Sytuacja finansowa części tzw. „frankowiczów” i wypływające z niej zagrożenia, rodzą pytanie o to kto zawinił i jaką ewentualnie powinien ponieść karę, o ile w ogóle. Zapewniam, że w sporze o kredyty mieszkaniowe w walucie (lub indeksowane) nie jest to takie proste i jednoznaczne. Warto poznać nieco faktów i opinii zanim w oskarżeniach i żądaniach ta czy inna strona sporu posunie się za daleko. Zresztą…to już się stało.
Już tylko informacyjnie podam, że pozwolę sobie na określanie osób (gospodarstw domowych), które zaciągnęły kredyt mieszkaniowy w chf lub indeksowany, wspólnym mianem „frankowicze”, a kredyty – „frankowymi”. Bo tak naprawdę to czy ktoś wziął kredyt w chf czy indeksowany tą walutą, nie ma znaczenia z punktu widzenia ryzyka kursowego.
Każdemu kto chce zrozumieć genezę kredytów „frankowych” zalecałbym poznanie naszej historii gospodarczej przede wszystkim z lat 2000-2008. Najważniejsza fakty to: radykalny spadek polskich stóp procentowych na początku ubiegłej dekady, wejście do UE, dynamiczny wzrost gospodarczy zapoczątkowany pod koniec 2003 r i trwający do połowy 2008 r. W okresie 2007-2008 dynamika (po odjęciu inflacji) wynagrodzeń przekraczała niemal dwukrotnie średnią z okresu kilkunastu ostatnich lat. Mieliśmy poczucie, że świat jest u naszych stóp.
W I poł 2000 r. przeszliśmy na płynny kurs walutowy ustalany siłami rynku. Po osłabieniu złotego na przełomie 2003/2004 (niedowartościowanie złotego o ponad 10%; idealny moment do zaciągania kredytu walutowego), aż do III kw 2008 kursy walut w wyrażeniu złotowym stopniowo spadały. W krytycznym III kw 2008 złoty był przewartościowany przez rynek co najmniej o 15%. Inaczej mówiąc kurs był nazbyt niski, ale ustalony siłami rynkowymi. Przez niemal 5 lat kurs złotego spadł o 30%. Kurs chf spadł o – w zasadzie – taką samą wartość. W takich warunkach trudno się dziwić, że zainteresowanie kredytami wyrażonymi w chf systematycznie rosło.
Popularność chf wynikała z bardzo niskiej stopy procentowej w tej walucie. Spadek kursu i opinia „bezpiecznej” waluty były dodatkowymi atutami. Niskie stopy procentowe powodowały, iż rata kredytu (kapitał + odsetki) była ok. 30% niższe od kredytu złotowego (o tej samej wartości w chwili zaciągnięcia; w przeliczeniu na pln; 250 tys. pln na 25 lat; raty annuitetowe). Z tej perspektywy, nawet zmienność kursowa, w tym w „niewłaściwą” stronę była do przełknięcia. A „niewłaściwa” to oczywiście zmiana na kurs wyższy od tego z chwili zaciągnięcia kredytu. Dzisiaj wiemy już, że zmiany kursowe jakich doświadczyli „frankowicze” były dość bolesne dla domowych budżetów części z nich. Warto przy tej okazji zaznaczyć, że zmiany kursu chf jakie nastąpiły od końca 2008 r. były niekorzystne przede wszystkim dla „frankowiczów” z 2008 r. i częściowo z 2007.
By mieć punkty odniesienia do dalszych rozważań, podam wartości rat dla kredytów w pln i chf: zaciągniętych w marcu 2004 i w sierpniu 2008 r. (wartość i czas spłaty podałem wyżej). Dla „frankowiczów” to dwa skrajne okresy zaciągania kredytów. Na ten okres przypada przeważająca część aktywnych kredytów „frankowych”. W przypadku z 2014 r., dopiero w tym roku rata kredytowa „frankowiczów” jest na poziomie rat kredytu w pln. Koszt kredytu dla tej grupy „frankowiczów” okazał się po ponad 10 latach o 29% tańszy w porównaniu z kredytem w pln. Kapitał do spłaty (na chwilę obecną) wyrażony w pln jest raptem większy o kilkanaście procent w porównaniu z kredytem w pln.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w drugim przypadku (kredyt „frankowy” zaciągnięty w 2008 r,). Jeszcze w II poł 2010 „frankowicze” płacili o 100 pln więcej miesięcznie niż posiadacze kredytów złotowych. W kolejnych latach różnica rosła w różnym tempie by w 2015 sięgnąć 650 pln (!). Do chwili obecnej koszt obsługi kredytu był większy o 18% od kredytu w PLN. Gdyby kurs pozostał bez zmian w kolejnych latach, to koszt może być ostatecznie nawet o niemal 40% większy od kredytu w PLN (czyli nawet o 120 tys. pln). Najgorsze jest jednak to, że kapitał do spłaty (wyrażony w pln), mimo upływu lat, jest obecnie ponad 1,5 raza większy od posiadaczy kredytu złotowego zaciągniętego w tym samym okresie.
Podane dwa skrajne przykłady pokazują, że sytuacja „frankowiczów” jest bardzo zróżnicowana. Rozczarowani zapewne są ci którzy zaciągnęli kredyt w 2008 i częściowo w 2007 r. To może dawać nawet ponad 40% „frankowiczów” z ok. 550 tys. zadłużonych w tej walucie. Pytanie: od jakiego poziomu kursu (mowa o wzroście) ich złość jest uzasadniona, o ile w ogóle można tak postawić pytanie
Trzeba pamiętać, że kredyty „frankowe” są narażone na ryzyko zmienności waluty bazowej (w naszym przypadku chf), o czym jak rozumiem kredytobiorcy wiedzieli (tzn. teoretycznie powinni). Analiza zmienności kursów kilku czołowych europejskich i światowych walut względem siebie wskazuje dla okresów 7-letnich z okresu od 1980 (bo… od 2008 do 2015 też upłynęło 7 lat) wskazuje, że w 95% przypadków zmiana kursu nie przekraczała 60%. Podobne wskazania daje analiza kursów pln do usd, eur i chf z kilku lat poprzedzających szczyt zainteresowania kredytem „frankowym”, czyli w latach II poł 2007-2008. Przypomnę, że „frankowicze” z III kw 2008 doświadczyli 100% wzrostu kursu w okresie 2008-2015 (z 2 pln za chf do niemal 4 obecnie). Oznacza to, że „frankowicze” mogą się – teoretycznie – bronić iż skok kursu do 4 pln miał jedynie kilkuprocentowe prawdopodobieństwo realizacji. Pytanie jednak, czy jest to zasadna linia obrony. Jeszcze w ubiegłym roku przy kursie zbliżonym do 3,5 pln za chf, „frankowicze” z 2008 „mieścili” się w przedziale zmienności. Skok kursu do 4 pln za chf, spowodował wzrost kosztów obsługi kredytu o dodatkowe ok. 150 zł w 2015 r.).