No, wiedzą to się pani Szydło nie popisała. A i o szacunku (tzn. braku) do własnych wyborców można by podyskutować.
Kandydatka na stanowisko premiera w nowym rządzie, Beata Szydło, zwróciła się właśnie do premier Kopacz i polityków PO mnie więcej takimi słowami: apelują do premier Ewy Kopacz, aby Platforma wycofała się z pomysłu wprowadzenia w Polsce euro.
Wygląda na to, że straszenie euro zostało ocenione przez PiS jako efektywne narzędzie pozyskiwania elektoratu. W związku z tym, przyszła premier Beata Szydło postanowiło postraszyć Polaków walutą euro i wrzucić temat do medialnej dyskusji. Podobnie jak A.Duda.
Z politycznego punktu widzenia zabieg z medialną wrzutką o euro jest kuszący. Można coś pokrytykować i ludzi postraszyć. Można pokazać jak bardzo B.Szydło i PiS bronią Polaków przed złem. Chwyt medialny o tyle prosty, że PO i premier Kopacz unikają poruszania tematu przyjęcia euro w mediach z dwóch powodów. Pierwszy, bo o euro i UE modnie jest mówić w sposób niekorzystny. Po drugie, PO nie porusza tematu euro dlatego, że z kilku względów Polska nie będzie zainteresowana wejściem do strefy euro. Nie ma więc sensu o euro w kampanii dyskutować.
Apel jest zabawny, bo politycy PO od dłuższego czasu informują przy wielu okazjach, że temat wejścia do strefy euro w średnim terminie nie będzie podnoszony. Nie wiadomo więc z czym lub kim B.Szydło polemizuje i z kim walczy.
Ciekawe zdanie wypowiedział prezydent Komorowski w tej sprawie w ubiegłym roku. Wg ówczesnej wypowiedzi prezydenta, do tematu euro można będzie podejść dopiero po wyborach jesiennych i okrzepnięciu sceny politycznej. Niewątpliwie zachęcał do dyskusji, ale z jego wypowiedzi wynikało, że to nowa koalicja rządząca podejmie decyzję, rozpoczynać proces przyjmowania euro czy nie.
Jeżeli to PiS wygra wybory i utworzy koalicję, czego B.Szydło jest pewna, to problemu z wprowadzaniem euro i dyskusji po prostu nie ma i nie będzie. Prognozowany układ sceny politycznej po wyborach w zasadzie zamyka dyskusję polityczną (a co za tym idzie i decyzje) o euro na kilka lat.
Jednak to co najbardziej dziwi u przyszłej premier, to ewidentne mówienie nieprawdy o przyczynie greckiego kryzysu. Twierdzenie, że kłopoty Grecji wynikają z przyjęcia euro to zwykłe oszukiwanie ludzi i demonstracja ekonomicznej niekompetencji. Przyczyną kłopotów Grecji jest finansowa nonszalancja polityków rządzących Grecją w okresie kilkunastu lat i społeczna akceptacja tegoż, żeby nie powiedzieć że wręcz zachęcanie polityków. Mogę mieć tylko nadzieję, że media zmuszą B.Szydło do wytłumaczenia się z tej wypowiedzi.
Niestety po raz kolejny polska prawica dała potwierdzenie kompletnego braku pomysłu na to co się dzieje w kręgu państw strefy euro. Przypomnę, że niektóre państwa strefy euro coraz odważniej mówią o odrębnej polityce i zasadach współdziałania w swoim gronie. To coś na kształt unii w unii. Być może na naszych oczach powstaje klub państw zainteresowanych integracją polityki w kilku obszarach, w tym i gospodarczym. I trudno się dziwić, ponieważ wraz ze wzrostem liczny krajów UE i zróżnicowaniem ich polityk i interesów, funkcjonowanie UE staje się coraz trudniejsze. Naturalnym wyjściem jest więc tworzenie kręgu państw decydujących się na dalszą integrację i pozostałych członków UE, którym odpowiada mniej lub bardziej luźniejszy związek z UE.
Na tym tle deklarowanie w kampaniach wyborczych polityków PiS, że Polska będzie miała silniejszy wpływ na politykę UE i że będzie czerpała z tego większe korzyści, brzmi dość zabawnie i dziwnie. Utrzymywanie się poza strefa euro, przy postępującej tam integracji, będzie rodziło ryzyko utrzymywania Polski na politycznych i ekonomicznych peryferiach UE.
Zresztą w kwestii tzw. unii w unii, stanowisko E.Kopacz też jest niejasne czy wręcz dziwne. Premier polskiego rządu deklaruje ich Polska się na to nie zgodzi (integracja państw strefy euro). Otóż obawiam się, że nikt Polski nie będzie pytał o zdanie, ponieważ wcale nie musi to naruszać zasad i przepisów regulujących funkcjonowanie UE.