Nigdy nie byłem doktrynalnym przeciwnikiem nakładania na sektor bankowy, czy generalnie finansowy, dodatkowych obciążeń finansowych. Pytanie jest zawsze takie same: czy to konieczne i – jeśli tak – to jak wielkie ma to być obciążenie. Okazją powrotu do tematu jest pomysł PiS na tzw. podatek bankowy. Uzasadnienie dla nałożenia podatku oraz dyskusja jaką wywołał, jak w soczewce pokazuje, że i z pozoru w nudnej ekonomii spory bywają gorące. Czegóż tu nie mamy: podatki, karanie zagranicznych inwestorów, fiskalizm, odpowiedzialność bankowców za kryzys i kłopoty frankowiczów, sprawiedliwość społeczna i ekonomiczna, przyszłość sektora bankowego w Polsce, mobilizowanie elektoratu antypatią do bankowców itd. No a już samo zestawienie pieniędzy podebranych bogatym bankowcom na finansowanie społecznych potrzeb, ma w zasadzie wytrącić oręż obrońcom sektora bankowego. Ileż emocji i różnych racji, nieprawdaż?
Może i przeszedłbym obojętnie obok pomysły PiS gdyby nie to, że jego finansowo-moralne uzasadnienie jest dość pokrętne. Zanim więc pomysł na poważnie będzie dyskutowany, warto wypunktować przynajmniej szereg racji i argumentów, by podjąć mądrą decyzję, A jeśli nie da się mądrej, to przynajmniej taką która przyniesie najmniej szkód.
Nie ma co ukrywać, że sektor bankowy nie jest konkurencyjny w pełnym tego słowa (ekonomicznym!) znaczeniu. Formalnie konkurencja jest ogromna. W Polsce działa wiele banków, i wszystkie robią co mogą by zachęcić nas do lokowania oszczędności u nich czy brania kredytów i pożyczek na potęgę. Proszę, dzwonią, w pas się kłaniają jak tylko staniemy w progu bankowej placówki. Z pełną konkurencją mamy jednak do czynienia gdy sektorze jest tzw. łatwość wejścia do sektora, czyli nie ma ograniczeń regulacyjnych czy barier finansowych. W sektorze bankowym są. Wymagania regulacyjne i finansowe powoduje, że nie mogę utworzyć malutkiego banku i mozolnie piąć się w górę. Jest to jednak uzasadnione rolę sektora w gospodarce i bezpieczeństwem obrotu pieniężnego. Mało kto pewnie pamięta krótkie historie małych banków z lat 90-tych. Biznes na ogół się nie udawał i szybko trzeba było je łączyć z większymi bankami lub wypłacać gwarantowane depozyty. Historia SKOKów to również przykład wskazujący na to, że instytucje bankowe i para-bankowe, powinny być kompetentnie zarządzane i podlegać kontroli.
W sektorze bankowym z całą pewnością konkurencję mamy, i to silną, ale bariery tzw. wejścia do sektora, stawiają banki w dość uprzywilejowanej pozycji w gospodarce. W efekcie mamy w bankowości, jak ja to nazywam, efekt OFE. Z OFE było tak, że formalnie były warunki do silnej konkurencji, ale szybko się okazało, że sektor nie chce rywalizować na polu prowizji. Trzeba było silnej presji medialnej i politycznej, by OFE zaczęły prowizje obniżać. Komfort bankom daje też niemal przymus korzystania z usług banków. Regulacje, zwyczaje, bezpieczeństwo, postęp techniczny itd. powodują że niemal każdy obywatel, i na pewno każda firma, w zasadzie muszą korzystać z bankowych usług. Zmienność koniunktury nie ma tu znaczenia. Dla bankowców to niezwykle komfortowa sytuacja.
PiS w propozycji podatku bankowego gra na emocjach. Krótko mówiąc hasło brzmi: zabierzmy bogatym. Nie ma co ukrywać, że sektor bankowy w ostatnich 4 latach uzyskiwał korzystny wynik netto (od 15 do 16 mld zł), pomimo nieszokującej bynajmniej koniunktury gospodarczej. Społeczeństwo zazdrośnie spogląda na wynagrodzenia i miejsca pracy bankowców (klimatyzowane biurowce itd.). Wynagrodzenia zarządów banków to ścisła czołówka wśród firm giełdowych.
Politycy PiS dość chętnie podkreślają zagraniczne pochodzenie kapitału, jakby to był grzech za który trzeba płacić. Tą część mitologii bankowej uważam za wyjątkowo zmanipulowaną. Kapitał zagraniczny na normalnych zasadach wchodził do Polski i tak samo jak kapitał polski rywalizuje o względy polskich firm i gospodarstw domowych. Zapomina się dzisiaj, że wielce cennej wiedzy bankowej i doświadczenia wniosły do Polski właśnie banki zagraniczne. Wejście do bankowości kapitału zagranicznego ułatwiło polskim firmom prowadzenie interesów za granicą oraz dostęp do szeregu instrumentów finansowych.
Podatek bankowy jako selektywna forma obciążenia finansowego wybranego sektora nie jest, wbrew wielu opiniom, niczym nowym ani grzesznym w gospodarce wolnorynkowej. W tym i w naszej. Nakładamy obciążania na wytwórców dóbr i usług lub ich odbiorców. Dzieje się to tam, gdzie firmy i/lub ich klienci są w lepszej kondycji finansowej na tle ogółu. Mamy więc podatek akcyzowy na wybrane grupy wyrobów. Opodatkowaliśmy też wydobycie surowców. Państwo dodatkowo (oprócz podatków!) pobiera dywidendę od spółek państwowych. Za korzystanie z usług finansowych państwo opodatkowało Polaków dziesięć lat temu (tzw. podatek Belki). Przykładów jest więcej. Sektor bankowy jako relatywnie „bogaty” też więc może być brany pod uwagę. Przypomnę, że i w UE przetoczyła się poważna dyskusja nad dodatkowym opodatkowaniem banków na rzecz tworzenia funduszy ratunkowych na wypadek kolejnych kryzysów.
Z propozycją PiS jest ten problem iż nie jest ona przemyślana i ma cel polityczny. Wg szacunków PiS, na finansowanie jej programu potrzeba 73 mld zł. 5 mld zł z sektora bankowego to niecałe 7% potrzebnej kwoty. Co ciekawe, PiS chce powrotu VAT do 22%, by … podobne pieniądze zebrać podatkiem bankowym. Grono podatników częściowo się tu pokrywa (w przypadku pod. bankowego będą to klienci banków). Co najmniej wątpliwy jest sposób naliczania podatku jak i jego pieniężny wymiar. Podatek od aktywów (najczęściej jest mowa o 0,4% wartości aktywów) będzie wartością dość stabilną (brak wahań) i powoli rosnąca, ponieważ aktywa sektora bankowego będą w dłuższym terminie powoli rosnąć. Bez względu więc na koniunkturę i zmienność wyniku finansowego, sektor będzie płacić praktycznie stałą stawkę. Pomysłodawcy zapominają, że wynik sektora nie zawsze był tak dobry jak obecnie. W 2009 i 2010 wynik finansowy sektora było o od 5 do 7 mld zł mniejszy od obecnego. Jeszcze gorzej było w I poł poprzedniej dekady. Obecnie, 5 mld stanowi trzecią część obecnego wyniku netto sektora. Biorąc pod uwagę poważniejsze wahania koniunktury oraz zapowiadany spadek wyniku netto sektora (lub stabilizację) w najbliższych latach, stały podatek od wartości aktywów może zabić przysłowiową kurę znoszącą złote jajka. Pomysłodawcy chyba zapomnieli, że sektor bankowy poniesie skutki wypłat dla klientów SKOKów (BFG będzie wymagał uzupełnienia). Wielką niewiadomą jest ratowanie tzw. frankowiczów. W zależności od pomysłodawców, koszt dla sektora to będzie od 9 do ponad 40 mld zł, rozłożony na najbliższe lata. Najgorszy wariant jest akurat autorstwa….polityków PiS (kłopoty z powodu SKOKów zresztą też). W takiej sytuacji podatek bankowy traci rację bytu.
Pomysłodawcy nie wzięli pod uwagę, że KNF może mieć inne pomysły na spożytkowanie wyniku finansowego sektora bankowego lub że każde dodatkowe opodatkowanie ogranicza możliwość zwiększania kapitałów, co poprawia skłonność do ryzyka kredytowego.
Jeżeli już podatek ma być od aktywów, to warto podyskutować od jakich. Ponadto można oprzeć podatek na pasywach. Podatek powinien w sposób zróżnicowany podchodzić do aktywów i być spójny w polityką KNF wobec banków.
Moim zdaniem wartość 5 mld zł. formalnie jest do „przełknięcia” przez sektor bankowy. Jest to jednak wartość maksymalna i powinniśmy do niej dochodzić przez kilka lat. Analiza zmian przychodów i kosztów w minionych latach wskazuje, że część (może nawet ponad połowa) podatku będzie przerzucona na klientów, co nie jest zapewne dla nikogo zaskoczeniem, w tym i dla pomysłodawców. Konstrukcja podatku jest zupełnie nieprzemyślana i nie konsultowana z przedstawicielami sektora oraz instytucjami nadzoru. Sprowadzenia obciążenia tylko do funkcji fiskalnej też może być postrzegane jako błąd. Wraz z rozwojem sektora finansowego, warto pomyśleć o zwiększaniu funduszy na wypadek skutków kryzysów w tym sektorze (np. pomysły jakie pojawiały się w UE po kryzysie 2008/2009), by nie było potrzeby angażowania finansów publicznych do ratowania sektora bankowego lub jego klientów.