Od deklaracji premiera w sprawie zmiany waluty minęło kilka dni i pojawiły się kolejne wypowiedzi , sondaże, które moim zdaniem potwierdziły to czego można się było spodziewać i obawiać. Podtrzymuje więc opinie, że styl w jakim premier „wrzucił” temat przyjęcia euro, był niewłaściwy co już widać po pierwszych reakcjach prezydenta i poprzedniego premiera. Sondaże też nie dają gwarancji sukcesu.
Dla porządku rzeczy przypomnę tylko, że swoją stanowczą deklaracją sprzed kilku dni o przyjęciu euro w 2011 r. premier zaskoczył nawet zwolenników tej operacji. Z czysto technicznych względów (niezbędne terminy) jest to niemal niemożliwe do przeprowadzenia. Dla tej części ekonomistów, którzy stanęliby po stronie premiera, powstała bardzo dyskomfortowa sytuacja. No bo jak tu wesprzeć premiera, skoro już na wstępie zwrócono uwagę na napięcie terminów. Ostatecznie jako pierwszą możliwą datę (rok) ekonomiści zaczęli wskazywać 2012 r. Roku 2011 jako zmiany waluty nikt już chyba poważnie nie traktuje. Wydaje się również, ze i premier nie był do niej silnie przywiązany. Tak jak i kiedy po raz pierwszy zapoznałem się ze słowami premiera, tak i teraz mam wrażenie że premier świadomie chciał rozpocząć operację dochodzenia do euro od narzucenia dyskutantom, pierwszego potencjalnie możliwego terminu wprowadzenia waluty. Taką interpretację potwierdzają słowa premiera wypowiedziane w kolejnych dniach. Po spotkaniu z RPP, w tym również z prezesem NBP, komunikat mówił już tylko o 2011 jako roku spełnienia kryteriów i uzyskaniu pozytywnej opinii Komisji Europejskiej.
Nie ma co ukrywać, że tak NBP jak i RPP zostały postawione przez premiera w niezręcznej sytuacji. Dla RPP precyzyjne wskazanie daty oznacza wzięcie tego faktu pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o wysokości stóp procentowych. Biorąc pod uwagę bieżące okoliczności, doszedł argument wskazujący na konieczność prowadzenia bardziej restrykcyjnej polityki pieniężnej. Ponadto można odnieść wrażenie jakby premier chciał przejąć od NBP ideologiczną inicjatywę we wprowadzeniu waluty, co też spowodowało zabawną reakcje NBP. Tuż po ogłoszeniu słów premiera, NBP wydał na swoich stronach komunikat :
„Biuro Prasowe NBP informuje, że 25 czerwca 2008 r. Prezes Narodowego Banku Polskiego zaapelował o sporządzenie rządowego programu wejścia do strefy euro. Wyraził też gotowość współpracy w najważniejszych dla kraju sprawach gospodarczych. Wypowiedź Premiera Donalda Tuska z 10 września 2008 r. jest ważnym etapem w dyskusji nt. precyzowania daty wstąpienia Polski do strefy euro. Dotychczas sprawa nie była przedmiotem konsultacji między rządem a NBP. „
Zaczęło się więc od prztyczków pomiędzy najważniejszymi instytucjami państwa. Szkoda że premier nie poczekał na raport o korzyściach z przyjęcia euro, przygotowywany przez NBP, a którego publikacja spodziewana jest w październiku. Ten materiał mógłby być – bez względu na wnioski – podstawą do dalszej dyskusji.
Dynamika jaką premier narzucił kwestii euro, chyba trochę zaskoczyła prezesa Skrzypka a o głównym ugrupowaniu opozycji nie wspominając. Zresztą co tu mówić o opozycji, skoro nawet świat komentatorów wydarzeń społeczno-politycznych sprowadził kwestię euro niemal tylko do komunikatów. Widać było że nawet najbardziej znane postacie naszego dziennikarskiego świata nie obejmują tematu euro, więc informacja o euro nie była poważniej dyskutowana. Narzucenie przez premiera wysokiego tempa może spowodować sprowadzenie tematu do poziomu jakiego jesteśmy świadkami przy okazji dyskusji o pomysłach na reformę służby zdrowia. Niska poziom wiedzy wśród publicystów powoduje zejście dyskusji do poziomu ideologicznego i przypisywania reformatorom niecnych intencji.
Prezydent i były premier, a obecnie lider największego ugrupowania opozycyjnego, zdają się być tak zdecydowanym postawieniem kwestii euro zaskoczeni, co przeniosło się na ich reakcję. W przypadku prezydenta swoją opinie opieram na reakcji jego otoczenia, a dokładniej wypowiedzi ministra Kamińskiego.
„"To jest doświadczenie Włochów, Hiszpanów, Greków, bardzo wielu krajów, w których obywatele skarżyli się na to, że po wprowadzeniu waluty euro muszą płacić więcej" – argumentował Kamiński.Zaznaczył, że Polska jest biedniejsza niż Włochy, Grecja czy Hiszpania i – jak mówił – prezydent "będzie chciał, zanim zajmie jednoznaczne stanowisko w tej sprawie, poznać szczegółowe wyliczenia dotyczące skutków gospodarczych wprowadzenia waluty euro"."Ale przede wszystkim nie dla przyjaciół Platformy Obywatelskiej z giełdy i spekulantów walutowych, tylko ze względu na punkt widzenia zwykłego człowieka" – dodał prezydencki minister.
Jak powiedział, L. Kaczyński zajmie stanowisko w sprawie wprowadzenia w Polsce europejskiej waluty, "jak rząd przedstawi ile wprowadzenie euro będzie kosztowało zwykłego człowieka"."Czy tak, jak twierdzą niektórzy będzie oznaczało 10-procentowy spadek siły nabywczej zwykłych polskich rodzin, czy odwrotnie" – dodał Kamiński. "Pan prezydent już od dłuższego czasu z bardzo dużym niepokojem przygląda się drożyźnie w Polsce, drożyźnie, która dotyka przede wszystkim osób uboższych, dotyka zwykłych Polaków" – mówił Kamiński.
(cytaty za www.gazeta.pl).
Według prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego wprowadzenie waluty euro w 2011 roku w Polsce byłoby "w najwyższym stopniu ryzykowne", a w konsekwencji przyniosłoby obniżenie stopy życiowej Polaków. "W sensie ekonomicznym jestem zdecydowanym przeciwnikiem wprowadzenia w tej chwili euro, bo dla kraju dużo biedniejszego niż przeciętna UE jest to zabieg w najwyższym stopniu ryzykowny. Na pewno obniżający stopę życiową" – powiedział prezes PiS podczas poniedziałkowej konferencji prasowej w Rzeszowie.(cytat za www.gazeta.pl).
Te cytaty mówią same za siebie. Razi niewiedza i brak przygotowania do dyskusji oraz ideologiczne uprzedzenie. Razi szczególnie powtarzanie wielokrotnie obalanych mitów o skokach cen i spadku stopy życiowej. Niemniej przewrotnie powiem, że reakcja środowiska prezydenta i największego ugrupowania opozycyjnego mnie nie zaskakuje. Premier powinien był się takiej reakcji spodziewać. W pewnym stopniu sam ją sprowokował. Nie ma co uciekać przed mozolną dyskusja o euro. Zapewniam, że w dyskusji na argumenty można obalić większość lęków związanych z euro. Na pewno dyskusji o euro nie można prowadzić na zasadzie wyboru zerojedynkowego, bo niestety tak prosto to nie wygląda. Teoretycznie można sobie wyobrazić sytuację makroekonomiczną, kiedy może nam być na rękę kilkuletnie opóźnienie wprowadzenie euro. Nie zalecałbym również premierowi podejścia jakie zaprezentował prof.L.Balcerowicz. Postaram się w miarę dosłownie przytoczyć cytat jego wypowiedzi zasłyszanej w radiu: „nie znam opracowania, które kwestionuje sens przyjęcia euro”. A ja znam i całkiem niedawno polemizowałem na swoim blogu z jednym z takich opracowań. Doprawdy nie wiem jak można tego nie zauważyć. Takich opracowań, opinii jest znacznie więcej i sa publikowane nawet w ekonomicznych dziennikach. Większość z nich skupia się jednak na kwestii nie tyle czy zmienić walutę, co momentu tej operacji. Premier nie może ignorować tych argumentów, chociażby co najmniej z racji kultury dyskusji.
Pójście tzw. przebojem przez premiera w ostatnich dniach w sprawie euro jest moim zdaniem błędem i w czasie zapowiadanych konsultacji premier szybko się o tym przekona. Mogę mieć tylko nadzieję, że cały ten zgiełk nie jest tylko po to, by po kilku miesiącach ogłosić że winnymi braku sukcesu gospodarczego a la Irlandia są środowiska niechętne euro.