Jednym z wielu powodów dla których zdecydowałem się rozpocząć na początku 2006 r. prowadzenie strony, było i jest chęć podzielenia się wiedzą i spostrzeżeniami na temat otaczającego nas ekonomicznego świata. Tematów wartych opisania jest mnóstwo, ale i życie (codzienne wydarzenia) dostarczają ich w takiej liczbie, że muszę co i rusz dokonywać selekcji. Jednym z tematów jest płaca minimalna. Niezmiernie intrygujący temat z pogranicza życia społecznego i ekonomicznego. Powodem przedstawienia własnej opinii jest artykuł jaki miałem okazję przeczytać w piątkowym lub sobotnim „Parkiecie” (czyli z 9 lub 10 sierpnia) pod dość odważnym tytułem „Po co komu płaca minimalna?” Marcina Peterlika z IBnGR. Artykuł z pozoru odważny i proponujący zrzucenie kolejnych barier rzekomo stawianych pod nogi przedsiębiorcom. Okazja do poruszenia trudnego dla ekonomistów tematu również i z tego powodu, że artykuł przedstawia pewien problem w dość charakterystyczny dla liberalnych ekonomistów sposób. Dużo emocji i mało merytorycznych argumentów, co dziwi kiedy bierze się pod uwagę instytucję jaką autor reprezentuje. Innym powodem mojej reakcji jest męcząca już maniera liberalizujących ekonomistów, którzy upierają się wypowiadać na wszelkie tematy ale poważne argumenty zastępowane są stale przez wyjaśnianie wszystkiego prawem popytu i podaży. Taki czysty ekonomiczny liberalizm ma jedna poważną zaletę: pozwala wielu publikującym ekonomistom zabierać głos w każdej sprawie. Tym razem prawem popytu i podaży załatwia się rzekomo socjalistyczny relikt, czyli płace minimalną.
Zacznijmy od definicji co to płaca minimalna. Bardzo ogólna definicja brzmi mniej więcej tak: „płaca o ustalonej ustawowo wysokości, gwarantująca podstawową konsumpcję pracownika i jego rodziny, której zadaniem jest zapewnienie reprodukcji siły roboczej”.
W roku bieżącym płaca minimalna w Polsce wynosi 936 pln brutto. W ujęciu netto jest to prawie 690 pln. Załóżmy dalej, że mamy do czynienia z małżeństwem gdzie obydwoje dorosłych tak zarabia, a na dodatek mają dwoje dzieci. Biorąc pod uwagę koszty utrzymania mieszkania i żywność, to do podziału pozostaje niewiele. W zależności od przyjętego wariantu taka rodzina może się kwalifikować do niewielkich datków z pomocy społecznej. By lepiej zobrazować poziom życia takiej rodziny, to skala dochodów na osobę mieści członków rodziny pomiędzy pojęciami „minimum egzystencji” a „minimum socjalnym”. Proponuje czytelnikom zapoznać się z definicjami tych pojęć. Przykładowo „minimum egzystencji” zakłada że obywatel nie ma na bilet miesięczny, a na przykład mój bilet na tramwaj kosztuje prawie 100 pln. Do takich samych wniosków dochodzi się biorąc pod uwagę jednoosobowe gospodarstwo domowe.
Międzynarodowa Organizacja Pracy (UE opiera się na regulacjach MOP) zakłada, że płaca minimalna powinna zapewnić poziom życia pozwalający na uczestnictwo w życiu danej społeczności i zapobiegający pauperyzacji oraz wykluczeniu społecznemu. Niemniej MOP uznaje, że poziom płacy minimalnej może być uzależniony od sytuacji ekonomicznej kraju. I szczerze mówiąc, Polsce akurat do tego bliżej (tzn. rozwinięcia definicji). Warto dodać, że pojęcie płacy minimalnej odnosi się do pracy przeciętnej (prosta, lekka, w warunkach nieuciążliwych).
Wracamy do artykułu. Autor jest oburzony propozycją podwyżki płacy minimalnej, która na 2008 rok planowana jest w wysokości 1126 pln. Dodam, że celem rządu jest doprowadzenie wskaźnika p.minimalna/p.średnia w gospodarce, do poziomu 40%. Autor nie podaje tych wartości ani nie przytacza innych danych, które pozwoliłyby się zorientować czytelnikowi dużo to czy mało. Wszystko zostaje skwitowane zarzutem, że rząd „kultywuje relikt socjalizmu, jakim jest płaca minimalna”. Przyznam, że w tym momencie zacząłem się zastanawiać czy autor wie, o czym pisze. „Ustawowe określenie płacy minimalnej miało przecież na celu obronę klasy robotniczej wyzyskiwanej niecnie przez przebrzydłych kapitalistów”. Zrobiłem pewien test z wykorzystaniem internetu, ile czasu potrzeba by zdobyć elementarną wiedzę dla zrozumienia skąd się wzięła i po co jest płaca minimalna. W ciągu kilkunastu minut (max. pół godziny; kwestia zadawanych haseł w wyszukiwarce internetowej) autor znalazłby interesujący zestaw opracowań i wiadomości. Idę już na dalekie ustępstwo i przyjmuję, że autor nie ma kontaktu z krajową prasą ekonomiczną, bo tam wielokrotnie przybliżano ten problem. Ja proponuję ciekawe opracowanie z marca 2005, które powstało w Biurze Studiów i Ekspertyz Kancelarii Sejmu (Informacja nr 1129). Pojęcie płacy minimalnej w świecie wolnorynkowym istnieje już ponad 100 lat, a rozwinięcie teoretyczne i zastosowanie nabrało większego tempa jakieś 80 lat temu. Obecnie swoje stanowisko i metodologie stosowania ma już przykładowo Komisja Europejska i OECD, czyli świat jak najbardziej wolnorynkowy. Płaca minimalna stosowana jest w większości krajów UE i przykładowo w USA. W pozostałych krajach UE zamiast stricte płacy minimalnej stosowane są inne rozwiązania mające na celu zapobiec degradacji społecznej pracowników najemnych i wykorzystywaniu ich przez przedsiębiorców. Kraje należące do wskazanych organizacji dość mocno się różnią pod względem zakresu stosowania płacy minimalnej. Nawet Wielka Brytania i Irlandia (w 1999 i 2000 r.) wprowadziły płacę minimalną (W.Brytania po kilkuletniej przerwie), a trudno te kraje nazwać socjalistycznymi. A jak my wyglądamy na tle innych krajów wg wysokości i zasięgu (liczba zatrudnionych) oddziaływania? W ostatnich kilku latach płaca minimalna stanowiła w Polsce ok. 35% średniego wynagrodzenia. Wg informacji podanych przez Komisję Europejską za 2005 r. wskaźnik ten dla większości krajów zawierał się w przedziale 34%-50% (50% w Irlandii i 44% w Słowenii). Z punktu widzenia odsetka osób pobierających płacę minimalną, u nas jest to ok. 4,5% a w krajach OECD większość krajów zawiera się w widełkach 1,0% – 15,6% (dolna granica to USA; dane za 2005 r.). Biorąc pod uwagę siłę nabywczą (jedno z opracowań podaje je w liczbie big-macków) nasza pozycja ulega niewielkiemu obniżeniu.