Wynagrodzenia – jak dzielić dochód



W publikacji „Klin podatkowy” wyraziłem nadzieję, że
będzie to początek poważniejszej dyskusji o problematyce płac, a dokładniej – o
obciążeniach. W ubiegłym tygodniu również w „Rzeczpospolitej” ukazał się
artykuł Andrzeja Wojtyny „Płaca minimalna ale maksymalne problemy” (profesor
ekonomii; członek RPP). Artykuł wprawdzie nie jest reakcją na wcześniejszą
publikację Janusza Jankowiaka i Mirosława Gronickiego, ale opiniuje poruszane
tam wątki, a przede wszystkim przedstawia pod dyskusję podział profitów z tytułu
wzrostu gospodarczego na tle stałego konfliktu praca – kapitał, albo inaczej –
pracownicy najemni a przedsiębiorca. Dokładniej powinno brzmieć: stawia
temat do dyskusji, bo sam nie proponuje rozwiązań. Jak sądzę autor mógłby
zaryzykować jakąś teorię, czy drogę rozwiązań (w artykule zaznaczono jedynie
potrzebę przeprowadzenia odpowiednich badań dla Polski). Znając autora z
wcześniejszych publikacji, tłumaczyłbym to raczej pokorą wobec tajników
ekonomii i ostrożnością w wymyślaniu teorii dla zdobycia krótkiej czy dłuższej
popularności w mediach.
Po drugie autor ryzykuje podjęcie istniejącego
faktycznie w gospodarce wolnorynkowej sporu, mimo iż ujęcie problemu praca –
kapitał może komuś trącić socjalizmem i szukaniem dziury w całym. No bo niby
teoretycznie gospodarka wolnorynkowa sama reguluje ten problem. Generalnie tak.
Pozostaje jednak problem płacy minimalnej, zróżnicowania płac w gospodarce,
kosztów z nimi związanych i podziału owoców wzrostu gospodarczego. Ja dodam
jeszcze inny powód: edukacja
. Zgadzam się z autorem, że brak wiedzy o
procesie kształtowania się wynagrodzeń i ich znaczeniu w gospodarce doprowadził
obydwie strony sporu praca-kapitał do całkiem otwartego prezentowania teorii i
oczekiwań mocno oderwanych od ziemi. Związkowców mógłbym jeszcze zrozumieć, ale
przedstawicieli kilku organizacji pracodawców wspomaganych niekiedy przez
makroekonomistów – już mniej. O teoriach przedstawianych przez organizacje
pracodawców już wspominałem w innej publikacji.

Od kilku dni przygotowywałem się do poruszenia kwestii
płac po podaniu przez media informacji o teoriach, żądaniach i hasłach
przedstawianych przez związkowców z OPZZ i „Solidarności” (spotkanie z
Premierem). Okazja nadarzyła się przy okazji publikacji omawianego artykułu.

Autor przytacza wymyślone przez związkowców (OPZZ) hasło
„Kto ukradł twoje 36 proc.?”. Teoria zawarta w haśle sugeruje, że pracownicy
najemni zostali pracodawców oszukani. Wniosek ten wyciągnięto porównując zmiany
wydajności ze wzrostem wynagrodzeń. Związkowcy za bardzo nasłuchali się
ostatnio komentarzy makroekonomicznych (słowo „wydajność” jest na ustach niemal
wszystkich komentatorów ekonomicznych) i szybko przeliczyli swoje straty zakładając
przy tym, że wzrost wynagrodzeń
powinien odpowiadać wydajności. Teoria jest niestety asymetryczna w
zależnościach
. Czy ma oznaczać, że kiedy wydajność spadnie, to płace
również? Związkowcy przesadzili i to mocno. Co jak co, ale pracodawca
powinien zachować maksymalną swobodę w kształtowaniu płac i wcale nie musi tego
robić w rytm tempa zmian wydajności
. Jak wskazują zmiany z ostatnich
kilku kwartałów, rynek pracy od dłuższego czasu korzysta ze wzrostu
gospodarczego poprzez wzrostu zatrudnienia i dość szybki wzrost wynagrodzeń.
Ścisłe
powiązanie wynagrodzeń z wydajnością mogłoby doprowadzić do zmniejszenia
elastyczności gospodarki
.

Autor sugeruje, że warto się zająć problemem ustalenia
prawidłowych relacji praca – kapitał, by uprzedzić pojawiający się w jego
opinii spór. Wprawdzie artykuł sugeruje jedynie relacje pracownik – pracodawca
rynkowego podmiotu rynkowego, czyli w węższym rozumieniu rynku pracy, ale
podejrzewam że w rzeczywistości chodzi również o działy gospodarki gdzie
wynagrodzenia są ustalane administracyjnie (np.. wojsko, służba zdrowia,
edukacja itd.). Problem nie jest błahy bo mówimy tu o niemal 1/5 zatrudnionych.
Do tego dochodzą emeryci i renciści.

Problem z całą pewnością jest, bo obok dzielenia
profitów wzrostu gospodarczego nie zakończyliśmy procesu wartościowania pracy w
społeczeństwie
. Moim zdaniem z grubsza mamy już za sobą proces ustalenia
i wartościowania płac w większości sektorów rynkowych w relacji do pozostałej
części gospodarki, ale do dopracowania pozostało jeszcze dookreślenie zasad
dzielenie się zyskami z sektorami nierynkowymi w okresie wzrostu gospodarczego
oraz wartościowanie pracy w sektorach nierynkowych
. Mówiąc w sposób
bardziej uproszczony, pozostawia jeszcze wiele do życzenia poziom płac w
służbie zdrowia, policji czy edukacji. Ustalenie poziomów płac odbywa się
poprzez ustalone indeksacje albo doraźnie przeznaczane środki przez
odpowiedniego ministra, strajk pracowników lub zabiegi polityków opozycji. A
wszystko to i tak uzależnione jest od bieżącej sytuacji budżetowej.

Proces zmian w wynagrodzeniach trwa od samego początku
przemian
(relacja wynagrodzenia w dziale/sekcji do średniej krajowej). Mam
świadomość, że dla wielu ludzi zbyt wolno. Najbardziej powinni być chyba
zadowoleni pracownicy usług finansowych. Ich zarobki w 1995 r stanowiły 137%
średniej krajowej, by w ubiegłym roku osiągnąć ok. 185%. Udało się również
podnieść płace w edukacji. W 1995 było to 85% średniej, by po latach powolnego
ale systematycznego wzrostu sięgnąć 105% w 2006 r. Niestety pracownicy służby
zdrowia i opieki społecznej w niewielkim stopniu poprawili swój status
finansowy. W 1995 r. 79%, a w 2006 – tylko 82%. W sektorach transportowych i je
wspomagających (PKD od 60 do 63), których znaczenie w okresie przemian wzrosło,
poprawili swoje płace w omawianym okresie z 101% na 114%. A kto stracił ?
Przykładowo pracownicy przemysłu (z 100% w 1997 r. do 97% w 2006 r.) oraz
działu „hotele i restauracje” – z 82% w 2000 r. na 77% w 2006 r.

Dostrzegając potrzebę podjęcia rozważań o podziale
dochodów w społeczeństwie, nie w pełni rozumiem dlaczego akurat płaca minimalna
miałaby być środkiem do tego.
Płaca minimalna (899,1 pln w 2006 r.)
dotyczy jedynie części osób które mieszczą się w pierwszym decylu rozkładu
wynagrodzeń, a więc kilku procent pracującego społeczeństwa. Ponadto zbyt
wysokie podniesienie płacy minimalnej może utrudnić walkę z bezrobociem.
Pozostaje więc rozwinięcie metod indeksacji wynagrodzeń dla działów
nierynkowych. To niezłe pole do popisu dla makroekonomistów, ale wpierw
musielibyśmy w Polsce określić ile powinien zarabiać nauczyciel, pracownik
opieki społecznej, lekarz czy policjant oddziału prewencji. Wydaje się więc,
że trzeba będzie korzystać z dotychczasowego instrumentarium w tym i ustaleń
indeksacji płac w Komisji Trójstronnej.

Marek Żeliński, marzec 2007

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.