Byłem ciekaw czy PO powróci do swoich planów podatkowych prezentowanych w II poł. 2005 r. przed najbliższymi wyborami. Oczywiście program zamieszczony na stronie internetowej Platformy Obywatelskiej zobowiązuje, ale z drugiej strony warto byłoby przemyśleć chociażby porażki sprzed dwóch lat, bo nieścisłości i świadome niedopowiedzenia zostały wyłapane przez politycznych konkurentów. W dzisiejszej prasie i ma stronach internetowych przypomniano podatkowe propozycje PO w najnowszej wersji, nieco więcej miejsca poświęcając podatkowi liniowemu.
Zacznę od podatku liniowego. Bez względu na odcień poglądów ekonomicznych, trudno nie zauważyć że ekonomiści mają z nim problem. Trudno udowodnić jego skuteczność, ale i trudno o jednoznaczne dowody by był szkodliwy. Stąd w świecie ekonomistów, pogląd na podatek liniowy to kwestia wiary i ideologicznych założeń. Uważam się za zwolennika wolnego rynku i nie jestem zwolennikiem karania kogoś za to że ma wyższe od mnie wynagrodzenie. Niemniej przyznać trzeba, że dostęp do wiedzy i kapitału na rozwój, szanse na rynku pracy, nie są równe co jest jednym z wielu czynników, które moim zdaniem uzasadniają utrzymanie progresji w PIT. I wbrew pozorom nie jest to czynnik z gatunku sprawiedliwości społecznej. Ponadto podatek liniowy w porównaniu ze stanem obecnym i przy aktualnych propozycjach jego stawki w Polsce, oznacza pogorszenie sytuacji finansowej najgorzej zarabiających. Zwolennicy podatku liniowego mają chyba jednak nieco większą skłonność do podejścia ideologicznego. W tej grupie zdarza się nawet wiara, iż to podatek liniowy wraz z jego obniżeniem (w PIT dla prowadzących działalność gospodarczą) przyczynił się do wzrostu gospodarczego w Polsce. Potrafią to mówić osoby bardzo utytułowane (również w dziedzinie ekonomii). Sprawdzenie kiedy zaczął się wzrost gospodarczy oraz skala zasięgu podatku (liczba podatników), przeczą takiej tezie. Przedstawiane przykłady państw bałtyckich i innych, nie ujmują całej sytuacji gospodarczej tych krajów, jak np. szeroko rozumianego klina podatkowego lub udziału redystrybucji sektora publicznego w PKB. Szybki rozwój gospodarczy tych państw (PKB wyższe niż w Polsce) do którego rzekomo podatek liniowy i obniżka stopy opodatkowania (CIT) się przyczyniły, zaczyna w państwach bałtyckich należących do UE wywoływać symptomy utraty stabilności gospodarczej. Wg mojej wiedzy, badania państw które poszły wprowadziły podatek liniowy i znacznie obniżyły stawkę CIT nie potwierdzają by kraje te rozwijały się szybciej od innych. Oczywiście można sobie wybrać tylko niektóre z nich i przemilczeć skalę całości obciążeń. Tylko że wtedy dopasowujemy fakty do teorii.
Wg PO ustawa o finansach publicznych będzie jedną z pierwszych, jaką uchwali kolejny parlament. Jeżeli w wersji sugerowanej przez PO, to wątpię. PIT ma mieć stawkę 15%, a CIT być może nawet 10%. Przypomnę tylko, że stawka efektywna PITu wyniosła w 2006 r. 16,8% i tylko dlatego była tak wysoka, że zlikwidowano część ulg podatkowych. W kilku wcześniejszych latach, stopa efektywna oscylowała na poziomie 15,5%. CIT miałby być o 9% mniejszy od stawki nominalnej i niemal 7% od stawki efektywnej. Wg moich szacunków spowoduje to utratę ok. 15 mld pln rocznie dochodów dla budżetu. Wg Zbigniewa Chlebowskiego nie podjęto jeszcze ostatecznych decyzji odnośnie wysokości VATu. No i mógłbym powiedzieć: „wcale mnie to nie dziwi”. Zauważyłem, że często przy pomysłach reform podatkowych cała para idzie w podatki dochodowe i określenie ich stawkami nominalnymi. Jak mylne są stawki nominalne widać chociażby po wpływach z PIT za 2006 r. Podatek naliczony wzrósł z niemal 30 mld w 2005 do 37 mld w 2006 r. To w znacznej części efekt likwidacji najpopularniejszych ulg, bo skala pozostała bez zmian. Już nie raz zwracałem uwagę, że przy przeciętnej koniunkturze (średnio ok. 4% PKB za ostatnie 10 lat), utrata dochodów rzędu 15 mld pln nie da się zrekompensować w stopniu większym niż połowa w ciągu jednego roku. Z dalszych informacji wynika, że PO ma tego świadomość. Podatki pośrednie w takich przypadkach służą rekompensowaniu przynajmniej części utraconych przychodów. Przypomnę, że proponowana przed dwoma laty stawka VAT na poziomie 15% była zbliżona do stawki efektywnej. Ówczesna propozycja 3×15% to w większości jedynie marginalna zmiana struktury dochodów podatkowych przy zachowaniu niemal takich samych wpływów. Dla uboższych Polaków, zmiana mogła mieć negatywne konsekwencje. Pozorne obniżenie podatków sprowadzało się głównie do wprowadzenia liniowego PITu i likwidacji zróżnicowań w dostępie do ulg i stosowanych stawkach VAT. Zwracam na to uwagę, bo Polacy właśnie poznali na przykładzie PIT, co może oznaczać uproszczenie podatków. Notabene o podatku PIT liniowym można mówić jedynie w przypadku braku ulg. Wszelkiego typu koszty, w tym odpisy na dzieci, powoduje że traci on na „liniowości”.
Propozycja szybkiego (w średnim terminie) wyzerowania deficytu jest dość odważna, by rzec – nierealna. Do tego zasada, że wydatki budżetu mogą rosnąć rocznie jedynie o wartość inflacji, to teoretycznie odważna próba, ale co jeżeli radykalnie osłabi się tempo PKB. Tego typu problem mieliśmy kilka lat temu. Przy naszej strukturze i stopniu konieczności niektórych wydatków, nie będzie łatwo o utrzymanie tej zasady. Teoria, że to kwestia chęci i oczywistych możliwości obniżenia kosztów jest mocno naciągana. Do obniżenia kosztów PO podeszła jak partia populistyczna. Ogromne rezerwy w kosztach funkcjonowania państwa i reformie emerytalno-rentowej. Tutaj domagałbym się dokładnych wyliczeń i wskazania jakie poparcie uzyska PO w Sejmie. No i oczywiście wiara w większy wzrost gospodarczy (7-8% PKB) w kolejnych latach dzięki reformom, który pozwoli sfinansować utrzymywanie zerowego deficytu. To stały punkt każdego programu. Nasze doświadczenia wskazują, że osiągnięcie i utrzymanie w dłuższym terminie tak dużego wzrostu jest bardzo trudne i być może niemożliwe bez skutków ubocznych (ceny, deficyty), tym bardziej przy sugerowanym w wielu prognozach znacznym prawdopodobieństwie pogorszenia koniunktury na świecie za kilka lat. Można też inaczej: proponuje zapoznać się z obecną sytuacją makroekonomiczną krajów leżących na płn-wsch. od Polski, które często są stawiane przez krajowych ekonomistów za wzór, a które zaczynają mieć spore problemy będące m.in. konsekwencją dynamicznego wzrostu.
Nie chcę być odebrany jako malkontent, ale odnoszę wrażenie że część ekonomistów i polityków wierzy w konieczność rewolucji ekonomicznej i jej zbawcze skutki. Powoduje to stałe narastanie oczekiwań i systematyczne rozczarowania. Czasy rewolucji ekonomicznej przeżyliśmy na początku lat 90-tych. Wtedy było to konieczne. Obecnie mamy czasy trudnej mozolnej pracy i mnóstwo detali do poprawy czy zmiany. Chwilami mam wrażenie, że niektórzy ekonomiści czy politycy nie zauważają, że jest demokracja i snucie wizji, które mają sens przy założeniu zajęcia 100% miejsc w Sejmie i Senacie, nie ma sensu. Notabene zachowanie PO w trakcie protestu pielęgniarek również wskazywało na lęk przed zadzieraniem z elektoratem (w tym przypadku medycznym).