Dołączam do grupy zadowolonych z tego, że w Polsce można dyskutować o faktycznych problemach. Mowa o dyskusji o OFE jaka rozgorzała pomiędzy przedstawicielami rządu a środowiskiem ekonomistów. Zgadzam się również z tym, że klasa polityczna (głównie chodzi o ugrupowania opozycyjne) nie potrafi i nie ma ochoty podjąć tematu: reforma systemu emerytalnego w kontekście finansów publicznych. Jest to tym ciekawsze, że dyskusja nad OFE wcale nie musiała być polem do demonstrowania odmienność i opozycyjności wobec rządu. No ale takie to już są realia polityki. Mówi się trudno.
Wyrażając zadowolenie nad sporem rząd – ekonomiści, nie zamierzam jednak popadać w zachwyt. Powodem jest podział wśród dyskutantów, tonacja i poziom merytoryczny. Mogło być lepiej. Miałem nadzieję, że nieco inaczej będzie wyglądał podział wśród ekonomistów. Dyskusja odbywa się pomiędzy grupą ekonomistów reprezentujących rząd, czyli minister finansów i doradcy ekonomiczni a ekonomistami reprezentujących inne instytucje. W tej drugiej grupie najbardziej znaną postacią jest Leszek Balcerowicz, który – w przenośni – rzucił wręcz wyzwanie rządowi.
Taki podział wśród polemistów jest bardzo mylący dla obserwatorów (tzw. szarych obywateli), którzy mają niewielką (lub żadną) wiedzę o systemie emerytalnym i prawdopodobnie zupełnie nie rozumieją o co toczony jest spór. Wpływ przelewów na OFE na deficyt finansów publicznych i zadłużenie Polski, nie da się tylko sprowadzić do zarzutu że rząd, zamiast obniżać wydatki itd., chwyta się pieniędzy emerytów. To poważne uproszczenie w obecnych realiach makroekonomicznych. Zrozumienia nie ułatwiają media, które na siłę prezentują spór jako polemikę z niedobrym rządem, używając do tego wytartych schematów, jak: zły ZUS, rząd sięgający po pieniądze emerytów, brak reform, niezależni ekonomiści kontra rząd, itd.
O działaniach rządu w kontekście deficytu finansów publicznych już pisałem, więc tym razem skupię uwagę na adwersarzach. W postawie ekonomistów opozycyjnych, uderza bardzo silna niechęć do rzetelnego przedstawienia wpływu reformy emerytalnej na sytuację finansów publicznych. Przyjęty w Polsce wariant budowy II filaru jest niezwykle ambitny, o czym często się zapomina. Z perspektywy czasu widać, że nie radzimy sobie z finansowaniem wyrwy w finansach jaką powodują rosnące na przestrzeni lat coroczne przelewy do OFE. Obrona II filaru w polskiej wydaniu jak niepodległości nie ma sensu i tylko utrudnia dyskusję. Przyjęte w Polsce rozwiązanie nie jest jedynym z możliwych, o czym należy poinformować Polaków. Ponadto ekonomiści uparli się, że uniemożliwiając dyskusję o zmianach II filaru, narzucą opinii publicznej poczucie że problemem jest rząd i jego decyzyjna niemoc. To poważne uproszczenie i manipulacja, na którą znaczna część mediów daje się nabrać. Kolejnym zarzutem jaki stawiam jest sugerowanie przez ekonomistów, że finansowanie II filaru a bieżąca sytuacja budżetowa, to dwa odrębne dla obywatela problemy. Otóż nie. Wyobraźmy sobie rodziną 2+2 (rodzice i dwoje dzieci). Wyzwaniem stojącym przed nami jest obniżenie deficytu finansów publicznych. Z punktu widzenia tejże rodziny mamy do wyboru rezygnację z części ulg podatkowych i ograniczenie zasiłku chorobowego do 60% (to z gamy pomysłów niektórych ekonomistów) lub przeniesienie części II filaru do ZUS. Nie zamierzam bronić rządu, bo nie popieram części jego działań, ale unikanie tego typu zestawień przez adwersarzy, oceniam jako nieeleganckie zachowanie wobec opinii publicznej. Warto pamiętać, że OFE część rodków inwestują w obligacje polskiego rządu, co poza wyodrębnieniem środków poza ZUS, nie daje specjalnie nowej jakości. Zupełnie niepotrzebnie ukrywa się przed opinią publiczną że budowa II filaru też kosztuje. Tak naprawdę zmiana w II filarze, zaproponowana przez rząd, w przeważającej części dotyczy tego by część środków i tak lokowana przez OFE w obligacjach, znalazła się na wyodrębnionym koncie w ZUS. Ryzyko tego, że państwo nie wypłaci mi emerytury z tej części jest praktycznie takie samo jak to, że państwo nie wykupi obligacji w których OFE lokuje otrzymywaną moją część składki.
Niepokoi mnie to, że niektórzy z adwersarzy w polemice z rządem sięgają po takie chwyty jak straszenie Polaków ZUSem. To wytarty i nieelegancki argument. Swego rodzaju niskiej jakości PR. Tym bardziej przykre, że część z polemistów piastowała poważne funkcje w administracji państwowej lub banku centralnym. Tej manierze sugerowania, że ZUS i administrowane przez tą instytucję pieniądze są jakimś dziwnym bytem oddaje się nawet Leszek Balcerowicz. W jego ostatniej publikacji w Gazecie Wyborczej, obecna składka nazywana jest przymusową płatnością, podatkiem (w materiałach FOR, „pseudoskładką”) bez związku z wysokością emerytury.
Jak wcześniej zaznaczyłem, jakość dyskusji jest niebotycznie wyższa od dyskusji w gronie polityków. Ideał to to jednak nie jest (adwersarze często nie przebierają w słowach i dość śmiało korzystają wykorzystują społeczne lęki i negatywną opinie o ZUS). Odczuli to zarówno członkowie rządu, jak i jego doradcy: Jan Bielecki czy Bogusław Grabowski. Ostatnio na celowniku jest ten ostatni. Czytałem niedawno tekst Janusza Jankowiaka będący polemiką z tekstem B.Grabowskiego. Więcej tam było żalów i uszczypliwości pod dresem B.Grabowskiego niż polemiki na argumenty. Taka to jest dyskusja.
Swoją drogą pozwolę sobie na mały prztyczek pod adresem obecnych adwersarzy rządu. Odwagę jaką teraz demonstrują, trudno było dostrzec w dyskusjach o działaniach OFE. W dyskusji o prowizjach, konkurencji między OFE, czy tolerowaniu przez władze OFE nieuczciwych akwizytorów (masowe przechodzenia klientów z lepszych OFE do gorszych), reklamach obiecujących dostatnie życie na emeryturze, itd. Te problemy podjęły dopiero media i niektórzy politycy.
W całym tym zgiełku najbardziej żal mi obserwatorów sporu, którzy próbują coś zrozumieć i zająć stanowisko. Szkoda, bo budowa II filaru i szukanie sposobów na obniżenie deficytu finansów publicznych i zadłużenia, to temat na debatę o znacznych walorach edukacyjnych dla ekonomistów i obserwatorów dyskusji. Niestety wsłuchiwanie się w słowa adwersarzy rządu ma w sobie tyle wartości edukacyjnej co i dezinformacji. Zdaje sobie sprawę, że propozycje rządu i okoliczności w jakich zaproponowano zmiany budzą nieufność, ale nie zwalnia to pozostałych ekonomistów z rzetelnej oceny przyjętych w Polsce rozwiązań emerytalnych.