Obecnie politycy na polu ekonomii zmierzają się z kilkoma problemami, które zachęcają ich do wypowiadania zdania, a czasami wręcz zmuszają do zajęcia stanowiska które może nie spodobać się społeczeństwu. O ile partie wchodzące w skład rządu muszę te problemy podjąć, ryzykując utratą popularności, to opozycja i prezydent zdają się mieć do tego lekceważący stosunek. Do „opozycyjności” opozycji parlamentarnej można się było przez lata przyzwyczaić, ale prezydent chętniej powinien brać na siebie część problemów jakie przed nim postawiło społeczno-ekonomiczne życie. Mówiąc o problemach mam na myśli, sektor stoczniowy, tzw. kryzys finansowy i dramatyczne spadki indeksów giełdowych na całym świecie, wprowadzenie euro czy również pakiet ustaw jakie rząd chce przeprowadzić przez Sejm i Senat.
Wyzwania ekonomiczne jakie stanęły przed politykami ujawniły niechcąco solidny brak wiedzy ekonomicznej u prezydenta i byłego premiera oraz – ku mojemu zdziwieniu – zostały przez nich wykorzystane do deklaracji solidnego ideologicznego dystansu wobec gospodarki wolnorynkowej czy rynków finansowych. To ważna uwaga, bo rodzi poważne implikacje już nawet na najbliższą przyszłość. Długo nie trzeba było czekać. Zaledwie kilka godzin temu prezydent oświadczył że jest zwolennikiem referendum w sprawie prywatyzacji służby zdrowia. Jest to o tyle zaskakujące, że nikt służby zdrowia prywatyzować nie chce. Co do zasady, służba zdrowia ma pozostać „państwowa”.
Tematem euro media zostały zaskoczone przez premiera, a ekonomiści terminem jego wprowadzenia. Zgodzę się że dobrym pomysłem było wprowadzenie w końcu tego tematu pod polityczne negocjacje, ale styl był fatalny. Należało wymusić merytoryczną dyskusję. Zamiast tego premier stworzył sobie oponentów już na wstępie. Wypowiedzi panów Kaczyńskich prezentowane na okoliczność dyskusji o euro, wskazały zupełne nieprzygotowanie do tematu oraz lęk i nieznajomość tego czym euro jest i ma być. Często wplatane były wątki nie ukrywające niechęci do rynków finansowych i traktowanie globalnego rynku finansowego jako kolejnego podejrzanego układu. Przepraszam, że łącze wypowiedzi prezydenta i byłego premiera. Nie jest to przejaw moich pogladów politycznych. Tak łatwiej mi się pisze, a przede wszystkim poglądy i reakcje wspomnianych osób są niemal identyczne w poruszanych tematach.
Słynne 240 zł siły nabywczej jakie wg Jarosława Kaczyńskiego ma stracić przeciętny Polak (była chyba nawet mowa o emerytach) przy wprowadzenia euro, zaczerpnięty „z prasy”, wskazuje dodatkowo na mocno polityczne czy ideologiczne podejście do tematu. Każdy europejski polityk powinien mieć wypracowane zdanie na temat euro. Tymczasem okazało się, ze druga co do wielkości partia w Polsce nie ma ekonomicznego think tank’u z prawdziwego zdarzenia, a wiedzę o najważniejszych wyzwaniach czerpie z przypadkowego artykułu (były premier nie chciał nawet podać dokładnych namiarów). Podawanie 240 zł, to czystka kpina z osób które tą wypowiedź usłyszały. W przypadku emerytów oznaczałoby to utratę wartości nabywczej rzędu ¼. Wygląda na to że były premier nie zapoznał się z szeregiem raportów o wpływie zmiany waluty na ceny. Trudno również komentować wypowiedzi, iż szybkie przyjęcie euro będzie sprzyjało tylko spekulacjom na runku walutowym i że to raczej w interesie graczy finansowych euro ma być wprowadzone.
Formalnie panowie Kaczyńscy nie neguję konieczności wprowadzenia euro, niemniej odwlekają to w czasie o kilkanaście lat. Argument iż do euro warto wejść dopiero kiedy się mocno zbliżymy poziomem rozwoju gospodarczego do krajów Europy Zachodniej pozornie jest racjonalny, ale oznacza iż panowie Kaczyńscy zupełnie nie przyjmują czynników i scenariuszy wydarzeń, które czynią odkładanie tego bezcelowym a nawet krzywdzącym dla gospodarki. Prezydent zaapelował do rządu by podał wszystkie za i przeciw zmiany waluty sugerując iż premier coś ukrywa, a ja bym pytanie odwrócił i oczekiwał uzasadnienia że przyjęcie euro szybciej byłoby złym gospodarczo posunięciem.
Oczywiście solidna argumentacja należy się społeczeństwu ze strony rządu i – a tego się obawiam – próba wprowadzenia euro w ekspresowym tempie przy pomocy odwrotnej ideologii niż stosowana przez braci Kaczyńskich, rządowi na pewno nie pomoże, a wręcz zaszkodzi. Ja sam również bardzo często się spotykam z deklarowanymi obawami o uczciwość wymiany złotego na euro i skok cen prowadzący dodatkowo do utraty siły nabywczej otrzymywanych wynagrodzeń. Stąd dziwię się że słynne 240 zł jakie mają stracić emeryci, nie spotkało się z szeroką medialną reakcją rządu.
Kolejnym intrygującym tematem jest bieżący kryzys na rynku finansowym. Proponowane przez prezydenta spotkanie Rady Gabinetowej nie wnosi nic nowego, a będzie głównie rywalizacją o to kto bardziej troszczy się o bezpieczeństwo obywateli, co posłowie partii opozycyjnych już ujawniają. Moim zdaniem przedstawiciele rządu oraz instytucji odpowiedzialnym za nadzór i bezpieczeństwo systemu finansowego w Polsce odrobili swoją lekcję prawidłowo. Można oczywiście debatować, czy premier powinien co chwilę pojawiać się w telewizyjnych orędziach czy też deklarować coraz wyższe zabezpieczenie depozytów, albo wygłosić płomienne przemówienie w Sejmie. Medialnie jednak i tak nie wygrałby wyścigu z setkami dramatycznych doniesień, a do tego mógłby wywołać podejrzenie iż rząd faktycznie czegoś się obawia i coś ukrywa.
Od prezydenta oczekiwałem nie Rady Gabinetowej, a stwierdzenia że rząd i urzędnicy państwowi prawidłowo wykonują swoja pracę i monitorują sytuację w kraju i na świecie. Politycy ugrupowań lewicowych już chwalą się pomysłem podniesienia kwoty gwarantowania depozytów (skopiowanym zresztą) i faktem wprowadzenia instytucji gwarantowania depozytów w początku lat 90-tych, co było niczym innym jak przeniesieniem na grunt polski rozwiązań z krajów rozwiniętych. Prezydent zadeklarował, w kooperacji z UE, chęć wsparcia w obliczu kryzysu. Nie powiedział tylko kogo, dlaczego i na jakich zasadach. Drobiazg. Politycy PiSu maja pomysły, ale przedstawią je dopiero na wspólnym spotkaniu w Sejmie lub podczas spotkania Rady Gabinetowej. Jednym z pomysłów deklarowanych przez politykow tej partii jest racjonalne przygotowanie budżetu. Logika podpowiada, że musiałyby to być cięcia wydatków, ograniczenia wpływów lub większa elastyczność budzetu czyli zmniejszenie udziału wydatków tzw. sztywnych. Problem w tym, że wszelkie tego typu inicjatywy są przez partie opozycyjne i prezydenta w znacznym stopniu utracane.