Miniony rok był dobry dla polskich banków. Wynik netto na poziomie 15,7 mld zł mówi praktycznie sam za siebie, gdyż nawet w latach dobrej koniunktury 2007-2008 wynik oscylował dwa razy pod rząd wokół 13 mld zł. Ubiegły rok został przez sektor bankowy wykorzystany do stabilizacji i powolnej poprawy wyników. Sytuacja była sprzyjająca, ponieważ sytuacja finansowa przedsiębiorstw oraz gospodarka jako całość również były w dość dobrej, jak na nerwowe czasy, kondycji.
Suma bilansowa z 1,16 bln zł wzrosła w ciągu ubiegłego roku do 1,30 bln zł. To oznacza wzrost o 11,7% wobec 9,7% w 2010 r. Dla porównania podam, że w 2006 i 2007 aktywa wzrosły o ponad 15% a w 2008 aż o 25%. W sumie wzrost nie szokuje, ale i nie wywołuje rozczarowania. W ubiegłym roku aż w 92% do wzrostu przyczyniła się kredyty i pozycje o podobnym charakterze. W 2010 r. kredyty odpowiadały „tylko” w 70% za przyrost aktywów. Z ujęciu dynamiki, wskazana pozycja wzrosła o 15,3% w 2011 r., wobec 9,6% w 2010 r. W sumie dynamika wzrostu kredytów może i spora, ale kiedy weźmie się pod uwagę wskaźniki cenowe kredytobiorców, to zostaje z tego wzrostu realnie kilka procent.
Portfel stricte kredytowy wrósł w ciągu minionego roku z 699 mld zł do 801 mld zł. Na koniec 2011 r. portfel kredytowy banków składał się w 60,1% z kredytów dla gospodarstw domowych, 29,9% przedsiębiorstw i prawie 10% przypadała na instytucje rządowe, samorządowe i FUS. Kredyty dla gospodarstwa domowych wzrosły o 12%. Kredyty dla przedsiębiorstw, po stagnacji w 2010 r., w roku ubiegłym wzrosły o 20,4%. Ten ostatni wynik budzi podziw gdyby nie to, że rok wcześniej w tej grupie kredytobiorców, sektor bankowy wiele nie zdziałał.
Zatrzymam się na chwilę właśnie na kredytach dla przedsiębiorstw. Z kwoty 264 mld zł na koniec 2011 r. , 159,2 mld zł (60%) przypada na segment MSP. Kredyty dla tego sektora wzrosły o 25%, a dla firm dużych już tylko o 13,7%. Kredyty dla MSP dynamicznie rosły we wszystkich kategoriach.
Z wyników widać, że minione dwa lata zostały w sektorze bankowych poświęcone na poprawę portfela kredytowego. Efekty widać przede wszystkim w segmencie podmiotów dużych. Udział kredytów „ze stwierdzoną utratą wartości” spadł w portfelu z 9,4% na 7,4%. W segmencie MSP, kredyty zagrożone spadły z 14,2% na 12,6%. W MSP wynik poprawiły portfele kredytów operacyjnych i inwestycyjnych. Nadal 18,6% w kredytach na nieruchomości, stanowią kredyty zagrożone.
Udało się wiec uzyskać istotną poprawę portfela, trochę za cenę stagnacji w 2010 r. W takiej sytuacji łatwiej o poprawę jakości. Trzeba też pamiętać, że w 2011 r. nie uzyskano by przyzwoitego wyniku gdyby nie stabilny czteroprocentowy wzrost gospodarczy.
W grupie kredytów dla gospodarstw domowych tak spektakularnych sukcesów nie uzyskano w 2011 r. W 2010 r. udział kredytów zagrożonych wzrósł w portfelu z 6,2% do 7,2% i taki rezultat utrzymał się w 2011 r.
Gospodarstwa domowe były w bankach zadłużone na 532 mld zł, z czego 319 mld (60%) przypadała na kredyty mieszkaniowe. Wartość portfela kredytów mieszkaniowych formalnie wzrosła o niemal 20% w 2011 r., czyli podobnie jak rok wcześniej. Niestety jakość portfela, choć wciąż przyzwoita, to uległa pogorszeniu. Kredyty zagrożone w kredytach mieszkaniowych ogółem stanowiły w 2009 r. 1,5%, by w 2010 sięgnąć 1,8% i 2,3% na koniec 2011 r. Pocieszeniem jest to, że pogorszenie jakości portfela przypadało na pierwsze miesiące ubiegłego roku. Kredyty pozostałe są zagrożone w grubo większym stopniu i tu też wypada się pocieszać radyklanym przyhamowaniem „psucia się” portfela w 2011 r. Dla przykładu już tylko podam, że rodzina kredytów dla gospodarstw domowych określana mianem „konsumpcyjne” jest zagrożona aż w 18% (17,4% na koniec 2010 r.).
Wzrost aktywów finansowany był wzrostem depozytów. W 2010 i 2011 r. depozyty pozyskane z sektora niefinansowego rosły w 2010 r i w 2011 r. odpowiednio o 9,4% i 12,6%. Na 698,5 mld zł depozytów tego sektora, 477,4 mld zł (68%) przypada na depozyty ludności. Z pozyskaniem depozytów przedsiębiorstw nie było większego problemu, ponieważ przedsiębiorstwa mają spory zapas gotówki na kontach w oczekiwaniu na lepsze czasy w gospodarce. Gorzej z gospodarstwami domowymi. Niby nie mają większego wyboru, ale starać się trzeba było bardziej, ponieważ sektor publiczny (depozyty budżetu, jednostek budżetowych i FUS) uszczupliły stan depozytów w bankach o kilka mld złotych. Tą kwotę uzupełniły gospodarstwa domowe.
O tym, że walka o depozyty nie jest łatwa widać w rachunku wyników. Koszty odsetkowe wzrosły aż o 13,1%. W sumie sporo, ale po spadku o 9,7% w 2010 r., mógłbym powiedzieć, że banki z opóźnieniem wynagrodziły klientom ich zaufanie do banków. Kolejnym czynnikiem były podwyżki stopy referencyjnej przez RPP w ubiegłym roku. Wzrost kosztów udało się niemal w całości zrekompensować przychodami odsetkowymi. W efekcie wynik odsetkowy wzrósł o 13%. Sporo, ale już nie o 17% jak w 2010 r.. W 2011 r. nie dało już tak łatwo przerzucić na otoczenie rynkowe skutków słabej koniunktury. W rachunku przychodów i kosztów prowizyjnych opór rynku był widoczny jeszcze bardziej. Sądzę, że dała też o sobie znać rywalizacja rynkowa o klienta. Ostatecznie wynik na działalności bankowej był o 8% lepszy od wyniku z 2010 r. i 16% lepszy od wyniku z 2009 r.
Koszty banków wzrosły o 5% w 2011 r. przy stabilizacji zatrudnienia na poziomie 177 tys. ludzi. Zmiany robią wrażenie dość powolnych, ale kiedy spróbować policzyć wskaźniki wydajności (np. aktywa i wynik bankowy na osobę lub wydajność majątku trwałego), to w ten prosty sposób liczone wskaźniki wskazują na jej poprawę o prawie 10% co roku. Przy uwzględnieniu różnych wskaźników cenowych dla otoczenia w jakim działa sektor bankowy, zmiana wydajności w sektorze bankowym nie szokuje.
I już powoli kończąc, trzeba dojść do wyniku netto. Wprawdzie wynik na działalności bankowej poprawił się o 8%, czyli z 53,1 mld zł na 57,3 mld zł, to wzrosły koszty działania banków o 1,3 mld zl. Co więc pomogło. Rezerwy. Jeden z głównych czynników jaki wpływa na zmienność wyniku netto w ostatnich latach. Tym razem spadły z 10,5 mld zł w 2010 do 7,4 mld zł w ubiegłym roku.
Rok 2011 nie był więc wielce wymagający dla banków. Dalej prowadzone były procesy poprawy jakości portfeli i pozyskiwania depozytów. Pomimo niełatwych czasów i zagrożeń, udało się bankom wyrwać z kredytowej stagnacji z roku 2010 r. Nie ma co ukrywać, że bankom sprzyjała przyzwoita koniunktura w minionym roku (ponad 4% wzrost PKB), co pozwoliło prowadzić procesy dostosowawcze do zmian rynkowych i podjęcia rywalizacji bez poważniejszych kosztów ludzkich rozumianych jako redukcje czy cięcia wynagrodzenia w skali ogółem sektora.
Rok bieżący łatwy dla sektora nie będzie. Krótkoterminowe tempo PKB na poziomie 2,5% w 2012 r. nie będzie tragedią o ile w II połowie roku widać będzie symptomy poprawy. Wyniki gospodarcze za ostatnie miesiące 2011 r. dają nadzieję na nieco wyższe tempo wzrostu. Mimo tego, wynik netto 15 mld zł trudno będzie powtórzyć. Wyniki finansowe z działalności bankowej wskazują, że nie daje już tak łatwo przerzucić na kosztów poprawy wyniku finansowego na klientów banków.
Gdyby miał się powtórzyć zrealizować scenariusz poważniejszego kryzysu w UE i przeciągania tempa wzrostu PKB rzędu 2,5% na 2013 r. w Polsce, to nie obędzie się bez poprawy wydajności oraz cięcia kosztów, w tym kosztów zatrudnienia w bankach.