AIRBNB i wynajem.

Temat mieszkań na wynajem i zarzut zawyżania cen  mieszkań na lokalnych rynkach mieszkaniowych coraz częściej pojawia się również i w polskich mediach.  Najczęściej i niemal automatycznie pojawia się nazwa strony internetowej AIRBNB, bo ze stronami internetowymi/portalami w narodowych wydaniach najczęściej się stykamy. AIRBNB to firma z USA, która spopularyzowała elektroniczną formę kojarzenia osób/firm wynajmujących mieszkania i ludzi chcących z takiej usługi skorzystać, dzięki bardzo funkcjonalnej aplikacji i jej ‘umiędzynaradawianiu’. W efekcie skrót AIRBNB zaczął pełnić rolę nazwy zastępczej dla całego zjawiska, czy bardziej patologii do jakich w opinii niektórych komentatorów AIRBNB doprowadziła.

W ostatnich latach AIRBNB i szereg innych portali jest obwinianych za patologie do jakich ma zachodzić m.in. w polskim rynku. Najczęściej temat pojawia się w kontekście Krakowa, Warszawy i ostatnio Trójmiasta (i w tym kontekście będę prowadził dalsze rozważania). Problem oczywiście nie tyle w AIRBNB i podobnych portalach, ale w rosnącej skali wynajmu (podnajmu) mieszkań i angażowaniu się w to dużego kapitału.

Sama idea wynajmu nie jest zła. Pozwala zwykłemu człowiekowi wynająć komuś pokój lub mieszkanie i , jako to się mówi, dorobić do pensji. Jest to szansa na prowadzenie działalności gospodarczej w ograniczonym zakresie i wykorzystanie własnego majątku do zarabiania itd. Może to być jedno, własne mieszkanie, ale i kolejne świadomie nabywane w celu wynajmu długo lub krótkoterminowego.

A wracając do problemu jaki ma stwarzać wynajem, AIRBNB itd., to na czym ma on polegać? Wg krytyków, wykupywanie mieszkań pod wynajem ma zawyżać ceny mieszkań w popularnych dzielnicach, zmieniać ich charakter (m.in. redukcja charakteru mieszkaniowego), uruchamiać procesy zmierzające do usuwania dotychczasowych lokatorów itd.

Krytycy wynajmu muszą sobie uświadomić kilka prawd, które zmniejszą temperaturę sporu i poprawią racjonalność dalszej dyskusji. Zjawisko masowego wykupu mieszkań na wynajem ma miejsce w miastach, które odniosły sukces ekonomiczny. Sukces jest konsekwencją wielu czynników. Gdańsk, Kraków i Warszawa mają do zaoferowania zabytki, mnóstwo muzeów, siedziby instytucji publicznych, lokalizacje dużych firm, uczelnie itd. itd. Na dodatek miasta te rozwijają komunikację z nimi (np. lotniska) , ściągają kapitał, rozwijają wyższą edukację i reklamują się na całego by ściągnąć kapitał, turystów oraz nowych mieszkańców. W zakresie cen mieszkań i ich przeznaczenia efekt może być tylko jeden: wzrost cen mieszkań,  kosztów wynajmu oraz przeznaczanie mieszkań pod wynajem. Przepraszam, ale w tym narzekaniu na skutki sukcesu wspomnianych miast, widzę nutkę nieuczciwości i braku logiki. Z jednej strony właściciele sklepów, kawiarń itd. mają większe przychody, ale z drugiej narzekają na wzrost cen mieszkań itd.? Sorry, albo jedno, albo drugie.

Mitem moim zdaniem jest obwinianie wynajmu za wzrost cen mieszkań itd. Jego rola jest tu mocno ograniczona. Wynajem rozwija się tylko w miastach, które odniosły sukces ekonomiczny. Nikt nie wymusi wzrostu cen mieszkań w miastach jak Bytom, Kowary itd. itd. Do tego muszą zaistnieć warunki.

Nikt nie przeczy, że w wymienionych miastach, niektóre osiedla lub ulice zabytkowych centrów zmieniają charakter z mieszkaniowego na hotelowo-rozrywkowy z negatywnymi niejednokrotnie konsekwencjami dla lokalnych społeczności. Nie sądzę jednak bym miał prawo (w tym nawet moralne) do zakazywania moim sąsiadom wynajmowania mieszkań tylko dlatego, że nie lubię zmienności lub tracę poczucie bezpieczeństwa gdy na klatce schodowej codziennie widzę innych ludzi.

Obrona mniej zasobnych mieszkańców może się odbywać na wiele sposobów. Mamy przepisy ograniczające wzrost czynszów. Jeżeli przepisy słabo bronią ‘starych’ lokatorów, to je zmieńmy, oczywiście w granicach rozsądku. Jak na razie, krytycy wzrostu cen mieszkań i najmu w popularnych dzielnicach nie akcentują tego problemu. Jeżeli tanich (cokolwiek to znaczy) mieszkań w danym mieście jest za mało, to pytanie do mieszkańców (czyli wyborców) o to na kogo głosują i dlaczego miasta zamiast na mieszkania komunalne, wydają kasę na opery, parki, uzbrajanie terenów dla potencjalnych inwestorów czy pośredniego dofinansowania linii lotniczych? Miasto mają pewną swobodę w prowadzeniu polityki społecznej.

Nie przeczę również, że nie ma problemu z regulacją i uczciwością po stronie osób/instytucji oferujących lokale na wynajem. To problem na poziomie lokalnym i państwowym, w rozumieniu rozwiązań. Mam wrażenie, że rynek najmu jest słabo kontrolowany, mimo że łatwo namierzyć strony i przedmiot transakcji. Tym bardziej, że portale jak AIRBNB wystawiają wręcz oferującego jak na talerzu. A być może kontrola nie tyle jest nieskuteczna, co nie potwierdza sugestii dot. nadużyć. Niestety, duża część publicznie wyrażanych zarzutów pod adresem wynajmujących nie ma związku z naruszeniem prawa.

Rację częściowo należy przyznać hotelarzom, którzy traktują turystyczno-biznesowy najem jak nieuczciwą konkurencję. Mamy w Polsce już przypadki osób/instytucji oferujących wynajem lokali mieszkalnym w jednym miejscu, ulicy, osiedlu, w skali porównywalnej z hotelem. Tymczasem obowiązki i koszty narzucane przepisami stawiają hotele w gorszej pozycji.

Temat coraz popularniejszego najmu i jego konsekwencji, to szalenie ciekawa kwestia do dyskusji. Zapewniam, że po daniu szansy na wypowiedzenie się wszystkim stronom, wydanie prostej oceny nie będzie takie łatwe jak się wydaje m.in. krytykom AIRBNB itd.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.