Wyniki za kwiecień nie przyniosły niespodzianek. Uzyskaliśmy potwierdzenie dotychczasowych trendów. Zarówno tych dobrych oraz innych, które być może nie są zachwycając, ale będące mniej lub bardziej naturalną konsekwencją innych wydarzeń w gospodarce.
Ceny (inflacja) w porównaniu z marcem wzrosły o 0,7%. To dość dużo jak na kwiecień. W pewnym sensie można powiedzieć, że kwietniu „nadrobiliśmy” relatywnie niski wskaźnik marcowy. I taką też proponuje interpretację. W ujęciu rocznym inflacja wzrosła również o 0,7%. W marcu roczny wskaźnik inflacji wyniósł 0,4%, po 0,7% w lutym. Tak więc inflacja wraca na swoje dawne tory. Nie są to – co z uporem powtarzam – tory niebezpieczne. Patrząc na problem inflacji oczami Rady Polityki Pieniężnej, przypominam że cel inflacyjny wyznaczony jest pasmem 1,5% – 3,5%. W zależności od tego w jakim tempie i w jakich okolicznościach inflacja będzie wracać do tego pasma, tak RPP będzie korygowała gospodarkę stopami procentowymi.
Tym razem na zmianę miesięcznego wskaźnika inflacji największy wpływ miały czynniki nieżywnościowe. Tu mam na myśli przede wszystkim wzrost cen nośników energii dla gospodarstw domowych (np. gaz) oraz transportu. Wszystkie czynniki energii od wielu miesięcy rosną szybciej niż inflacja. Roczny wzrost cen nośników energii ważony ich udziałem wyniósł w kwietniu o 7,8%. W „koszyku” transportu również podstawowym powodem wzrostu był nośnik energii – paliwo. Roczny wzrost wyniósł 4,4%.
Ceny żywności wzrosły dość charakterystycznie jak na kwiecień o 0,7% w porównaniu z marcem. No, próbując być dokładnym powinienem powiedzieć: troszeczkę za mocno.
Dość mocno wzrosły ceny produkcji sprzedanej, bo aż o 1,4% w porównaniu z marcem. Dla porównania podam, że średnia z kwietna dla lat 2000-2005 wynosi 0,6%, ale przy odchyleniu standardowym 0,9%. Gdyby jednak odjąć z tej próby badawczej kwiecień 2004 r. ze względu na anomalie cenowe spowodowane wejście do UE, to otrzymujemy wynik odpowiednio: 0,3% i 0,5%. Tu również dały o sobie znać sektory energetyczne. W sekcji górnictwa ceny w kwietniu w porównaniu z marcem wzrosły o 7,3%, w sekcji wytwarzania i zaopatrzenia w energię elektryczną, gaz i wodę ceny wzrosły 1,6%, w sektorze produkcji metali o 2,5%, a sektorze produktów rafinacji ropy naftowej i produkcji koksu o 8,0%. Udział wymienionych sektorów w tegorocznej produkcji sprzedanej to aż 28%. Do tego dochodzą sektory, gdzie wzrost cen był taki sam lub zbliżony do wyniku średniego. W kwietniu mieliśmy do czynienia z mieszaniną czynników jednorazowych oraz długoterminowych. Z jednej strony mamy do czynienia ze skokowymi wzrostami surowców energetycznych, a z drugiej konsekwencjami utrzymującej się dobrej koniunktury i to nie tylko w Polsce. Ponadto w zasadzie już od kilku miesięcy waluta krajowa nie pełni roli kotwicy cenowej, a przynajmniej nie w takim stopniu jak na przełomie 2004 i 2005 r.
W ujęciu rocznym ceny produkcji sprzedanej wzrosły aż do 1,6% z 0,9% w marcu. Tak więc kwietniowa presja cenowa była dość mocna. Wątpię jednak by presja cenowa w najbliższych miesiącach była aż tak silna. Należy pamiętać, że w pewnym stopniu mamy tu do czynienia z efektem bazy. Mierzymy więc dynamikę roczną poprzez odnosienie do cen z roku 2005 r., który był wyjątkowo umiarkowany. Średnia z rocznych wskaźników cen produkcji wyniosła zaledwie 0,7%.
W produkcji budowlano-montażowej ceny w porównaniu z marcem wzrosły o 0,3%. Trudno tu mówić o ewentualnej presji cenowej. Wskaźnik miesięczny jest większy niż w styczniu, lutym czy marcu, ale zaledwie o 0,1% do 0,2%. Jak na ta porę roku jest to zjawisko (tzn. wzrost) dość charakterystyczne. Biorąc pod uwagę przyczyny wzrostu omawianych wyżej wskaźników oraz sezonowość cen w budownictwie, można by powiedzieć że 0,3% to dość umiarkowany wzrost. Być może konsekwencje zmian cenowych w gospodarce przełożą się na budownictwo z pewnym opóźnieniem. Wskaźnik rocznego wzrostu cen wyniósł w kwietniu 2,1%, co oznacza minimalny spadek w porównaniu z miesiącami wcześniejszymi.
Pewną konsternację wywołały wyniki produkcji sprzedanej. W kwietniu roczny wzrost produkcji wyniósł zaledwie o 5,8%. Znowu powraca jednak kwestia liczby dni „roboczych” w miesiącu. Kwiecień bieżącego roku był krótszy od ubiegłorocznego o 2 dni, a to dość dużo. Kwestia różnicy dni nie jest chyba jednak całkowitym wytłumaczeniem. To kolejny powód dla którego wolę się posługiwać wartościami uśrednionymi z ostatnich miesięcy niż polegać na wyniku jednego (ostatniego) miesiąca. Gdyby jednak wziąć pod uwagę różnicę dni, to wyniki kwietnia nie ustępują poprzednim miesiącom tego roku. W komentarzach po publikacji wyników dało się jednak wyczuć pewną ostrożność. Wynika to pewnie z tego, że analitycy maja świadomość, iż produkcja sprzedana nie może wiecznie rosnąć w tempie co najmniej 10%.
Produkcja budowlana wzrosła rocznie jedynie o 4,1%. Biorąc pod uwagę miesiące wcześniejsze z przełomu 2005 i 2006 r. można chyba już powiedzieć, że produkcja budowlano-montażowa w rozumieniu działalności mieszczącej się w dziale PKD 45, nie będzie rosnąć szybciej realnie niż „kilka” procent. I chyba dobrze, bo 8-9 lat temu budownictwo doświadczało realnego wzrostu rzędu 20% i skończyło się to tragicznie w kolejnych latach. Budownictwo zapłaciło dużą cenę za dostosowania się do rzeczywistego popytu.
Kwiecień potwierdził utrzymywanie się popytu na kredyt. Wyniki kwietniowe zdają się jednak potwierdzać, że dynamika realnego wzrostu kredytów ma swoje granice. Mówiąc dokładniej – tempo wzrostu przestaje przybierać na sile. Dynamika realna roczna kredytów dla gospodarstw domowych sięgnęła 21%. Jedynie dwa razy w ostatnich miesiącach osiągnęła pułap 25% (w grudniu i marcu). Moim zdaniem jest to pozytywna informacja. Tempo wzrostu jest i tak duże, czy nawet bardzo duże, ale nie przekraczamy pewnego pułapu dynamiki pomimo, iż w tym samym czasie wzrasta zatrudnienie i wynagrodzenia.
Realna dynamika wzrostu kredytów dla podmiotów gospodarczych w kwietniu to słabiutkie 3%. Chociaż tutaj trend dynamiki w ostatnich miesiącach przypomina kredyty dla gospodarstw domowych, to proponuje nadać mu inną interpretację. Biorąc pod uwagę zmiany w dynamice kredytów dla przedsiębiorstw w ostatnich latach na tle koniunktury gospodarczej, a szczególnie sytuacji z ostatnich kwartałów, trudno obronić się przed myślą o niskim popycie na kredyt. Sądzę, że w bieżącym roku dynamika wzrostu będzie przybierać powoli na sile. Proces ten jest spowolniony przez podmioty/sektory, które rozwijają swoją działalność dzięki poprawie płynności i osiągnięciu znacznego zysku netto w minionych kwartałach. Wprawdzie wiele wskaźników potwierdza znaczne zasoby gotówkowe firm, ale z drugiej strony powinniśmy być świadkami niewielkiego spadku rentowności obrotu w bieżącym roku.
Marek Żeliński, czerwiec 2006