Już po raz siódmy Marek Borowski na łamach „Gazety Wyborczej” (z 7.XI.2006 r.) przedstawił ranking osób i instytucji zajmujących się prognozowaniem makroekonomicznym. Ranking obejmuje osiem osób lub instytucji, które zawodowo i na ogół naukowo związane są z prognozowaniem makroekonomicznym lub naukami z tym związanymi. Obok tego niektóre z nich udzielają się na polu ekonomicznym w bardzo szerokim zakresie. Przykładowo Panowie Welfe (LIFEA), to przede wszystkim znani ekonometrycy. Istytuty CASE czy IBnGR, obejmują szerokie zespoły fachowców, którzy prowadzą liczne projekty naukowo-badawcze. Kolejną wspólną cechą badanych osób i instytucji jest cykliczność ich publikacji, odpowiednia liczba prognozowanych wielkości oraz bardzo długi okres prowadzenia tej działalności. Dwie z ośmiu instytucji, reprezentują sektor „rządowy” (Ministerstwo Finansów i RCSS). Jednak RCSS zgodnie z zapowiedzią polityków obecnej koalicji będzie likwidowany (ustawa z lutego 2006 r.), a jego obowiązki przejmuje Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. Podejrzewam, że w gruncie rzeczy będzie to organizacyjne wchłonięcie zespołu wraz z modyfikacją zadań (zgodnie z ustawą).
Osób czy instytucji, które parają się w prognozowaniem makroekonomicznym dla Polski jest oczywiście znacznie więcej. Pomijając tych, którzy to robią nieregularnie lub przy skromnym warsztacie pracy (czasami odnoszę wrażenie że żadnym), pozostają przykładowo ekonomiści największych banków czy instytucje międzynarodowe (MFW, UE, OECD itd.). Biorąc pod uwagę, że być może próba badawcza nie byłaby stała w czasie, to zyskano by na liczbie ocenianych i wiarygodnych instytucji.
Pomijając to malutkie narzekanie, powinno się być wdzięcznym za tą cenną inicjatywę oraz konsekwencję jej autorowi. O ile dobrze się orientuję, to jest to jedyna lub jedna z niewielu tego typu inicjatyw w krajowych mediach. Szkoda, bo moim zdaniem media mają poważny problem ze stworzeniem systemu oceny, który pozwoliłby wyselekcjonować ludzi czy instytucje, których opinie czy prognozy można by traktować jako wiarygodne. Wiarygodne, to nie oznacza że zawsze trafne, ale pozwalające wierzyć że twórcy prognoz dołożyli największych starań.
Podjęcie się oceny prognoz przez Marka Borowskiego nie dziwi, gdyż mam wrażenie że jest to pasjonat ekonomii i moim zdaniem jeden z najlepszych ekonomistów wśród parlamentarzystów. Nawet jeżeli „złośliwi” stwierdzą, że jest to ekonomista z „odcieniem”, to na pewno potrafiący uzasadnić merytorycznie swoje poglądy i unikający skrajności.
Zajmowane pozycje w rankingu zależą oczywiście od celności trafień, przy czym autor pozwala na 20% odchylenie. W przypadku inwestycji, z racji trudności z jej prognozowaniem, odchylenie sięga 40%. Ocenę prognoz 2005 roku przedstawiają zamieszczone tabele. W przypadku PKB, to zastanawiam się czy przeszacowanie nie było przypadkiem skutkiem pominięcia efektu bazy w I poł. 2005 r. W bieżącym roku dla odmiany PKB będzie wyższe od prognoz. W przypadku inwestycji w 2005 r., przeszacowanie jest dość znacznie. Przypominam jednak specyficzne wyniki z I kw ubiegłego roku (zaskakująco niski wynik), co poważnie rzutowało na ostateczny rezultat. Wyniki inwestycji były na tyle zaskakujące, że GUS przypominał metodologie liczenia inwestycji oraz deflatora (bo częściowo problem leżał w metodologii liczenia wskaźnika cenowego). W bieżącym roku będzie odwrotnie, ale różnica już nie będzie tak znaczna jak w 2005 r. . Kolejny rok z rzędu ekonomiści zbyt ostrożnie prognozowali spadek bezrobocia. Według autora rankingu to efekt zlekceważenia otwarcia rynków pracy niektórych krajów z UE. Moim zdaniem to częściowe tłumaczenie. W Polsce bezrobocie spada również wskutek wzrostu zatrudnienia (opracowanie miesięczne o gospodarce w II 2006). Ostrożność w ocenie wskaźnika bezrobocia w omawianych latach oraz tempa inwestycji w bieżącym roku, to raczej przejaw pewnej cechy ekonomistów niezależnych, o której wspominałem przy okazji omawiania założeń budżetu na 2007 r. Mam na myśli przenoszenie swojego krytycznego spojrzenia na gospodarkę na tworzone prognozy (na szczęście w niewielkim stopniu). W rzeczywistości elastyczność krajowej gospodarki jest większa niż się to wydaje wielu ekonomistom.
Marek Żeliński, listopad 2006