My i podatki cz.1

W jednym z majowych wydań Gazety Prawnej (dokładnie 22 V 2006 r.) zamieszczono bardzo interesujące badania opinii publicznej, a dotyczące spojrzenia Polaków na kwestie opodatkowania ich dochodów. Sondaż dla Gazety Prawnej przeprowadził sopocki instytut badawczy PBS DGA. Badania te fantastycznie pokazują nasza skomplikowaną naturę i w gruncie rzeczy bardzo subiektywne spojrzenie na problem podatków. Rzadko się zdarza, by móc tak dobrze poznać spojrzenie Polaków na kwestie podatkowe. Dlatego też postanowiłem poświęcić wynikom badań trochę miejsca.

Z badań wynika, że aż 94% badanych uważa, że ulgi podatkowe są potrzebne. Można więc nieco uprościć i powiedzieć że niemal całe społeczeństwo domaga się ulg. A jakie ulgi widzielibyśmy najchętniej? Około 70% i więcej respondentów wymienia ulgi na zakup leków, remonty, na cele edukacyjne, rehabilitację i rodzinne. Ulgi budowlane zaproponowało 60% pytanych. To dość ciekawe, bo nie sądzę by taki odsetek Polaków budował własne domy lub inwestował w budowę własnych  mieszkań. Wątpię również by był to efekt udziału w badaniach mieszkańców wsi, których większość mieszka w domach jednorodzinnych. Podejrzewam, że to efekt mylenia ulgi remontowej z budowlaną i medialnego nagłośnienie tej ostatniej. Na kolejnym miejscu pojawiają się: ulga internetowa z wynikiem 34%, ulga z tytułu darowizn – 29% i inwestycyjna – 27%.

Na pytanie o to jakie produkty powinny być objęte zerową stawką VAT, Polacy wymienili: aż 84% podstawowe artykuły żywnościowe, 77% podręczniki szkolne, 35% książki i 28% materiały budowlane.

Wymieniamy więc ulgi, których teraz nie ma (leki w PIT), chcemy utrzymać te które były i chyba nie mamy zahamowań przed dokładaniem następnych. Zastanawiam się na jakiej postawie Polacy dokonują wyboru ulg jakie im się należą oraz czy oczekują ulg na leki dodatkowo w PIT, bo już obecnie produkcja i sprzedaż farmaceutyków opodatkowane są niższymi stawkami VAT. Obserwując od lat dyskusję medialną o podatkach, podejrzewam że Polacy po prostu o tym nie wiedzą. Zwracałem już uwagę w jednym ze swoich opracowań, że reformatorzy systemu podatkowego zupełnie nie chcą podatników poinformować z jakich udogodnień już korzystają. Uproszczenie i zmniejszenie podatków to również likwidacja sporej części ulg. Ten proces zresztą trwa, ale jak widać podatnicy nie przyjmują tego do wiadomości. Sądzę że przeważająca część z nich kompletnie sobie tego nie uświadamia.

Kolejną refleksją przed jaką trudno się obronić po zaprezentowanej części sondażu to ,to że Polacy tak naprawdę chcą interwencji państwa w życie ekonomiczne. Skala wskazań ulg sugeruje, że chcemy ją nie tylko dla rodzin o słabszej sytuacji materialnej ale tak naprawdę dla wszystkich, w tym i chyba dla siebie. Tymczasem jeżeli gdzieś ma być taniej, to ktoś musi zapłacić drożej, a następnie te pieniądze muszą być „przetoczone” przez aparat państwowy. A więc redystrybucja! Skoro więc przykładowo lekarstwa mają być dla nas tańsze, to państwo po prostu podwyższy nam składkę zdrowotną żeby pokryć koszt zaopatrzenia rynku w leki lub weźmie te środki z innych źródeł. Podobnie w przypadku zerowej stawki VAT na żywność. Generalnie chcemy z niej korzystać wszyscy. Tak wiec wszyscy fundujemy ulgi wszystkim.

Bardzo chętnie przyjęliśmy ulgę internetową mimo, iż internet rozwija się dynamicznie i bez niej. Gdyby zrobić dokładną analizę do kogo trafia ta ulga, pełny koszt dostępu do internetu (koszt komputera i usług telekomunikacyjnych) i wziąć pod uwagę że internet to tylko skromna część z szerokiego wachlarza usług telekomunikacyjnych z jakiego korzystamy (i bynajmniej nie najważniejsza), to trudno nie dojść do wniosku że ulga internetowa  to takie „becikowe” w innym wydaniu i dla innej grupy społecznej. Tym razem adresatem „becikowego” była lepiej zarabiająca i uważana za prąca do rozwoju zawodowego i intelektualnego część społeczeństwa. Niemniej ulgi lubimy bez względu na status społeczny, wykształcenie czy poziom dochodów. Jak widać z sondażu, łatwo jest kupić sympatię podatnika. Wystarczył mniej więcej rok dyskusji w mediach o tej uldze byśmy przyjęli, że ta ulga absolutnie nam się należy. Zastawiam się czy gdyby przez 12 miesięcy ktoś nam wmawiał w telewizji i prasie, że na wydatki żywnościowe też należy się ulga w PIT (no bo na Zachodzie udział żywności w wydatkach gospodarstw domowych jest mniejszy), to również byłaby ona wskazana w sondażu? Sądzą że tak.

Podnoszony zarzut, że zasady uzyskiwania ulg są niejasne wynika z niezrozumienia przez podatnika że ustawa (ustawy?) nie obejmuje tylko jednej jedynej, wykorzystywanej akurat przez niego ulgi, ale adresowana jest do milionów osób i podmiotów gospodarczych. Stąd właśnie lektura ustaw podatkowych do łatwych nie należy.

74% badanych twierdzi, że system podatkowy jest raczej lub bardzo skomplikowany. A przecież jesteśmy w jakimś stopniu sami sobie winni. Im więcej będziemy oczekiwać ulg tym dłuższy będzie tekst ustawy. Ustawodawca oprócz określenia grup wydatków musi wskazać okoliczności w jakich może mieć miejsce odpisanie. Mówiąc inaczej: nie chodziło o to,  że do ulgi remontowej upoważniał sam zakup wykładziny podłogowej, ale musiało to mieć związek z remontem mieszkania (swojego!) i musiało zajść trwałe przytwierdzenie, czyli wykładzina nie mogła być demontowalna (przenoszona np. do nowego mieszkania). W rzeczywistości śmiało odliczaliśmy wykładziny. A czy kran, umywalka są demontowalne?  W zasadzie tak, więc nie powinniśmy z tytułu ich zakupu korzystać z ulgi.

Spójrzmy więc oczami ustawodawcy na ten problem, który musiał tak to zapisać żeby ulgę można było zastosować raz. A więc jak remont, to w naszym mieszkaniu a nie kilka czy nieskończona liczba w mieszkaniach sąsiadów. Jeżeli wykładzina to również tylko na nasze potrzeby, a nie kupowana w ilościach hurtowych i sprzedawana dalej.

W takich wypadkach oburzony podatnik tradycyjnie twierdzi, że można było  precyzyjniej (a za brak precyzyjności też się ustawodawcy w sondażu oberwało). Podam taki przykład. Ustawodawca nie określił zbioru przedmiotów których zakup przy okazji remontu upoważniał do ulgi. Z opisu wynikało jedynie że mają to być rzeczy związane z remontem. Wpisywaliśmy więc farby, kleje, pędzle, umywalki itd. Można było oczywiście precyzyjniej, ale wtedy ustawodawca musiałby już chyba posługiwać się kodami z Polskiej Klasyfikacji Wyrobów i Usług. Wtedy można by już tylko współczuć podatnikom i pracownikom Urzędów Skarbowych. Polecam lekturę rubryk z poradami podatkowymi w prasie ekonomicznej, gdzie pomaga się przedsiębiorcom klasyfikować wyroby i usługi zgodnie z  PKWiU.

Sądząc z popularności ulgi remontowej w minionych latach pewna nieprecyzyjność i uciążliwość (np. przechowywanie dokumentów zakupu) wcale nam nie przeszkadzała. Tak jest zresztą za każdym razem, kiedy osoby fizyczne czy podmioty gospodarcze otrzymują jakąś ulgę, to na ogół okazuje się że niemal nie ma problemów ze zdobyciem informacji na ten temat i ich (tzn. ulg) stosowaniem.

Aż 77% badanych uznało system podatkowy za niesprawiedliwy. Ten temat nie został niestety rozwinięty. Szkoda, bo ciekawi mnie jak Polacy definiują pojęcie sprawiedliwości w podatkach.

Marek Żeliński, czerwiec 2006 r.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.