Prezydent wcale nie chce mieć doradcy ekonomicznego

Niniejszy wpis to ciąg dalszy wpisu poprzedniego, w którym starałem się zwrócić uwagę że ująca t na brak w otoczeniu prezydent makroekonomisty. Zaznaczam, że nie oczekuje by każda osoba piastująca urząd prezydenta musiała być z wykształcenia czy wykonywanego zawodu, ekonomistą. Niewątpliwie jednak, i nie ma co tego ukrywać, że funkcja ta styka wybrańca narodu z problemami ekonomicznymi najwyższej wagi. Wagi ustrojowej. W minionych dniach byliśmy i jesteśmy nadal, świadkami wydarzeń o ustrojowym znaczeniu dla kraju i gospodarki światowej. Urząd prezydenta zdaje się bardzo pasywnie podchodzić do dziejących się wydarzeń. W swojej ocenie opieram się na wypowiedziach prezydenta oraz osób z jego najbliższego otoczenia, które doskonale wpisują się w ekonomicznego ducha prezentowanego przez prezydenta.

Trwający właśnie kryzys na rynkach finansowych, prezydent wykorzystał do wielokrotnego zademonstrowania sporego dystansu do gospodarki rynkowej i czegoś w stylu „a nie mówiłem, że……, ale nikt nie chciał mnie słuchać”. Że? Że liberałowie przeceniali zdolność mechanizmu rynkowego do radzenia sobie z problemami rozwoju ekonomicznego i racjonalności zachowań rynków finansowych. Tego typu wątpliwości nie są nowością i z mniejszym czy większym natężeniem przewijają się dyskusje na ten temat i niejednokrotnie prowadzą do podjęcia decyzji. Ja również w treściach na moim blogu daleki jestem od wyznawanie liberalizmu w krystalicznej postaci, co nie zmienia faktu iż jestem jak najbardziej zwolennikiem gospodarki wolnorynkowej. Jeden z wielu rezultatów takich decyzji leżał niedawno na prezydenckim biurku. Mam na myśli przenoszone na grunt prawa polskiego uregulowania unijnej dyrektywy MiFID dotyczącej rynku finansowego.

Zauważyłem, że obydwaj panowie Kaczyńscy kryzys finansowy wykorzystali również do zwrócenia uwagi iż jest on (oraz jego skala) skutkiem usuwania się państwa z życia gospodarczego. Padł wręcz przykład planu Paulsona, którego wejście w życie zostało rzekomo opóźnione przez polityków, którzy do ostatniej chwili, zwiększając tylko zamieszanie, starali się opóźnić jego wejście w życie, doktrynalnie (rzekomo) chcą trzymać państwo z dala od gospodarki. Prawda wyglądała zgoła inaczej. Plan przedstawiający cel i kryteria wydawania ponad 700 mld usd, to nie temat na jeden wieczór i kilka kartek a4. Należy pamiętać, że w takich przypadkach zrozumienie przyczyn kryzysu, poznanie racji wszystkich stron i przede wszystkim wypracowanie zasad i kierunków udzielania pomocy wymagało znacznie większej ilości czasu. Akurat polityczne przekomarzania miały tu niewielkie znaczenie i w gruncie rzeczy ograniczały się do zademonstrowania swojej postawy i wysłuchania stron. I tak było wiadomo, że plan wejdzie w życie. Tak naprawdę biorąc pod uwagę finansową skalę interwencji i czas w jaki opracowano zasady tej operacji, to można powiedzieć iż odbyło się to z prędkością światła. Można w zasadzie postawić odwrotną tezę. Wydaje się iż prezydent dość nonszalancko podchodzi do wydawania publicznych pieniędzy. Potwierdza to idea o konieczności działań na rzecz wsparcia gospodarki w obliczu kryzysu. Niestety prezydent nie podał skali środków i ich przeznaczenia. Nie określił też gdzie jest największe zagrożenie, albo gdzie może się ujawnić.

Strasząc złymi rynkami finansowymi i liberałami, prezydent i jego otoczenie nie chcą dodać, że część odpowiedzialności spada na zwykłych obywateli którzy wierzyli, że należą im się domy a jak to finansowo zorganizować jest problemem państwa. Warto też pamiętać, że ogromne korekty na rynkach finansowych są efektem ich wcześniejszego oderwania od realiów. To już wina rzesz inwestorów, w tym i drobnych, i ich nadmiernej pazerności oraz lekceważenia ryzyka.

Przy okazji kryzysu finansowego ujawniła się również słabość ośrodka prezydenckiego w postrzeganiu Unii Europejskiej. Prezydent zdecydowania lepiej czuje się roli krytyka Unii i utrzymywania dystansu to tego ponadnarodowego tworu. Unia to dla prezydenta przejaskrawiona kwestia energetyczna i grono państw nierozumiejących rzekomych zagrożeń na wschodzie. Ale właśnie teraz jest dobry moment by zwrócić uwagę na role Unii na rzecz obrony przed skutkami kryzysu i zaproponować rozwiązania które pomogą UE szybciej i w sposób skoordynowany działać w obliczu kolejnego kryzysu w przyszłości. To świetna okazja by zaprezentować Polakom  wizję Unii w aspekcie ekonomicznym. Niestety tego akcentu zabrakło. A pomysłu nasuwają się wręcz same. Obawiam się że dla prezydenta problem w tym przypadku polega na tym, że musiałby radykalnie zmienić nastawienie do UE i przyznać że działania w sposób skoordynowany wymagałoby częściowego przeniesienia decyzji na poziom władz UE.

Jeżeli prezydent chce pełnić rolę inicjatora i arbitra w przemianach społeczno-ekonomicznych, powinien pogodzić się z faktem iż jego rolą nie jest przesuwanie w przyszłość bieżących problemów ekonomicznych. Prezydent albo wierzy w swoiście pojmowaną gospodarkę społeczną, albo za wszelką cenę unika konfliktu z Polakami. Prezydent unika ważnych decyzji albo nie wiadomo po co, zrzuca z siebie ich ciężar i poddaje je pod osąd obywateli w referendum.

W najbliższym czasie parlament będzie się męczył nad poważnymi, ustrojowymi wręcz ustawami, a prezydent już ogłosił że ich nie zaakceptuje. Mam na myśli przede wszystkim ograniczenie branżowych przywilejów emerytalnych i komercjalizacje placówek służby zdrowia. To tak naprawdę w przeważającej mierze rozwiązania natury obiektywnej. Komercjalizacja placówek służby zdrowia nie oznacza ich prywatyzacji i jej głównym celem jest zaprzestanie zadłużania się jednostek ponad możliwości spłaty i poprawa zarządzania. Straszenie rzekomym dążeniem przekształconych placówek do osiągania zysku dla właścicieli, wynika chyba z niezrozumienia proponowanych przemian i przejaskrawiania zagrożeń. W kwestii finansowej chodzi przede wszystkim o zbilansowanie finansowe i większa efektywność.

Intryguje mnie pytanie czy zestaw pytań, jakie prezydent chce postawić Polakom w referendum. Formalnie prezydent chce spytać, czy Polacy godzą się na prywatyzację służby zdrowia. To pytanie niezgodne z prawdą i bardzo niedokładne. Służba zdrowia, co do zasady, w projektach obecnego rządu pozostaje „państwowa”. Obecna koalicja nie zamierza tego zmienić. Z biegiem lat natomiast sektor usług medycznych i ich finansowania, uzupełniany będzie o element prywatny. A tak swoją drogą, co będzie jak Polacy w referendum powiedzą „nie”. Zlikwidujemy prywatne przychodnie dentystyczne, która obejmują już niemal cały rynek?

Skumulowanie w krótkim okresie czasu ciekawych wydarzeń ekonomicznych zwróciło uwagę, na brak silnego merytorycznie doradcy ekonomicznego w otoczeniu prezydenta. Oczywiście można korzystać z opinii zbieranych doraźnie, chociaż jakość merytoryczna wypowiedzi prezydenta i jego otoczenia wskazuje, że nawet taki wariant nie jest realizowany. Biorąc pod uwagę poglądy prezydenta,  a szczególnie te spontanicznie deklarowane, oraz politykę kadrową (są doradcy od innych dziedzin) można śmiało powiedzieć, że prezydent nie jest tą sferą życia nadmiernie zainteresowany i nie czuje się w niej komfortowo. Nie interesuje go rola inspiratora ciekawych inicjatyw ekonomicznych ani arbitra przy rozstrzyganiu ekonomicznych problemów. Nie wykluczam że wskutek szeregu publikacji piętnujących świadomość ekonomiczną prezydenta, poszerzy grono swoich doradców. Obawiam się jednak, że będzie to osoba potwierdzająca obecne poglądy prezydenta.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.