystne. Dla przypomnienia podam, że złoty wobec dolara osłabił się w listopadzie już tylko o 2,5% a wobec euro o 3,4%, czyli dość skromnie jak na to co przeżyliśmy w sierpniu czy październiku. Zwracam na to uwagę, ponieważ w wynikach akcji kredytowej w październiku, osłabienie złotego istotnie wpłynęło na wzrost zaangażowania w kredytach.
Kredyty dla przedsiębiorstw wzrosły w listopadzie o 1,4% w porównaniu z październikiem. Dokładnie o taki sam wzrost był rok temu. Ważne jest to iż wzrost miał miejsce po sporym wzrośnie w ubiegłym miesiącu (3,5%). Po odliczeniu osłabienia złotego w listopadzie i wpływie tego na część walutową zaangażowania krajowych podmiotów, to wzrost zadłużenia w złotych wyniósł ok. 1%. Wynik słabszym, ale wciąż cieszy. Nie zamierzam w ten sposób udowadniać zjawiska odwrotnego do obaw o ograniczenie kredytowania, o czym niemal codziennie ktoś pisze w prasie ekonomicznej. Spadek tempa zadłużania podmiotów tez był wcześniej zapowiadany, chociaż być może nie takiej skali w jakiej się spodziewano ( nie tak łagodnie). Moim zdaniem głównym problemem obecnie jest ewentualna zmiana struktury produktowej, terminowej i branżowej banków w bieżącej polityce kredytowej.
Zaangażowanie kredytowe gospodarstw domowych wzrosło w listopadzie jedynie o 0,7%, co po uwzględnieniu skali zadłużenia w walutach, wskazuje że po odjęciu wpływu osłabienia złotego przyrost był ujemny o być może -1%. Ciekawie wygląda porównanie stanu zadłużenia gospodarstw domowych z końca listopada do stanu z końca września. Przy przyjęciu kilku uproszczeń (w tym osłabienie złotego), to wzrost zaangażowania w wyniósł ok. 1%, wobec blisko 5% w 2007 i 2006. W części złotowej kredytów, w analizowanym okresie wzrosło o niemal 6%, czyli niewiele mniej niż w dwóch poprzednich latach. Krótko mówiąc mamy do czynienia prawdopodobnie ze zwiększeniem restrykcyjności kredytowanie, ale nie z ograniczaniem akcji kredytowej.
NBP podał też dane szczegółowe dotyczące zobowiązań i należności za październik. Przyrost zaangażowania w walutach dla gospodarstw domowych sięgnął niemal 20%. Wygląda więc na to iż restrykcyjność w dostępie do kredytów walutowych pojawiła się z opóźnieniem dopiero w listopadzie lub desperacką walkę o kredyt dokonały dobrze usytuowane gospodarstwa domowe, które pierwotnie planowały zaciągniecie kredytu walutowego w późniejszym okresie. Jest to jedno z tłumaczeń dlaczego na rynku pojawił się problem z finansowaniem kredytów walutowych.
Wspólnym wysiłkiem podmiotów gospodarczych i gospodarstw domowych, depozyty ogółem wzrosły o 2,3% w listopadzie w porównaniu do października. W zależności od okresu przyjętego do porównań, listopad dał bankom dodatkowo prawie 3 mld złotych dodatkowych pieniędzy, tak bardzo teraz potrzebnych.