Pomysły kandydatów na prezydenta. Kasę każdemu i w dowolnych ilościach.

 


Wysłuchałem niedawnej prezydenckiej debaty w publicznej telewizji z udziałem dziesięciu kandydatów i postanowiłem trochę sobie poużywać. Przyznam, że jako ekonomiście ciężko mi było tego słuchać, bo mam świadomość rozmiarów tychże obietnic. Źródłami finansowani obietnic nikt z kandydatów się nie przejmował. Być może dlatego, że wyborcy też nie chcą się tym zamartwiać. Wyborcy chcą wierzyć, że pieniądze, dużo pieniędzy, leżą odłożone lub schowane przed obywatelami przez polityków.

Pozwolą sobie na skomentowanie niektórych monotonnie powtarzanych argumentów, ale bez epatowania kwotami. Kto chce, może wierzyć, kto nie, to nie musi.

Integracja z UE, czy raczej dezintegracja. Generalnie wg większości konkurentów B.Komorowskiego UE to nieudany i podejrzany twór o niepewnej przyszłości. Nikt nie chce przypomnieć, że wejście do UE w 2004, to nie tylko sukces polityczny ale i gospodarczy. Pochwalić UE też nie wypada. Szkoda, bo UE to naprawdę ciekawy projekt, wymagający jednak wspólnego wysiłku i pokory.

Dość często pojawiał się wątek silnej Polski jako kraju skupiającego wokół siebie inne kraje. Na ogół chodziło o kraje Europy Środkowej. Tylko, że te kraju, na ogół będące już w UE, nie mają ochoty uznać naszego zwierzchnictwa i w miarę możliwości załatwiają swoje problemy bezpośrednio w Brukseli. Współpracują z Polską tylko wtedy gdy jest to opłacalne. Pomysły by budować silne związki gospodarcze lub polityczne z Białorusią lub Chinami, pozostawiam bez komentarzy. Krótko mówiąc, chcemy budować mocarstwową Polskę, tylko brak chętnych krajów by nam się podporządkować.

Nikt z kandydatów nie poruszał wątku naszej przyszłości w UE. Na razie, powiedziałbym, że jesteśmy za dalszą integracją i jeszcze bardziej przeciwko niej. O euro chyba nikt już nie wspominał, bo to jest teraz passe. Naopowiadano społeczeństwu przez lata takich głupot o euro (a ostatnio P.Duda), że nawet obecny prezydent unikał w kampanii tego tematu.

Wysokie podatki. Oczywiście płacimy za dużo, twierdzą kandydaci. To standard każdego polityka chcącego zdobyć popularności czy wybrać wybory prezydencie. Otóż co roku Eurostat publikuje kilka cyklicznych opracowań o podatkach w UE i pozostałych obciążeniach (składki zdrowotne, emerytalne itp.). Polska jest krajem o relatywnie niskim poziomie opodatkowania czy – jak kto woli – poziomu redystrybucji do PKB. Proponuje zajrzeć do zakładki Database, gdzie Eurostat udostępnia morze danych. Ta bolesna prawda o poziomie opodatkowania nie przebija się w mediach, o co mam pretensje również do przedstawicieli mediów.

Zwiększyć wydatki, wydobyć Polaków z biedy, rozdawać zasiłki itd. Proszę bardzo. Możemy rozdawać, ale wpierw politycy muszą wskazać skąd zdobędziemy kasę.  No bo skąd pieniądza skoro kandydaci na prezydenta chcą radyklanie obniżyć podatki. Wynikiem realizacji ubytków w podatkach proponowanych w debacie byłoby zmniejszenie stronnych wpływów budżetu centralnego śmiało o 10%-20%. A realizacja pomysłów na wydatki (np. po 500 zł na dziecko wg P.Dudy) dałaby w efekcie kilkadziesiąt mld zł deficytu. Nie wiadomo śmiać się czy płakać.

Zabierzemy bankom i sieciom handlowym. Zawsze mnie intrygowało, dlaczego im. Bo są synonimem bogactwa i zagranicznego kapitału? W Polsce jest więcej branż w dobrej sytuacji, ale na nie politycy nie zerkają. Politykom zadałbym pytanie odnośnie sieci handlowych. Dlaczego do tej pory nikt nie napuszczał na nie aparatu skarbowego, dlaczego nie dokonał analiz wywożonych zysków. A może dlatego, że kwota okazałaby się (o ile w ogóle) bardzo mała? Wynik netto banków w ostatnich latach to rząd 15 mld zł. Zabrać wszystkiego nie można, bo każdy ma prawo do zysków, a ponadto trzeba pokryć dziurę po wypłatach BFG na SKOKi. Powiedzmy, że dmuchniemy bankom 5 mld. Tylko że to jest mikroskopijna niemal kwota w porównaniu z makabrycznym deficytem jaki nam powstanie po realizacji obietnic polityków. Proszę też pamiętać, że jeśli banki, jak chcą politycy, mają być ukarane za kredyty hipoteczne w CHF, to przy realizacji pomysłów polityków, banki stracą miliardy złotych i na programy społeczne nic nie zostanie.

Emerytury. Ok. ja też mam wątpliwości czy w wieku 67 lat będę się do czegoś nadawał. Mimo to proponuje spojrzeć na prognozy demograficzne i skalę deficytu FUS jak nic nie zrobimy. Te dane są łatwo dostępne w internecie. Podjęta przez rząd PO-PLS reforma (w tym wydłużenie wieku) nie załatwia problemu, a jedynie pozwala w przyszłości zmniejszyć zagrożenie (deficyt FUS) do skali z którą być może sobie poradzimy. Można się zgodzić na kilka pomysłów, ale pod warunkiem wczesnego rozpoczęcia pracy lub dodatkowego samodzielnego oszczędzania itd. B.Komorowski zaakceptował zmiany emerytalne bo, w przeciwieństwie do obecnych rywali, zdawał sobie sprawę ze skali zagrożenia.

Hit kampanii: kwota wolna od podatku. Polacy uwierzyli, że są oszukiwani. Politycy w trakcie debaty w tv publicznej, jak najbardziej ich w tym przeświadczeniu utrzymywali. Owszem z malutką kwotą wolną jesteśmy ewenementem w Europie, To trochę relikt rozwiązań jakie przyjęliśmy tworząc PIT. Proponowałbym jednak zestawić to z kwotami ulg, pomocy społecznej, transferów społecznych itd. jakie otrzymują podatnicy. Podnoszenie kwoty wolnej będzie wymagało zmian po stronie transferów (np. pomoc społeczna) i pułapów pomocy (zmiany zasad udzielania wsparcia). W zależności od wariantu kwoty wolnej, budżet traciłby na wpływach kilka, do kilkunastu mld. To ubytek na tyle duży, ze musiałby być czymś zrekompensowany. Jakimś rozwiązaniem byłoby podwyższenie kwoty wolnej rozciągnięte na lata, czyli metoda bardzo drobnych kroków.

Nie chciałbym być odebrany jako oportunista twierdzący, że nic już nie można zrobić. Owszem można, ale małymi krokami i w większości przypadków wskazując komu odbieramy (wpływy) lub zabieramy by przekazać innym. I właśnie rolą polityków jest wskazywanie kto lub co wymaga wsparcia a co lub kto już może lub musi bez wsparcia się obyć.

Polecam zajrzeć …

http://opinieekonomiczne.blox.pl/2012/09/Skad-pieniadze-na-polityke-spoleczno-gospodarcza.html

 

 

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.