Jak pewnie wielu „użytkowników” prasy i telewizji, również i ja trafiam coraz częściej na felietony i wypowiedzi Krzysztofa Rybińskiego. Przypomnę, że to znany makroekonomista o godnym pozazdroszczenia dorobku naukowym, zawodowym i równie godnych pozazdroszczenia tytułach naukowych.
Krzysztof Rybiński zaczyna w ostatnich kilkunastu tygodniach przemieniać się w kąśliwego publicystę. Porusza w felietonach i na swojej stronie internetowej rzeczy wprawdzie ważne, ale sposób w jaki to robi zaczyna budzić pewne zakłopotanie. W sumie powinno mi być obojętne co kto pisze i jakiej formy używa do zwracania uwagi na ważne problemy ekonomiczne. I pewnie powinno mi być też obojętne czy K.Rybiński zwraca uwagę na ekonomiczne problemy kraju czy na siebie.
Moja opinia chyba nie jest chyba odosobniona, ponieważ porównanie przez Krzysztofa Rybińskiego rosnącego obecnie zadłużenia kraju do czasów Gierka, również wywołało poruszenie wśród ekonomistów (mam na myśli m.in. niedawną polemikę na łamach Gazety Wyborczej).
W ostatnich tygodniach K.Rybiński był popularny dzięki dość niestosownym porównaniom z latami 70-tymi i uporczywego powtarzania przy każdej okazji (i na swoim blogu), że problemy z deficytem finansów publicznych i niesprawnością państwa są pochodną nadmiaru nieefektywnych urzędników.
Jak wyżej wspomniałem, pewnie byłoby mi obojętne jaką formę przekazu wybiera Krzysztof Rybiński, gdyby nie to, że po lekturze felietonu w „Dzienniku Gazecie Prawnej” (nr 138 z 20 września, „Asfaltowa pustynia innowacji”), można powiedzieć iż K.Rybiński nie szanuje czytelnika. Wspomniany artykuł, to nie kompetentna analiza ekonomiczna, tylko czysta publicystyka pisana pod gusta i oczekiwania czytelnika.
Wnioski i popierające je argumenty świadczą o tym, że autor tekstu wie iż czytelnicy w przeważającej części nie mają wiedzy by zweryfikować przedstawione tam opinie, a przy tym bardzo łatwo przyswajają cokolwiek co służy krytyce rządzących. Warto więc przedstawić postawione tam opinie. Dalej więc trochę cytatów i komentarzy.
W dużym skrócie, artykuł sugeruje ze państwo jest fatalnie zarządzane, a środki pozyskane z emisji długu są bezmyślnie wydawane itd.
„W społeczeństwach rozwiniętych państwo powinno dbać o jednostki słabsze, dotknięte nieszczęśliwymi zdarzeniami losu i zapewnić im minimum egzystencji. Na przykład inwalida, który stracił nogi w wypadku, a nie ma rodziny, która by go wsparła, powinien otrzymywać od państwa rentę”
„Wydatki socjalne, które szybko rosną, bo nie ma politycznej woli reform,..”
Tego typu opinie wśród polskim makroekonomistów to żadna nowość. Na ogół polityka socjalna mimo iż jest jednym z głównych „chłopców do bicia” w tekstach ekonomistów, to po poziomie argumentacji widać że środowisko makroekonomistów ma tą sfere państwa niezwykle słabo rozpoznaną. Żeby nie powiedzieć, że wcale. Przykład z inwalidą, to raczej żart z czytelnika. Już obecnie poziom wsparcia dla osób wymagających opieki (w tym niepełnosprawnych) w pewnym stopniu jest uzależniony od tego czy osoba ma opiekę/wsparcie (wspólne zamieszkiwanie) np. rodziny. Po drugie, obecny poziom rent bynajmniej nie pozwala na hulaszcze życie. Uzależnienie przyznania pomocy od faktu czy ma się wsparcie rodziny czy nie, to raczej żart niż propozycja i do tego rozwiązani bardzo nieuczciwe. Ciekawy jestem, jak K.Rybiński ująłby to w ustawie i czy wie jak szybko musiałby ją nowelizować. Co do zmian, dotyczących wydatków socjalnych (kwot i kryteriów ich przyznawania) miały i maja miejsce zmiany, tylko że autor chyba się tym nie zainteresował.
„: jeżeli Tusk zadłuża Polskę szybciej niż Gierek, to na co wydaje te pieniądze? Pewne jest, że w niewielkim stopniu na tworzenie wiedzy i innowacji”
To żadne odkrycie. Z natury rzeczy wydatki stricte inwestycyjne i innowacyjne stanowią skromną część wydatków budżetu i – co za tym idzie – środków finansowych pozyskanych w drodze emisji długu. Dalej autor przytacza wyniki badań jednej z zagranicznych instytucji wskazujące, że Polska ma niezwykle niską liczbę patentów na tle innych krajów.
„w 1990 roku polscy naukowcy byli autorami 3585 patentów”…„Te same dane dla 2007 roku wyglądają następująco: Polska 242 patenty, Czechy 684, Korea Południowa 112 245 patentów, Dania 1602 patenty, Ukraina 511 patentów na skutek potwornej recesji, bo rok wcześniej mieli 1314 patentów. Te statystki są zatrważające. Dwadzieścia lat temu Polska była krajem, gdzie powstawało dużo innowacji prowadzących do aplikacji patentowych, teraz staliśmy się patentową pustynią, daleko za Czechami i Ukrainą.”
Krzysztof Rybiński, chyba zupełnie niechcąco niepoważnie potraktował własne argumenty. Jeżeli miałbym się posługiwać zależnością pomiędzy rozwojem gospodarczym i innowacyjnością gospodarki a liczbą patentów, to wyszłoby na to, że Ukraina jest lepiej rozwiniętagospodarczo od Polski. Autor nie wspomina o jakich patentach mówimy. Tej klasy ekonomista musiał przecież zauważyć, że przez ostatnie 20 lat Polska gospodarka doświadczyła bardzo dynamicznego wzrostu wydajności w wielu sektorach gospodarki i doznała technologicznego skoku. Kilka lat temu analizowałem branżę producentów łodzii motorowych i jachtów. Byłem po wrażeniem tempa rozwoju i adaptacji nowych technologii. To tylko jeden z wielu przykładów jakie mógłbym przytaczać. Jak widać wiec liczba patentów nie jest bezpośrednią determinanta rozwoju technologicznego gospodarki. Doprawdy nie wiem, jak takie fakty mogą uchodzić uwadze tak doświadczonego ekonomisty.
„Wróćmy zatem do teoretycznych rozważań na temat celu interwencji państwa. Na wojsko wydajemy 1,95 proc. PKB, ale eksperci twierdzą, że wojnę z Białorusią przegralibyśmy szybciej niż z Niemcami w 1939 roku. Ingerencje regulacyjne w gospodarkę mamy tak daleko posunięte, że według OECD jesteśmy najbardziej przeregulowaną gospodarką w tej grupie..”
Od razu napiszę, że sugestia powrotu do rozważań na temat celu interwencji państwa, to raczej żart autora, bo jakość „rozważań” widać w kolejnym zdaniu. Niedawny czas temu pisałem, że temat finansowania wydatków na obronność, przekracza możliwości ekonomistów. Nie potrafię powiedzieć czy w naszym konkretnym przypadku 1,95% PKB wydatków na obronność to dużo czy mało. To w pewnym stopniu decyzja natury politycznej. Krzysztof Rybiński, jak widać, też nie wie, ale stara się to ukryć po przykryciem żartu. Żartu, co tu dużo mówić, mało zabawnego. Zresztą ze zdań o finansowaniu armii w rzeczywistości nic nie wynika. Mamy w ogóle zrezygnować z armii? Doprawdy nie wiem.
Ostatnie zdanie w cytacie trudno mi komentować, bo to publicystyka a nie ekonomia. Mogę tylko bezradnie napisać że to nieprawda, żeby nie powiedzieć – bzdura. Ma jednak ta zaletę, ze łatwo przyswajalna przez czytelników. Rozkoszujemy się wręcz w krytykowaniu własnego kraju.
Krzysztof Rybiński z dobrego ekonomisty przeobraża się w publicystę, który pisze pod gusta czytelników. Poziom krytyki obecnego rządu i „jakość” argumentów zeszła do poziomu jaki uprawia część zaangażowanych politycznie publicystów i polityków opozycyjnych. Żal trochę, bo czytelnicy nieobeznani w makroekonomii przyswajają tego typu argumenty, opierając się na zaufaniu do znanej z mediów postaci. Tymczasem, postać ( Krzysztof Rybiński) jawnie sobie kpi nie tylko z obecnego rządu ale i z czytelnika.
Świetnym miernikiem poziomu krytyki jest zauważenie i zainteresowanie ostrymi opiniami K.Rybińskiego w ostatnich miesiącach przez polityków i publicystów będących w opozycji do obecnego rządu. Bynajmniej nie wynika to z przenikliwości ocen K.Rybińskiego, bo krytyczna opinię dotyczącą obecnego stanu finansów publicznych przedstawia w mediach dziesiątki publicystów i ekonomistów. To raczej poziom ocen i nieskrywana niechęć pod adresem obecnego rządu, zeszły do poziomu polskiej debaty politycznej.
A tak już na zakończeni: może doczekam czasów, kiedy pojawi się odważny ekonomista który, stojąc przed kamerą czy pisząc felieton w gazecie – pretensje o dług skieruje nie do premiera i rządu, a do Polaków. Premier nie bierze kasy z obligacji na własne potrzeby, a dlatego że żadna grupa – nieważne czy zawodowa czy społeczna – nie chce słyszeć o ponoszeniu kosztów reformy finansów.