Zmiany stóp w 2011 r.

Decyzje RPP często wzbudzają kontrowersje. Tak było i tym razem (wzrost stopy referencyjnej do 4,25%). Dla jednych decyzja RPP to odrabianie straconego czasu, a dla innych objaw nerwowości w reakcji na publikowane informacje m.in. o inflacji. Stali czytelnicy mojego bloga pewnie zauważyli, że raczej nie gustuje w uprawianiu krytykowania RPP jako sztuki dla sztuki. Spojrzałem na jeden z moich wpisów z jesieni ubiegłego roku, gdzie prezentowałem, co zrobiłbym na miejscu Rady. Było to więc w okresie kiedy inflacja nie stanowiła poważniejszego problemu. Sugerowałem, by podnieść stopa do 4% z 3,5%. Nawet biorąc pod uwagę ówczesne prognozy makroekonomiczne, stopę referencyjna na poziomie 4% to nie byłoby zbyt dużo. Po stopniowym podniesieniu o 50 pkt. bazowych można było nieco wstrzymać działanie, do czasu upewnienia się co najprawdopodobniej będzie się działo z gospodarką w najbliższym okresie.

W moim przekonaniu Rada miała opóźnienie ok. 3 m-cznie w rozpoczęciu cyklu podnoszenia stóp. Nie robiłbym z tego jednak dramatu. Rada to ciało 10-cio osobowe. Moment zmiany stopy ustala się demokratycznie, poprzez głosowanie. Nie zamierzam bynajmniej deprecjonować Rady i zasad jej funkcjonowania. Zwracam jedynie uwagę na czynnik ludzki i związane z tym zróżnicowanie w postrzeganiu zagrożeń dotyczących inflacji. Z zapisów dyskusji w tzw. minutkach bezpośrednio po spotkaniach RPP, widać było spór (dyskusję) zmierzający do określenia tempa i skali wpływu poszczególnych czynników na kształtowanie się inflacji. Nie ma co ukrywać, że obecny poziom inflacji przekroczył oczekiwania przynajmniej większości analityków i miał prawo zaskoczyć członków Rady. Mówiąc językiem bardziej ekonomicznym, taki scenariusz kształtowania się inflacji opatrywano relatywnie niewielkim prawdopodobieństwem realizacji.

Sądzę, że wśród członków Rady jest silna troska by zbyt raptownym wzrostem stopy referencyjnej nie ograniczać niepewnego w dłuższej perspektywie wzrostu PKB. Mówiąc dokładniej, prognozowane tempo PKB w przedziale 3,5% – 4% jak na Polskę i jej problemy, to nie jest szokujący wzrost. Tym bardziej, że te z prognoz które sięgają np. trzech lat, na ogół sugerują minimalne osłabienie tempa wzrostu w dłuższej perspektywie.

Dwa kolejne czynniki które zniechęcały RPP do wcześniejszego lub szybszego tempa wzrostu rentowności bonów NBP, to: niewielkie ryzyko ciągnięcia inflacji przez czynniki popytowe i przekonanie że inflacja ma charakter przede wszystkim kosztowy. Jednak nawet inflacji o charakterze kosztowym nie można lekceważyć. Rolą RPP jest również powstrzymywanie uczestników gry rynkowej (podmioty gospodarcze i gospodarstwa domowe) przed zbyt łatwym przenoszeniem na gospodarkę wzrostu cen kosztów i zbyt łatwym akceptowaniem tego faktu.

Sądzę, że początkowo część członków Rady przypuszczała iż czynnik kosztowy nie będzie tak duży. Tymczasem dane o inflacji zaczęły wskazywać, że czynnik kosztowy zaczyna się rozlewać relatywnie szybko na składowe wskaźnika inflacji.

Dla miłośników statystycznej analizy zachowań Rady, podaje że trzy decyzje o wzroście po 25 pkt. bazowych w ciągu I półrocza to wynik zbliżony do średniej. Mam na myśli sam fakt liczby zmian. W II połowie roku Rada (Rady) na ogół nie były tak aktywne w podejmowaniu decyzji. Moim zdaniem w tym roku należy się liczyć z podwyżkami o 25 – 50 pkt bazowych. W prognozach analityków bankowych zaprezentowanych niedawno przez dziennik Rzeczpospolita, pojawiła się też prognoza wskazująca że stopa bonów NBP sięgnie 5% na koniec bieżącego roku.  Jestem sobie w stanie wyobrazić taki układ danych makroekonomicznych, które wymuszą taką podwyżkę. Wydaje mi się jednak, że  ta prognoza miała charter silnie ekspercki i była oparta na „obstawianiu” pewnego scenariusza wydarzeń. Musimy jeszcze poczekać by przekonać się jakie będą czynniki wzrostu gospodarczego, jak będziemy sobie radzić z deficytem finansów publicznych oraz czy złoty będzie nam pomagał czy przeszkadzał w walce z inflacją.

Idealny moment czasowy na zmianę stóp istnieje, ale tylko w teorii. To samo można powiedzieć o tempie zmian. Na dodatek każdy członek Rady i każdy z cenzurujących ją analityków, gustuje w innej teorii, czy też inaczej rozkłada akcenty. Stąd też oceniam Radę nie poprzez idealne trafienie, ale przez to czy stopa referencyjna jest w takich granicach w jakich powinna się znaleźć przy danych realiach makroekonomicznych. Rada rozpoczęła cykl podwyżek z pewnym opóźnieniem i w powolnym tempie. Dwie ostatnie zmiany to po prostu nadrobienie wcześniejszej ostrożności w obliczu napływających nowych danych.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Rynek finansowy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.