W tym opracowaniu chciałem zwrócić uwagę na publikowane co miesiąc przez Ministerstwo Finansów dane o wykonaniu budżetu państwa. Realizacja dochodów i wydatków państwa oraz deficyt budżetowy to jedne z podstawowych wielkości makroekonomicznych obserwowanych przez analityków. Sam fakt istnienia deficytu budżetowego nie jest niczym strasznym, ale niezmiernie istotny jest jego poziom i kierunek zmian. Dokładna analiza składników dochodów i wydatków budżetu niesie ze sobą mnóstwo informacji o gospodarce i problemach danego kraju (np. wybrany model gospodarki rynkowej). Deficyt budżetowy musi być oczywiście sfinansowany, stąd analitycy instytucji finansowych kontrolują kierunek jego zmian. Wzrost deficytu oznacza konieczność jego sfinansowania emisją papierów wartościowych. Kiedy jest zwiększona podaż papierów, inwestorzy próbują to wykorzystać do żądania wyższych stóp procentowych.
Wyniki realizacji budżetu za pierwsze dwa miesiące bieżącego roku potwierdziły tendencje jakie możemy obserwować od blisko roku, a nawet dłuższego okresu. Po znacznym wzroście deficytu budżetowego na początku dekady, mniej więcej od 2003 r. widać było że zaczynamy sobie z nim radzić. Z całą pewnością pomógł w tym wzrost gospodarczy. Udało się zapanować nad wydatkami i podwyższyć wpływy. W efekcie roczny deficyt z niemal 5,0% w relacji do PKB w kwietniu udało się obniżyć do 2,9% w grudniu. Poszło nam tak dobrze, że zamiast planowanych 35 mld pln deficytu ostatecznie było tylko 27 mld pln za cały rok. Po pierwszych dwóch miesiącach nowego roku roczny deficyt spadł, wg moich szacunków, do 2,6% PKB. Utrzymanie takiej wielkości na koniec roku uważałbym za spory sukces. Deficyt budżetowy w 2006 r. planowany jest na poziomie 3% w relacji do PKB.
W lutym utrzymał się znaczny realny wzrost wszystkich podstawowych grup dochodów podatkowych. Tak na przykład podstawowe źródło zasilenia budżetu, czyli wpływy z podatków pośrednich (VAT i akcyza to łącznie 65% dochodów budżetu w 2005 r.), rosły (roczna dynamika realna) od 11,5% w styczniu do ok. 13,0% w lutym. Niestety utrzymanie tak wysokiej dynamiki w całym roku będzie raczej niemożliwe. Wg założeń budżetowych nominalny wzrost dochodów wyniesie ok. 8% w 2006 r., co i tak jest celem dość ambitnym.
Podobnie jak w przypadku budżetu, nie poruszałem w miesięcznych opracowaniach do tej pory wyników bezrobocia, które również publikowane są co miesiąc. Oprócz tego GUS publikuje co kwartał szersze opracowania dotyczące bezrobocia, w tym wg BAEL.
Liczba bezrobotnych spada od ponad dwóch lat. Bezrobocie swój szczyt osiągnęło na początku 2003 r. Wtedy to bez pracy było ponad 3,3 mln osób. Jest to wartość już po aktualizacji danych. Po analizie ostatniego spisu powszechnego okazało się, że szacunki liczby bezrobotnych należy uzupełnić. Dotyczyło to głównie osób mieszkających na wsi. Wg starej metodologii podawano wyniki do końca 2003 r. Dane wg nowej metodologii odtworzono wstecz tylko za lata 2002 i 2003 r. Różnica była dość duża, bo wynosiła aż 2%. Biorąc pod uwagę różnicę pomiędzy wynikami w tych dwóch latach, dokonałem przeliczenia wskaźnika do początku lat 90-tych.
W lutym stopa bezrobocia wyniosła 18%, a liczba bezrobotnych 2,87 mln osób. W Ujęciu rocznej dynamiki mamy nadal do czynienia ze spadkiem nieco przekraczającym 7%. Trend spadku jaki utrwalił się w roku ubiegłym jest na tyle trwały, że można wierzyć iż na koniec roku stopa bezrobocia powinna bez problemów spaść do 15,5%-16,0%. Przy takim tempie spadku udałoby się zejść ze stopą bezrobocia w 6-7 lat do poziomu UE-15 czyli 8,5%. W ujęciu nominalnym oznacza to konieczność stworzenia w tym okresie blisko 1,5 mln nowych miejsc pracy.
Wskazany procentowy spadek liczby bezrobotnych oznacza spadek nominalny (przepraszam za takie techniczne określenie, bo w końcu mówimy o ludziach) liczby bezrobotnych o 228 tys. osób. Powstaje tu pytanie czy tyle powstało nowych miejsc pracy. No i tutaj pojawia się problem, bo zaczynamy się posługiwać nie tyle precyzyjnymi wyliczenia co szacunkami. Generalnie można wskazać trzy źródła spadku liczby bezrobotnych: powstawanie nowych miejsc pracy, wychodzenie z ”szarej strefy” i wyjazdy zagraniczne w poszukiwaniu pracy. Do chwili obecnej GUS nie opublikował jeszcze zatrudnienia w tzw. pełnej zbiorowości na koniec roku. Biorąc pod uwagę dynamikę zmian kwartalnych tej wielkości (do III kw ubiegłego roku) można powiedzieć, że wzrost miejsc pracy odpowiada za ok. 70% spadku bezrobocia w ciągu roku. Z tego większość nowych miejsc przypada na podmioty zatrudniające powyżej 9 osób. Pozostaje kwestią dyskusyjną ile z tego wzrostu przypada na wychodzenie z „szarej strefy”. Niemniej, pomimo konieczności przyjęcia pewnych uproszczeń, można powiedzieć że wzrost nowych miejsc pracy odpowiada co najmniej za połowę spadku liczby bezrobotnych.
Ciekawych informacji dostarcza również analiza struktury bezrobotnych w pod względem wykształcenia i wieku. Pod względem wieku, bezrobotni w wieku do 34 lat stanowią 51% ogółu (dane za IV 2005 r.). W porównaniu z IV kw 2004 r. ich udział spadł o ok.1,5%. Za spadek odpowiadają w zasadzie tylko bezrobotni w wieku do 24 lat. Niewielki spadek udziału w strukturze odnotowano również w grupie wiekowej 35-44 lata (z 21% na 20,4%). Wg kryterium wykształcenia największy spadek w strukturze zatrudnienia (o 1,2%) odnotowała grupa z wykształceniem zasadniczym zawodowym. W IV kw udział osób z takim wykształceniem stanowił niemal 33%. Udział grupy z wykształceniem gimnazjalnym i niepełnym podstawowym pozostał bez zmian, czyli 32,4%. Oznacza to że bezrobocie w tej grupie spadało w takim samym tempie jak bezrobocie ogółem. Udział pozostałych grup również pozostał bez zmian lub minimalnie się zwiększył. Tak więc spadek bezrobocia w nieco szybszym tempie dotyczy osób młodszych i o niższym wykształceniu.
Wyniki bezrobocia w pierwszych miesiącach bieżącego roku uważam za bardzo optymistyczne. Chciałbym oczywiście żeby ten proces „dział się” szybciej, ale tak naprawdę z makroekonomicznego punktu widzenia spadek w tempie 7% rocznie to całkiem dobry rezultat. Mimo wszystko stopę bezrobocia mamy wciąż wyjątkowo dużą i jesteśmy pod tym względem liderem w UE. Niewielkim pocieszeniem jest stopa bezrobocia na Słowacji. Jedynie o 2% niższa od naszej. Kolejny kraj, to dopiero Niemcy z wynikiem 9,5%.
Na rynku międzybankowym w marcu widać było pewną zmianę nastrojów. 31 marca kurs EUR/PLN sięgnął 3,9357, co oznacza osłabienie złotego o 4,3% w porównaniu z ostatnim notowaniem w lutym. Dla dolara (tzn. USD/PLN) ostatnie marcowe notowanie wyniosło 3,2491, a osłabienie – 2,3%. Na rynku było zdecydowanie bardziej nerwowo niż w dwóch wcześniejszych miesiącach. Niemal w każdym tygodniu były 2-3 dni kiedy kursy zmieniały się o od niemal 1% do 1,5% z dnia na dzień.
W ujęciu średnio miesięcznym złoty (koszyk) osłabił się o blisko 2%. Taka miesięczna zmiana nie jest jakąś rzadkością na rynku FX. Na uwagę zasługuję fakt, że osłabienie złotego w marcu potwierdza moim zdaniem zakończenie trwającego od kilkunastu miesięcy procesu realnego wzrostu złotego. A co dalej, w II kw roku? Podtrzymuję, że złoty wytracił przejściowo możliwość silnego wzmocnienia. Ewentualne próby mogą mieć charakter krótkotrwały i w najlepszym przypadku może to być wzmocnienie o „mniejsze” kilka procent w perspektywie kwartału (kurs średni miesięczny). Sądzę, że obydwie podstawowe waluty będą się poruszały w paśmie wyznaczonym przez notowania z ostatnich trzech kwartałów, ale przeważać będzie tendencja do osłabiania złotego, widoczna już w marcu.
Na rynku depozytów międzybankowych, obligacji i bonów skarbowych również zmiana nastrojów. Rynek nieco rozpędzony w wyniku dotychczasowych obniżek zaczął zmieniać nastawienie w I połowie marca, czyli przed publikacją danych makroekonomicznych. Obligacje 5 i 10 letnie od końca lutego do końca marca zyskały na rentowności niemal 0,5%. Tak więc niemal cały rynek obligacji powrócił dość szybko do poziomów z początku lutego. Sądzę że rynek nie czekając nawet na kolejną porcję danych rynkowych uświadomił sobie, że prawdopodobieństwo kolejnych obniżek stóp przez RPP jest stosunkowo niewielkie. Większą wstrzemięźliwość w lokowaniu na dłuższe terminy na rynku depozytów międzybankowych widać było również po poziomach stóp depozytów krótkoterminowych (na wykresie są to operacje ON i 1W). Ceny depozytów krótkoterminowych tylko na początku miesiąca były poniżej stopy referencyjnej NBP. Banki przestały za wszelką cenę pchać pieniądze w rynek. Jedynie na koniec miesiąca po jednodniowym wzroście, nastąpił gwałtowny spadek. Gwałtowne ruchy na rynku depozytów jednodniowych na koniec każdego miesiąca to efekt rozliczenia rezerwy obowiązkowej, a więc problem o charakterze technicznym i nie ma to nic wspólnego z tym jak rynek postrzega przyszłość bliższą i dalszą.
Marek Żeliński, kwiecień 2006 r.