Kryzys finansowy dotknął częściowo i Polskę. Najgorsze na krajowym rynku finansowym mamy już chyba za sobą. Na rynku międzybankowym rentowność obligacji spadła poniżej niedawnych maksimów. Spadki na giełdzie przestały już szokować. Rynek walutowy w cztery miesiące z przewartościowania złotego przeskoczył w niedowartościowanie o nieco większej skali. Głównymi problemami są: domniemywana jak na razie skala spadku tempa gospodarczego, brak zaufania na rynku międzybankowym i prawdopodobna redukcja kredytowania niektórych branż. Spadek tempa wzrostu gospodarczego był oczekiwany, ale jego skala i towarzyszące mu zjawiska będące konsekwencją kryzysu na rynku finansowym już niekoniecznie. Nie ma dla mnie wątpliwości, że rząd, NBP i inne instytucje odpowiadające za gospodarkę oraz bezpieczeństwo i stabilność systemu finansowego powinny podjąć działania zmierzające do zapewnienia zaufania do sektora finansowego i podjęcia kroków na rzecz złagodzenia skutków spadku tempa wzrostu gospodarczego. Pytaniem jest jaki powinien być zakres i skala faktycznego i warunkowego wsparcia finansowego przez sektor państwowy. Dotychczas podjęte działania (część w fazie przekuwania w akty prawne) na tle zagrożeń, określiłbym jako zadowalające. W arsenale działań wymienianych w pomysłach poszczególnych instytucji są i te konieczne i te mające znaczenia bardziej psychologiczne dla rynku.
Kiedy jednak widzę rosnące oczekiwania i pierwsze oceny działań bezpośrednich i pośrednich adresatów pomocy, to narasta moje rozczarowanie i potwierdza teza, że pieniądze podatników również trzeba trzymać z daleka przed zakusami sektora prywatnego. Do rozczarowania przyczyniła się również lektura apelu środowiska bankowców i przedsiębiorców firmowanym przez organizację przedsiębiorców Lewiatan. Trudno uciec przed refleksją, że i sektor prywatny ma problemy z akceptacją reguł gospodarki wolnorynkowej i ma nie mniejsze zakusy na finansową i administracyjną pomoc państwa niż przedstawiciele związków zawodowych. Różnica ogranicza się tylko do instrumentarium.
Rzeczywistym problem sektora bankowego jest brak zaufania na rynku i płynności na niektórych instrumentach i walutach. W tym wypadku organy władzy państwowej i monetarnej nie mogły pozostać obojętne. Pytaniem pozostaje, na ile rynek z niektórymi problemami musi się uporać samodzielnie, a na ile musi w tym brać udział państwo. Tak jak przypuszczałem, pierwsze operacje ratujące płynność pokazały, że bankowcy mocno przerysowali problem. Niechęć do rozstrzygnięcia problemu ryzyka depozytów międzybankowych we własnym gronie lub ze spółkami matkami została częściowo przerzucona na podatnika (pomysł z gwarancjami) i na NBP. Nie widzę powodu by w takiej sytuacji moje pieniądze jako podatnika miały zasilać sektor bankowy w przypadku niepowodzenia operacji (brak zwrotu depozytu). Z drugiej strony mam świadomość słabości moich rozważań, wynikających z tego że nie jest to najlepszy moment na publiczne roztrząsanie tego typu wątpliwości moralno-ekonomicznych.
Czary goryczy przepełniły komentarze niektórych bankowców (w tym i członków zarządów) nisko oceniające akcje zasilania systemu bankowego CHFami przez NBP (zbyt krótki termin i za drogo). Powstaje więc pytanie, czy aby obecnie większym problemem niż brak zaufania na rynku i płynności nie jest aby to że część bankowców nie potrafi się pogodzić z faktem iż obecnie rynkowe zamieszanie spowoduje ograniczenie dochodowości na niektórych instrumentach (kredyty hipoteczne) i być może udziału w rynku. Nie jestem przekonany, czy obowiązkiem NBP jest zapewnienie pożądanej dochodowości na kredytach hipotecznych w CHFach. Zastanawiam się też, dlaczego przedstawiciele części banków (nazwy pominę) nie wyrażają pretensji pod adresem swoich spółek matek.
Apel firmowany przez Lewiatana „zasługuje” na odrębne potraktowanie przy innej okazji. Organizacja która do tej pory wspierała gospodarkę wolnorynkową i naciskała na wycofywanie się państwa z życia gospodarczego, wystosowała apel w którym aż roi się od ewidentnej ingerencji, nacisków na RPP (obniżenie stopy referencyjnej), domaganie się wybiórczych dotacji do wybranych branż (niższe stawki podatkowe). Najśmieszniejsze jest domaganie się niższych stawek rynkowych na CHFy i WIBOR 3 M. Adresatem niektórych oczekiwań, są raczej bankowcy a nie rząd czy NBP. Awersję banków do finansowania niektórych branż, czy – w mniemaniu Lewiatana – wysoki WIBOR 3M, powinni raczej wytłumaczyć przedsiębiorcom bankowcy a nie rząd. Sądzę też, że zamiast oczekiwać od państwa wymuszanie na bankach podtrzymania akcji kredytowej, przedsiębiorcy powinni chyba sobie kwestie wiarygodności finansowej poszczególnych sektorów gospodarki wytłumaczyć w cztery oczy z bankowcami. Dla obydwu stron byłaby kształcąca rozmowa.
PS. Polecam artykuł dwóch pracowników NBP, którzy w Rzeczpospolitej z 19 XI ("Podatnicy nie powinni ratować banków") na chłodno i racjonalnie ocenili bieżącą sytuację w sektorze bankowym i oczekiwania banków. Artykuł na pozór zwykły, zawierający refleksje zdawałoby się oczywiste, ale biorąc pod uwagę miejsce pracy autorów (chociaż zatrzegają, że w artykule wyrażają tylko własne poglądy) i symptomy źle rozumianej "poprawności" w bieżących komentarzach, czyta się wręcz z wypiekami na twarzy .