W poprzednim wpisie zasygnalizowałem odniesienie się do propozycji FOR przedstawionych przy okazji komentarza przedstawicieli fundacji do rządowych propozycji. Moje opinie nie skupiają się tylko na kwestii walki z narastającym deficytem, ale również na poglądach makroekonomicznych ekonomistów liberalnych, którzy czasami wydają się być więźniami własnych poglądów.
W tak wyjątkowych momentach jak obecnie nie da się walczyć z nadmiernym deficytem finansów publicznych tylko za pomocą obniżenia wydatków na czym skupiają się ekonomiści FOR. Można polemizować ile z bieżących wydatków budżetowych jest potrzebnych. Ekonomista liberalny w takiej sytuacji powie, że nie ma pojęcia „wydatki potrzebne”, ale co najwyżej te na które nas stać. Jest w tym sporo racji. Warto pamiętać, że skupienie się w chwilach takich jak obecnie tylko na cięciach, to żądanie rzeczy nierealnych i niekoniecznie słusznych w makroekonomicznego punktu widzenia. Moim zdaniem komentatorzy ekonomiczni powinni się jednak wczuć w rolę premiera czy ministra finansów. Inaczej ekonomista staje się tylko krytykiem, który nie ponosi odpowiedzialności za swoje pomysły i nie musi weryfikować możliwości wprowadzenie swoich decyzji w życie. Ekonomiści zdają się czasami zapominać, że mamy demokrację i trzeba działać w ramach takich jakie wyznacza akceptacja społeczna.
Wielkość deficytu jaką musimy w najbliższych latach ograniczyć wymusza na nas podjęcie działań m.in. zmierzających do zwiększenia dochodów. Ekonomiści FOR natomiast sprowadzają swoje propozycje do rytualnego „ciąć”. Do tego zaintrygowało mnie to, że podane propozycje w dużym stopniu są mało wyrafinowane. Robią wrażenie naprędce spisanych pomysłów, które łączy to że notorycznie są wałkowane przez media w różnym kontekście.
Ekonomiści FOR chcą m.in. rezygnować z ulgi internetowej, na dzieci i programu wspierania budownictwa mieszkaniowego. Do ulgi internetowej mam obojętny stosunek i w obecnych okolicznościach mogę się podpisać pod rezygnacją z niej. By jednak osoby o słabych dochodach nie były pokrzywdzone, można ograniczyć jej wykorzystanie. Rezygnacje z ulgi na dzieci i programu wsparcia budownictwa „Rodzina na swoim” są jednak zbyt pochopne. Wyszło przy tym specyficzne spojrzenie ekonomistów liberalnych na role państwa, ale i brak pomysłów na rozwiązywanie problemów ekonomiczno-społecznych. Z jednym z wielu zjawisk z jakim liberałowie sobie nie radzą, jest demografia. Po dwudziestu latach od zmiany ustroju widać, że zmiany demograficzne w dłuższym okresie potrafią wpłynąć na makroekonomię. Nie ma co ukrywać, że mamy pewien problem z dzietnością. To temat z pogranicza obyczajowości, ekonomii i wielu innych sfer nie do objęcia przez ekonomistów. Praktycznie musimy szukać metod by temu zaradzić, po omacku. Daleki jestem od sugerowania ulg i nakładów na które nas nie stać. Trudno się jednak zgodzić z argumentacją w polemice A.Rzońcy (G.Wyborcza z 17.08.2010), że skoro ulga w PIT niewiele ma wspólnego z kosztem utrzymania dziecka i jej konstrukcja nie jest zbyt mądra, to należy ją zlikwidować. Argument z kosztem utrzymanie dziecka zaskakuje. Czy gdyby ulga była kilka razy większą, to byłoby lepiej? Mamy okazję popracować nad polityką zachęcania do zwiększenia dzietności, więc szkoda marnować dotychczasowe regulacje. Jakkolwiek sobie wyobrażać politykę prokreacyjną, to i tak będzie ona oparta w jakimś stopniu na uldze podatkowej. Fakt, że obecne rozwiązanie nie jest najszczęśliwsze, ale w średnim okresie wystarczyłoby się ograniczyć do zmiany sposobu naliczania ulgi i ograniczenia korzystania z niej osób o wysokich dochodach.
Łatanie problemów ekonomiczno-demograficznych wydłużaniem wieku aktywności zawodowej jest formą ucieczki od problemu. Byłbym ostrożny z wydłużaniem wieku. To trochę reakcja na niemoc w ograniczaniu przywilejów emerytalnych. Wydłużanie wieku aktywności zawodowej jest przerzuceniem problemu na obywateli. Państwa ma mniejsze zmartwienie. Drażnią mnie zachęty wielu ekonomistów typu: dłużej pracuj, większą będziesz miał emeryturę. By tak się stało musi być spełniony warunek, że pracodawcy będą chcieli zatrudniać starsze osoby. Oczekiwałbym, że ekonomiści FOR nie mniej energii będą poświęcać na piętnowanie przedsiębiorców za szukanie na rynku pracy tylko młodych. Sądzę, że stereotypów przedsiębiorców nie zmienimy i – nie ma co ukrywać – osoba np. po 60-tce ma mocno ograniczone możliwości zatrudnienia. Przypuszczam, że w dalszej przyszłości będziemy musieli podyskutować o bodźcach ekonomicznych do zatrudniania osób starszych. Może i w tak skrajnej postaci jak karna opłata za niezatrudnianie wystarczającej liczby niepełnosprawnych, z czym mamy do czynienia obecnie. Wątpię jednak by ekonomiści liberalni przełamali swoje opory wobec stymulowania ekonomicznego i administracyjnego wobec przedsiębiorców. Na chwilę obecną środowisko ekonomistów jeszcze nie dorosło do tej dyskusji. Jeżeli nie zrobią tego ekonomiści, to zostawią z tym problemem polityków.
Opinia FOR, a szczególnie opinia A.Rzońcy podana w G.Wyborczej, dotycząca programu wsparcie budownictwa „Rodzina na swoim” to dobry przykład na niechęć do redystrybucji w gospodarce. A.Rzońca wykpił wspomniany program, twierdząc że to program wspierania deweloperów. Przy takim podejściu każdy program wsparcia budownictwa, a zaliczaliśmy ich w Polsce z kilka, jest programem wsparcia deweloperów. Z opinii FOR trudno się dowiedzieć co jest złe: programy wsparcia czy redystrybucja w ogóle. Zaletą budownictwa mieszkaniowego jest wychodzenie naprzeciw społecznym potrzebom oraz wspieranie sektora który faktycznie charakteryzuje się wysoki związkami międzygałęziowymi. Nie uważam, by państwo miało pomagać każdemu w otrzymaniu własnego M, czy wręcz w realizowaniu marzenia o domu jednorodzinnym. Zresztą nie ma obaw. Budownictwo mieszkaniowe w Polsce ma dość skromne rezultaty na tle wielu innych krajów UE, a programy wsparcia budownictwa były u nas dość skromne i często zmieniane. Podobnie jak w przypadku polityki prorodzinnej, FOR zbyt łatwo rezygnuje z nienajgorszego programu. Warto powalczyć o pewną stabilizację wsparcia budownictwa. Również z punktu widzenia utrzymywania koniunktury w Polsce. Posłużę się tu przykładem funduszy z UE jakie napływają do Polski. Przepływy środków unijnych to środki pochodzące z redystrybucji zarządzonej przez polityków. Nam te pieniądze niezwykle pomogły. Wg różnych szacunków dzięki środkom z UE, PKB zwiększył się o 1,7% w 2009 r. Inaczej byłoby tylko 0,6%-0,8%. Warto pamiętać , że to fundusze unijne walnie przyczyniły się od obrony polskiego budownictwa przed skutkami kryzysu. Administracyjnie zarządzona redystrybucja nie musi więc być złem. Mam nadal wrażenie, że ekonomiści liberalni nie mają jednoznacznego zdania w tym temacie i doktrynalne ”nie” jest tylko formą ucieczki przed jego podjęciem oraz daje złudne poczucie posiadania rozwiązań na każdy problem.
Jak widać więc, stoimy obecnie przed wyborem – przepraszam za uproszczenie – tniemy ulgi czy podnosimy VAT. Wydaje się, że rząd wybrał niezły kompromis. Uzyskanie zgody społecznej na program cięć wg propozycji FOR jest w zasadzie niemożliwe stąd moja częściowa akceptacja propozycji rządu. Są one oczywiście niestety formą łaty na finansach publicznych, zastępującej tzw. reformę finansów publicznych. co do tego nie ma wątpliwości.