Zanim przejdę do ciekawego wątku jaki pojawił się w mediach, podzielę wypowiedzi analityków giełdowych na dwa rodzaje. Pierwszy to komentarze zamieszczane w różnych mediach i na stronach internetowych macierzystych firm. Drugie, to to co mówi się klientowi kiedy ten przychodzi i pyta w co zainwestować. Zaprezentowany podział jest oczywiście pewnym uproszczeniem, ponieważ granica jest bardzo cienka. Przykładowo komentarz i prognozy analityka zamieszczone w biuletynie dla klientów prezentuje tak naprawdę poglądy firmy i porady inwestycyjne doradców tej firmy nie powinny odbiegać od treści zawartych w biuletynie dla klientów. Dodam może, że pisząc „analityk” mam na myśli głównego ekonomistę, głównego analityka czy inne podobne funkcje. Ponadto przedstawiony podział sugeruje że co innego można mówić w komentarzu dla – przykładowo – „Parkietu”, a co innego klientowi w cztery oczy. Oczywiście nie. Zaczynając od podziału chciałem zwrócić uwagę na komentarze rynkowe i na doradztwo które prowadziło do skupienia uwagi klientów w ubiegłym roku na akcjach czy funduszach akcyjnych. Ale o tym ostatnim za chwilę.
Ludwik Sobolewski (prezes Giełdy Papierów Wartościowych) w jednym z ostatnich wywiadów zapowiedział, że prawdopodobnie zwróci się do Komisji Nadzory Finansowego by sprawdziła czy aby niektóre wypowiedzi analityków giełdowych nie ocierały się o manipulację, czym miałyby się przyczynić do powiększania atmosfery strachu i paniki w ostatnich tygodniach. Wprawdzie nie jestem w stanie czytać wszystkich komentarzy rynkowych, ale nie zauważyłem by któryś z analityków, maklerów czy licencjonowanych doradców inwestycyjnych naruszył przyzwoitość czy dokonał manipulacji. Przede wszystkim przy ogromnej masie komentarzy jakie można znaleźć codziennie w mediach, ewidentne głupstwa czy manipulacje i tak rozmywają się w morzu przyzwoitych komentarzy. Wywołanie strachu czy paniki jednym czy kilkoma komentarzami jest raczej dosyć trudne. Jeżeli przeciętny inwestor w swojej decyzji oparł się akurat na nierzetelnym komentarzu, omijając setki innych, to przepraszam ale to jego problem. Warto może przy tej okazji powiedzieć istotna uwagę pod adresem osób, które „wchodzą” w akcje czy fundusze akcyjne incydentalnie, motywowane tym że słyszały iż można podobno wiele zarobić, bądź wyczytały to w gazetach. Jeżeli w życiu utarło się że przy zakupie mieszkania, samochodu czy mebli sprawdzamy wiele ofert, radzimy się znajomych czy objeżdżamy wiele sklepów, to nie rozumiem dlaczego przy inwestowaniu w fundusze akcyjne odpowiedzialność za własne czyny miałaby być mniejsza.
Wydaje się mi się że pomysł prezesa GPW jest dosyć dziwny i jest to raczej źle rozumiana troska o jakość ludzi i instytucji ze świata instytucji finansowych. Tym bardziej jest to trochę śmieszne, bo internauci zaczęli cytować wypowiedzi L.Sobolewskiego z ostatnich miesięcy które sugerowały spokój i opanowanie oraz wyrażały nadzieję że gorzej raczej nie będzie. Jeden z inwestorów przypomniał wypowiedź z sierpnia ubiegłego roku, kiedy to prezes GPW miał twierdzić że spadki są tylko przejściowe. Tenże inwestor twierdził że m.in. na tej podstawie podjął decyzję o inwestowaniu w akcje, na których stracił.
Być może bodźcem do wyrażenia troski były ankiety jak ta w PBiznesu, gdzie ok. 30% internatów obarczało analityków za wywoływanie paniki. Ale w tym przypadku to akurat te 30% osób powinno się zastanowić czy mają odpowiednią wiedzę o rynku finansowym, a przede wszystkim świadomość ryzyka z tym związanego.
Niektórzy dziennikarze zaczęli dociekać o które wypowiedzi chodziło. Dotarłem do jednego z komentarzy który zatytułowany był „Czy nastał finansowy Armageddon”? Ale na tytule się skończyło, ponieważ sam komentarz nie odbiegał od tego co można było przeczytać gdzie indziej. Analogie takie jak ta, że spadki w styczniu przypomniały komuś przedwojenny krach na giełdzie w USA, to też nic nowego. Komentatorzy lubią takie porównania które maja przy okazji świadczyć o tym jak wielka wiedzę opanowali. Bywa tez że metoda szoku w komentarzach, czy też bycia innym niż reszta, powodowana jest chęcią błyśnięcia w mediach z nadzieją że jak się trafi to przez co najmniej krótki czas będzie się rynkowym guru. Ale tak jest w każdym środowisku.
Powstaje pytanie czy w ogóle ktoś powinien uspokajać inwestorów. Sami podjęli decyzję i sami powinni skonsumować jej skutki. Będę uporczywie powtarzał, że jeżeli ktoś czytał komentarze rynkowe w ubiegłym roku, to musiał mieć świadomość że giełda może dokonać raptownej korekty. Oczywiście takiej skali jakiej doświadczamy obecnie mało kto oczekiwał. A co obecnie wynika z komentarzy? Przyznaje że analitycy i komentatorzy z oczekiwania korekty miesiąc temu, po styczniowych wydarzeniach przeszli w stan nadmiernej ostrożności. Zaleca się czekanie. Mało kto ryzykuje przedstawienie scenariuszy. Najczęstsze zalecenie to czekać co będzie dalej i że dopiero pod koniec roku indeksy zaczną się podnosić. Jak na możliwość zarysowania scenariuszy, to taki oceniam jako dość pasywny. Zmniejszyła się liczba sugestii by powoli zacząć „wchodzić” na giełdę. Wczoraj przeczytałem artykuł miłośnika analizy technicznej, że w skrajnym przypadku WIG20 może i spaść do 1600 czy 1900 pkt., bo tak wskazują linie wsparcie ciągnięte od 1995 r. Tego już nawet żal komentować. Ja nie miałbym odwagi napisać czegoś takiego.
Wracajmy jednak do tego czy ktoś ma uspokajać inwestorów. To rola analityków i komentatorów by rozrysować scenariusze wydarzeń i z komentarzy z tego tygodnia można stworzyć rozkład prawdopodobieństwa możliwych do osiągnięcia pułapów indeksów. Moim zdaniem po przeczytaniu kilkunastu, kilkudziesięciu komentarzy powstaje dość wiarygodny obraz. Z całą pewnością nie powinien tego (uspokajania) robić prezes giełdy. Nawet jeżeli teraz z nim mógłbym się zgodzić, to czy aby rynek nie zacznie w przyszłości oczekiwać takich informacji ?
Ja raczej zgadzam się z komentarzem który dzisiaj przeczytałem. Wg autora (przepraszam, ale już nie pamiętam gdzie to znalazłem), to co teraz przeżywamy to po prostu giełda z jej urokami. Tak już jest że nadzieja na duże zyski przyciąga niedoświadczonych inwestorów, z których część nagle się budzi ze świadomością poważnych strat. Długie koniunktury i gwałtowne korekty to chleb powszedni na giełdach kiedy się spojrzy na wykresy z ostatnich kilkunastu, kilkudziesięciu lat. Nieważne czy w Polsce czy w USA.
Pozostawiłbym więc swobodę wypowiedzi (bo tez i trudno wyobrazić sobie ocenę co jest mądre a co nie), gdyż akurat na rynku usług profesjonalnego doradztwa inwestycyjnego łatwo o weryfikację trafności prognoz. Jeżeli już prezes GPW chce koniecznie coś naprawić, to jak akurat czuje niedosyt i brak odpowiedzi na pytanie jak doszło do tego że masa ludzi na mocno przegrzanym rynku w 2006 inwestowała w fundusze akcji polskich i zagranicznych. W okresie od stycznia do lipca niemal 70% z wpłaconych 29 mld zł (dokładnie: saldo wpłat i umorzeń) trafiło do tych funduszy. Kanały dystrybucji są chyba łatwe do sprawdzenia. Na tej podstawie można by określić co szwankowało, bo trudno uwierzyć że ludzie w takiej skali świadomie wystawiali się na ogromne ryzyko. Tu warto sprawdzić czy aby analitycy i ekonomiści pracujący na rzecz firm pośrednictwa finansowego nie sprzeniewierzyli się zasadom. Biorąc pod uwagę skalę procederu, to obawiam się że i jakość doradztwa w bankach też pozostawia sporo do życzenia.