Przyglądając się rozgrywającej się na naszych oczach korekcie na giełdzie, przejrzałem trochę komentarzy graczy rynkowych i tradycyjnie przeglądałem opinie zawodowców do bieżącej sytuacji rynkowej. O ile o te drugie nietrudno, gdyż gazety mają stałe miejsce które poświęcają rynkowi finansowemu, to ostatnio wyraźnie przybyło tych pierwszych które mają oddawać atmosferę na giełdzie poprzez prezentację opinii „szarego” gracza giełdowego. Czasami też, w wolnych chwilach, przeglądam miejsca gdzie można znaleźć opinie graczy rynkowych. Są to fora internetowe, blogi znanych komentatorów rynkowych itd.
Piszę o graczach rynkowych, rozumiejąc przez to osoby zajmujące się inwestowaniem które nie są etatowymi pracownikami instytucji finansowych związanych z rynkiem kapitałowym. W pewnym też stopniu do pisania skłonił mnie tekst jednego z graczy zaprezentowany na jednej ze stron internetowych Gazety Wyborczej.
Czytając te wypowiedzi zauważyłem, że gracze rynkowi którzy samodzielnie lub poprzez fundusze inwestycyjne działają na rynku akcji mają dość poważny problem z określeniem stanu giełdy co połączone z oczekiwaniem ponadprzeciętnych zysków rodzi spore frustracje, a ostatnio wręcz zagubienie.
Podam trzy cytaty z tekstu znalezionego na stronach internetowych Gazety Wyborczej:
„najważniejsze były wiadomości ze Stanów Zjednoczonych. – Polska właściwie mnie przestała interesować. Liczyły się wyniki amerykańskiego rynku pracy, rosnąca cena ropy. Bush przyznający, że gospodarka ma problem”
„Teraz zacznie się roczne zaciskanie pasa.
Roczne, bo tyle według niego giełda nie będzie przynosiła zysków. – Ale jak słyszę opinie, że może nawet dwa lata, to ręce opadają”
„Akcji nie sprzedaje. Chce przeczekać bessę. – Analizy są już do dupy, trzeba zdać się na intuicję. Nadzieja w Unii Europejskiej”
Pierwsza refleksja po lekturze takich i tym podobnych komentarzy, to generalnie ogromna niechęć u przeważającej części graczy do poważnej analizy. Co przez to rozumiem? Rozumiem przez to połączenie analizy makroekonomicznej z analizą zmian rynku (nie wnikam czy waluty czy akcji) i analizy technicznej. Do tego stała lektura komentarzy. Dla tych którzy sami sobie komponują portfel akcji (i innych instrumentów), dochodzi do tego analiza poszczególnych rynków i wycena/selekcja akcji. Dla pojedynczego gracza jest to absolutnie nie do objęcia i – przy całym szacunku – pojęcia, czyli zrozumienia. Na pociechę powiem że nie wierzę by wielu było zawodowych analityków którzy są w stanie wiarygodnie przeanalizować dla przykładu inflację w Polsce, sytuację makroekonomiczną w USA, rynek złota, wyselekcjonować atrakcyjne sektory na giełdzie w Japonii i wskazać (po analizie wszystkich podmiotów na GPW) średnią firmę na naszej giełdzie z sugestia „akumuluj” gdyż jest niedowartościowana.
Wspomniana niechęć do poważnej analizy to być może brak czasu, ale i niemożność osiągnięcia 100% trafień przy typowaniu inwestycji. Zauważyłem, że gracze giełdowi dość chętnie wytykają zawodowym analitykom i doradcom inwestycyjnym ich nietrafione prognozy. Dla mnie jest to raczej kojenie własnych kompleksów i niepowodzeń oraz uzasadnianie sobie że rynki finansowe i tak w niewielkim stopniu kierują się fundamentami oraz że poważna analiza fundamentalna w niewielkim stopniu poprawia jakość inwestowania. Ponad tym wszystkim stoi jeszcze chęć osiągania znacznych zysków pomimo świadomości że inwestowanie na rynku finansowym wymaga ogromnej wiedzy oraz mnóstwo czasu na analizę. Inaczej inwestowanie ma sporo z hazardu. W hazardzie nie ma nic złego, pod warunkiem że gracz ma tego świadomość.
Wyrabianie sobie wiedzy o rynku na skróty powoduje nadmierne skupianie się na analizie technicznej, wsłuchiwaniu się w opinie innych i co – jak wyżej – powie taki czy inny guru od inwestycji, polityk czy inna osoba której wypowiedzi uważa się za istotne. Takie podejście powoduje, że gracz rynkowy nawet nie zauważa kiedy rynek odrywa się od fundamentów. Przykładowo można analizować wyniki zbiorcze firm notowanych na giełdzie albo wyniki finansowe przedsiębiorstw podawane co kwartał przez GUS. Wyniki firm giełdowych na tzw. dłuższą metę z wielu względów nie mogą się odrywać od gospodarki. Tymczasem patrząc na dynamikę indeksów giełdowych od ponad roku było widać, że realia gospodarcze (fundamenty) graczy rynkowych nie interesują. Stąd dyskusje na przykład z którą falą Eliota i która jej fazą mamy do czynienia w oderwaniu od fundamentów, trochę mnie bawią. Cytowany wyżej gracz rynkowy przyznawał się do strat blisko 70% zainwestowanego w ubiegłym roku kapitału. Tak się kończy lekceważenie fundamentów.
Śledząc wypowiedzi analityków rynkowych (zawodowych) jestem przekonany że warto je czytać. Bywa różnie, bo jak w każdym zawodzie ludzi są różni. Pamiętam i takich, którzy sugerowali dalsze wzrosty, ponieważ tak a nie inaczej wychodziło im z analizy technicznej. Gdyby uśrednić przeczytane przeze mnie opinie z ostatniego roku, to w rzeczywistości uprzedzano w nich o skali przegrzania rynku. Nikt lub mało kto oczywiście nie wskazał precyzyjnie momentu korekty, ani bodaj nikt na początku roku nie przewidywał aż takich problemów na amerykańskim rynku wywołanych kredytami hipotecznymi. Niemniej nie zmienia to faktu, iż jak dotąd korekta WIGu w porównaniu z poziomem z I poł. lipca ubiegłego roku mniej więcej odpowiada (już z pewną nadwyżką) skali przewartościowania rynku. Warto również samemu analizować, ale pamiętając że jednak analiza fundamentalna powinna przeważać nad techniczną.