W całym zgiełku związanym z sytuacją na rynku finansowym może nam uciec ciekawy temat, czyli nasza krajowa inflacja. GUS podał właśnie wyniki i przez rynek powinna być ona przyjęta pozytywnie. Powinna ponieważ potwierdzony jest spadek inflacji z 4,8% (wskaźnik roczny) w lipcu i sierpniu do 4,5% we wrześniu. Ten wyraźny spadek jest konsekwencją silnego spadku wskaźnika rocznego dla cen żywności. Przypomnę tylko, że od listopada ubiegłego roku do sierpnia roczny wskaźnik cen żywności, które w koszyku stanowią prawie 26%, utrzymywał się w przedziale 6,8%-7,9%, czyli na bardzo wysokim poziomie. W tej dekadzie wprawdzie miało to miejsce już po raz trzeci, ale w dwóch wcześniejszych przypadkach sytuacja taka trwała znacznie krócej. Znaczny spadek wskaźnika cen żywności wynikał z wyłączenia z wyliczeń gwałtownego miesięcznego skoku cen żywności z września ubiegłego roku (2,4%). To głównie dzięki temu roczny wskaźnik cen żywności obniżył się do 5,1% w ubiegłym miesiące.
Na zamieszczonym wykresie widać jak koszyk żywności silnie wpływa na zmiany inflacji w Polsce. W przedstawionym okresie udział koszyka żywności w koszyku inflacji ogółem spadł w z niemal 40% do 26% obecnie. Zwracam uwagę na silny wpływ cen żywności na inflację pomimo znacznego spadku jej udziału. Zwracam jednak również uwagę na fakt iż zmiany w produkcji rolnej w kraju i zagranicą wywierały wprawdzie wpływ na inflację, ale okres oddziaływania był i jest ograniczony. Zwracam na to uwagę, gdyż pod koniec ubiegłego roku część makroekonomistów „zainwestowała” w teorię o czekającym nas długotrwałym niedopasowaniu popytu na żywność z jej podażą. Prasa zaczęła się o tym rozpisywać niemal tak jak dzisiaj o zmianach jakie ma wywołać kryzys finansowy na świecie. Zjawisko stało się tak głośne, że nawet niektóre krajowe podmioty zajmujące się konstruowaniem produktów inwestycyjnych (lokaty strukturyzowane) wymyślały struktury oparte na cenach aktywów mających cokolwiek wspólnego z rynkiem żywności.
Na dodatek reakcja ta była trochę spóźniona, gdyż wysokie ceny żywności zaczęły nam doskwierać trochę wcześniej i w połowie 2007 zwracałem uwagę, że żywność przysporzy nam problemów. Przyznam jednak, że nie sądziłem że aż tak dużych. Jednak w medialnym kreowaniu strachu przed globalnych i wieloletnim niedopasowaniu na rynku żywności, zaskakiwała mnie niewiara w dopasowanie popytu i podaży rynku rolnego i przetwórstwa spożywczego oraz lekceważenie innych zjawisk makroekonomicznych które mają wpływ na podaż czy popyt na artykuły żywnościowe. Ot chociażby osłabienie popytu, czy wskutek ograniczenia tempa rozwoju gospodarczego. Nie sądzę, by to co właśnie doświadczaliśmy na rynku żywności miało mieć skutki trwalsze niż podobne procesy doświadczane w przeszłości.
Obecnie staje pytanie, co dalej z inflacją i co będzie jej siła napędową. Najbardziej intrygujące jest to, iż właśnie jesteśmy w momencie kiedy wciąż możemy wierzyć iż inflacja spadnie do poziomu górnej granicy pasma, czyli 3,5%. RPP staje obecnie przed niełatwym wyzwaniem. Najnowsza projekcja inflacji przygotowywana przez NBP będzie miała ograniczoną wartość predykcyjną dla członków RPP i nie jest to wina analityków z naszego banku centralnego. Jesteśmy właśnie po poważnym osłabieniu złotego. Wobec kryzysu finansowego, nie sposób powiedzieć czy złoty powróci do poziomów z II kw czy nie. Jednak wobec niepewności na rynkach i publikowanych niemal codziennie korekt PKB dla różnych regionów świata i dla Polski, wątpię by rynek miał odwagę do trwałego powrotu na poziomy kursów z II kw. To będzie miało przeniesienie na inflację. W tej chwili trudno o rzetelne prognozy makroekonomiczne, gdyż trudno oddzielić trwałe niekorzystne skutki kryzysu dla światowej gospodarki od ewidentnego strachu który sparaliżował rynki finansowe i ograniczył płynność na rynku międzybankowym. RPP stoi w obliczu dylematu czy kierować się tylko profesjonalnie przygotowywanymi prognozami czy też ujmować w swoich decyzjach działania o charakterze psychologicznym by zapobiec dalszemu pogarszaniu się nastrojów na rynku. Do tego dochodzi brak precyzyjnego i uzgodnionego przez wszystkie zainteresowane instytucje terminarza wprowadzenia euro. W obecnych okolicznościach spore wątpliwości budzić będzie prognozowanie popytu krajowego. Istnieje możliwość dalszych obniżek stóp referencyjnych na świecie, czyli kontynuowanie akcji z poprzedniego tygodnia. Nie sposób precyzyjnie odczytać jakie są oczekiwania rynku miedzybankowego gdyż obecne ceny pieniądza uniemożliwiają dokonanie rzetelnych szacunków krzywej rentowności. Itd. itd.
Można więc zapomnieć o podwyżkach stóp w tym roku i zaryzykować twierdzenie, że cykl podwyżek mamy już za sobą. Przypuszczam, że członkowie RPP o tzw. gołębim nastawieniu mogą podjąć próbę obniżenia stóp już w tym roku. Inaczej mówiąc, RPP będzie zmuszona do czasu kolejnej projekcji i wiarygodnych prognoz, prowadzić coś w rodzaju polityki „prowizorycznej” z elementami psychologicznymi.