Wymiana handlowa utrzymuje nadal wysokie tempo wzrostu. Biorąc pod uwagę roczną dynamikę kwartalnych wyników, to można powiedzieć że wzrost obrotów handlowych utrzymuje się w paśmie od 18% do 24% (na bazie danych w EUR). Niemniej w sierpniu mieliśmy stosunkowo duży deficyt obrotów bieżących jak na ten miesiąc, bo aż 601 mln EUR. Jest to pierwszy od 5 lat tak duży deficyt o tej porze roku. To częściowo „zasługa” deficytu obrotów handlowych, ale w największym stopniu ujemnego salda dochodów, które szczególnie od 2004 r. znacznie się powiększyło i w ostatnich miesiącach ma niewielkie tendencje do dalszego pogłębiania. W zasadzie żeby być precyzyjniejszym, to należałoby powiedzieć że to nie tyle kwestia deficytu dochodów, co coraz słabszego równoważenia go przez pozostałe pozycje. W efekcie deficyt obrotów bieżących w relacji do PKB bardzo powoli się powiększa. W okresie zimowym relacja ta wynosiła ok. –1,7%, by na koniec sierpnia sięgnąć –2,1%. Zwracałem już wcześniej uwagę, że deficyt obrotów bieżących będzie się powiększał w miarę utrzymywania się wzrostu gospodarczego oraz zwiększania się roli popytu wewnętrznego w jego utrzymywaniu. Obecnie jednak nie traktowałbym tego jako niebezpieczeństwo. Warto natomiast się temu przyglądać, bo w miarę ewentualnego pogłębiania się deficytu, RPP dołączy to do listy argumentów na rzecz podwyżki stóp.
Patrząc na wymianę handlową z perspektywy wymiany dóbr, to jesteśmy świadkami ścierania się dwóch tendencji. Z jednej strony sukces handlowy z krajami rozwiniętymi (głównie z krajami UE-25), a z drugiej narastające ujemne saldo z krajami rozwijającymi się i z krajami Europy Środkowo-Wschodniej. Z tymi ostatnimi deficyt handlowy po ośmiu miesiącach pogłębił się z 5,8 mld EUR w 2005 do 9,3 mld EUR. Udało nam się to jedynie w prawie 80% zrekompensować poprawą salda z krajami rozwiniętymi (obliczenia na podstawie danych wg metodologii GUS).
Na rynku finansowym było dość spokojnie. Rentowności terminów do 1 roku obniżała się powoli od początku miesiąca. Dla terminów od 6 miesięcy do 1 roku rentowność obniżyła się o ok. 0,1%. Na koniec października średnie rentowności (średnia z WIBID i WIBOR) dla depozytów 6M, 9M i 12M były następujące: 4,25%, 4,41%, 4,51%. Mocniej obniżyły się rentowności obligacji. Przy czym w tym przypadku do połowy miesiąca stopy były stabilne, by w ciągu kolejnych dni obniżyć się o od 0,2% do 0,3%. Na koniec miesiąca rentowności obligacji 2, 5 i 10-cio letnich były następujące: 4,69%, 5,05% i 5,23%. Zachowanie rynku wskazuje, że obecny poziom stóp na tle sytuacji ekonomicznej i politycznej, jest właściwy i głęboko przemyślany. Dokładniej, że wszelkie wydarzenia mające wpływ na stopy procentowe, zostały już zdyskontowane. Rynek jest dosyć konsekwentny w oczekiwaniu podwyżki stóp przez RPP dopiero na początku roku. Nie zraziła go nawet rozmowa z L. Balcerowiczem w Gazecie Prawnej, sugerująca że podwyżki należałoby dokonać już w tym roku. W mediach pojawiły się próby porównania obecnej sytuacji makroekonomicznej z II i III kw 2004 r. Wtedy to RPP dość późno (ale mocno) interweniowała na wzrosty wskaźników cenowych. W opinii niektórych analityków, właśnie gwałtowność reakcji w połączeniu ze skalą wzrostu dzisiaj powstrzymuje RPP przed podniesieniem stóp. Ta grupa analityków uważa, że wzrosty niepotrzebnie były tak duże, bo zmiany cen były reakcją głównie wzrost cen surowców oraz dostosowanie gospodarki do wejścia do UE. Moim zdaniem RPP miała wtedy wcześniej podnieść stopy i, jak sądzę, wystarczyłoby tylko podniesienie o 2/3 ówczesnego ruchu.
Na rynku walutowym również było spokojnie. EUR/USD jak zaczął październik, tak też go skończył, czyli w okolicach 1,27. Ostatecznie więc, rynek zagraniczny poza wahaniami w połowie miesiąca, nie wniósł nic nowego w notowania złotego w relacji do EUR i USD. Złoty w relacji z EUR i USD wzmocnił się w ciągu miesiąca o 2,5%. Porównując to ze zmianami stóp na rynku depozytów międzybankowych i obligacji, można więc powiedzieć że rynek walutowy – biorąc pod uwagę jego zmienność w przeszłości – po dość spokojnym miesiącu również postanowił korzystniej ocenić najbliższe perspektywy polskiej gospodarki.
Marek Żeliński, listopad 2006