Depozyty przedsiębiorstw w porównaniu z kwietniem, wzrosły o 1,8%.To dość słaby wyniki jak na tą porę roku. Trzeba jednak pamiętać, że depozyty przedsiębiorstw wzrosły aż o 4,4%. W takim wypadku warto więc spojrzeć na dynamikę roczną. W ten sposób świetnie widać jak zmienia się sytuacja finansowa podmiotów gospodarczych. Wcale nie chcę powiedzieć, że na gorszą, gdyż dynamika spada. Po prostu na normalną. Od przełomu 2003/2004 dynamika depozytów rosła w tempie rzędu 20% rocznie przy kilkuprocentowych odchyleniach. To oczywiście nie mogło trwać wiecznie i od roku roczna dynamika wyraźnie słabnie, ledwo sięgając 2% obecnie. Kończy się powoli okres poważnej nadpłynności przedsiębiorstw. Utrzymywanie odpowiedniego tempa inwestycyjnego wymaga środków finansowych.
Dość stabilne jest tempo zaciągania kredytów przez przedsiębiorstwa. Od lata ubiegłego roku, roczna realna dynamika utrzymuje się z przedziale 20%-23%. Jest to wiec dynamika powoli coraz większa niż tempo przychodów (powoli słabnie). Proces ten nie odbywa się wiec gwałtownie, co jest mocnym wskazaniem, że raczej nie grozi nam niekontrolowany skok inwestycyjny i rozminięcie się poważniejsze z popytem.
Apetyty kredytowe Polaków są wciąż silne, ale najnowsze wyniki potwierdzają dostrzegane od ubiegłego roku trendy. Nieco ponad 10% w 2004 r. systematycznie rosła aż do 40% w roku ubiegłym. Ekonomistów zaczęło dręczyć pytanie jak długo taki proces może trwać. I czy gospodarstwa domowe oraz banki nie przegapią chwili, kiedy konieczne będzie ostrożniejsze podejście do kredytów. O ile w skali makro gospodarstwa domowe niekoniecznie kierują się rozsądkiem, to od banków musimy tego wymagać. Otóż po najwyższym wyniku z sierpnia ubiegłego roku (wspomniana 40% dynamika roczna) obecnie mamy już tylko 30%. Jedno wiadomo więc na pewno: znamy już tempo przyrostu kredytów w okresie wysokiego wzrostu gospodarczego. Liczba gospodarstw domowych zdolnych do obsługi szczególnie dużych mieszkaniowych (tzn. na mieszkania, domy) kredytów nie będzie rosnąć w nieskończoność. Wydłużanie okresu spłaty ponad okres okresu aktywności zawodowej też już nie jest w stanie wiele zmienić. Patrząc na segment kredytów mieszkaniowych z punktu widzenia dynamiki rocznej, swój szczyt osiągnął na początku ubiegłego roku, sięgając blisko 60%. Obecnie jest to ok. 44%, czyli wciąż znaczne tempo.
Przy tej okazji warto chwilę poświecić jakości portfela kredytów dla gospodarstw domowych, gdyż po kryzysie związanym z rynkiem kredytów hipotecznych w USA, część mediów zaczęła wytwarzać nerwową atmosferę. W ocenie zadłużenia Polaków wykorzystuję dane NBP, w których brak wyodrębnienia na poszczególne typy kredytów, ale z wielu innych publikacji wiem że jakość kredytów na cele mieszkaniowe generalnie nie odstaje od prezentowanych na ilustracji danych. W wielu publikacjach pojawią się już tytuły straszące iż portfel wkrótce zacznie się pogarszać. I tu należy zaznaczyć że nie jest to nic nadzwyczajnego, jeżeli pamiętamy że obecnie jakość portfela kredytowego Polaków obecnie osiąga niezwykle korzystną wartość. Zaledwie 3,5% należności od gosp. domowych jest zagrożonych, przy średniej 7,7% dla okresu od 1996. Znając przyczyny wzrostu (jak dostępność oferty, wzrost wynagrodzeń i zatrudnienia, niska stopa procentowa) można być niemal pewnym, że obecny poziom należności zagrożonych jest generalnie i tak nie do utrzymania na tak korzystnym poziomie w dłuższym okresie. Powiem nawet gorzej. Jakość zaciągniętych kredytów będzie się pogarszała w najbliższych kilkunastu kwartałach i być może wzrośnie nawet dwukrotnie w rozumienia udziału w kredytach ogółem dla gosp. domowych (czyli do 7%). Obawiam się tylko, że co bardziej agresywni publicyści ekonomiczni nie odpuszczą okazji do kreowania strachu, co zresztą już ma miejsce. Tak więc pogarszanie się portfela kredytowego nie będzie efektem jakiegoś tam krachu na rynku nieruchomości w Polsce, ale przede wszystkim skutkiem spowolnienia gospodarczego, oraz kończenia się okresu prosperity na rynku kredytów dla gosp. domowych. W ostatnich 3-4 latach ten rynek był zbyt łatwy dla banków.