Porównując założenia makroekonomiczne projektu budżetu na 2007 r., muszę przyznać że nie odstają one poważniej od obecnych przeciętnych przewidywań rynkowych, co należy ocenić pozytywnie. Nie mniej z tekstu założeń wynika, że założenia makroekonomiczne były formułowane II i III kw. tego roku, kiedy to ekonomiści dopiero poprawiali swoje prognozy po bardzo dobrych pierwszych miesiącach tego roku. Dlatego też prognoza średniej stopy referencyjnej NBP, czy inflacji odpowiada mniej więcej poglądom prezentowanym na rynku finansowym z tamtym okresie.
Można jednak spojrzeć na prognozy z innej strony. Obecnie krótkoterminowe prognozowanie jest znacznie prostsze (tzn. obdarzone dużym prawdopodobieństwem trafienia) ze względu na trwałość i siłę trendów w gospodarce. Na ogółem założenia budżetowe miały niewielką skłonność do przyjmowania scenariuszy (parametrów makroekonomicznych) korzystnych z punktu widzenia dochodów i wydatków budżetowych. Niemniej tam gdzie chciałoby się wskazać na ewentualne odchylenia (od średnich prognoz), to – powtarzam – są one raczej niewielkie i mieszczą się w paśmie dla poszczególnych wskaźników wyznaczonym przez prognozy innych podmiotów. Warto również pamiętać, że komercyjne podmioty czy osoby zajmujące się prognozowaniem potrafią się również mylić. W prognozach komercyjnych daje się dostrzec skłonność do bardziej krytycznego spojrzenia na gospodarkę. Co widać jeśli nie w prognozowanych wskaźnikach, to już na pewno w komentarzach do nich.
Zanim jednak przejdę do omawiania dalszej części założeń, chciałbym zaprezentować kilka refleksji. Co roku uchwalaniu budżetu towarzyszy atmosfera podniecenia wśród polityków, ekonomistów i publicystów. Rząd który firmuje dany budżet twierdzi, że to dobry budżet albo budżet na miarę możliwości. Ekonomiści stawiają zarzut, ze budżet nie jest rewolucyjny, bo nie reformuje finansów państwa. W rzeczywistości budżet do plan dochodów i wydatków w dominującej części (skala i kierunki) zdeterminowany. Budżet jest tylko jedną z części systemu finansowego. Problem obecnie jest nie w skali (redystrybucja w relacji do PKB), ale zasadach poboru dochodów i przyznawania środków z budżetu. Budżet to kompromis pomiędzy zaplanowanymi wydatkami, a możliwością ich sfinansowania przez podmioty i gospodarstwa domowe (85% – 90% dochodów budżetu centralnego to podatki). Wbrew wielu krytykom, udział redystrybucji środków finansowych przez państwo do PKB nie jest wcale w Polsce duży, a z drugiej strony bez problemów można wskazać obszary gdzie należałoby skierować środki na rozwój lub walkę z faktycznymi problemami społecznymi.
Budżet to strumienie pieniężne, czyli komu zabieramy i komu dajemy (państwo wpływa w ten sposób na działanie gospodarki). To szereg drobnych decyzji typu: zwiększamy budżet PAN lub przeznaczany środki na fundusz pożyczkowy dla drobnych przedsiębiorstw, czy budujemy kilka kolejnych kilometrów autostrady (średni koszt 1 km to kwota rzędu 5 mln EUR). W rzeczywistości w dominującej części wydatki są praktycznie niemożliwe do zmiany, czy też mówiąc dokładniej, możliwość manewru jest ograniczona. Trudno przecież zgodzić się na obniżenie emerytur przykładowo o 20% lub dać Policji o połowę środków mniej w porównaniu z rokiem wcześniejszym.
Z innego punktu widzenia nie ma co uciekać przed wnioskiem, że budżet to przejaw woli nie tyle politycznej co demokratycznej. Osobiście wolę podejście, że to nie politycy tworzą budżet, ale ludzie którzy ich wybrali. Polacy mają różne przekonania ekonomiczne, co ma przełożenie (nie upieram się że dokładne) na strukturę Sejmu. Tak więc z jednej strony liberałowie krytykują obrońców rolników za niskie składki do KRUSu, ale sami nie chcą słyszeć o wyższych składkach dla tych przedsiębiorców którzy mogliby płacić wyższe składki na ZUS niż tylko 60% podstawy wymiaru.
Wracając do głównego wątku, radykalne zmiany w strukturze podstawowych grup wydatków czy dochodów są mocno ograniczone. Można tu mówić o kilkunastu mld złotych i taki proces musiałby być rozpisany na dwa lub trzy budżety. Z wymienionych powodów budżet z natury rzeczy nie może być rewolucyjny czy też radykalnie inny od poprzednich i nie wiem dlaczego wobec budżetu są wysuwane tak silnie oczekiwania.
Marek Żeliński, październik 2006