Wynik deficytu obrotów bieżących w sierpniu był wprawdzie lepszy od trzech wcześniejszych miesięcy, ale kiedy spojrzeć na to sezonowo, to trudno rezultat uznać za sygnał spowolnienia narastania deficytu obrotów bieżących. Obok standardowego omówienia najnowszych wyników, chciałbym również zwrócić uwagę na problem narastania deficytu, bo powoli trzeba moim zdaniem przywrócić ten temat do świadomości czytelnikom i warto by gracze na rynku finansowym przypomnieli sobie jakie ryzyko niesie ze sobą deficyt.
Wynik sierpniowy deficytu to -637 mln eur. Po trzech miesiącach poprzedzających sierpień kiedy to średni deficyt sięgał ok. -1400 mln eur, najnowsze dane mogłyby dawać niewielką otuchę. Tak dobry wynik w sierpniu zawdzięczamy wyjątkowo niskiemu deficytowi handlowemu. Zaledwie -289 mln eur. Tak niskie wyniki o tej porze nie powinny być teoretycznie zaskoczeniem. W 2006 deficyt wyniósł -516 mln eur, a w czterech wcześniejszych latach wynik sierpniowy zawierał się w przedziale od -311 mln euro do -260 mln eur. Niemniej od przełomu lat 2005/2006 deficyt handlowy zaczął się pogarszać, co pociągnęło za sobą pogorszenie salda obrotów bieżących. Przeważająca dość długo dynamika eksportu nad dynamiką importu zaczęła ulegać. Nie było to zaskoczeniem z kilku powodów. Złoty do euro tracił powoli atrakcyjność dla eksporterów. W tym roku złoty złamał kolejną barierę – dynamika realnego wzrostu zaczęła być silniejsza od wzrostu wydajności liczonej do PKB. Jednak moim zdaniem nie był to główny argument, bo eksport wykazał znaczną odporność na te zmiany. Należy pamiętać, że dynamika wzrostu eksportu była w ostatnich trzech latach średnio na poziomie ok.20% (w euro). Wprawdzie początkowo pomogło nam osłabienie złotego i wejście do UE, ale im dalej tym rezultat ten należy przypisać znacznej konkurencyjności polskich towarów na olbrzymim rynku UE. Dynamizowaniu eksportu sprzyjała oczywiście dobra koniunktura na świecie. Żeby być jednak dokładnym, muszę początki sukcesu eksportowego cofnąć do przełomu 2000/2004 r. Wtedy też mogła nam początkowo pomóc nasza osłabiona waluta, ale jej znaczne wzmocnienie w 2001 nie zatrzymało rozwijającego się powoli eksportu. Pomogło to nam bardzo szybko (2 lata) radykalnie zmniejszyć ogromny deficyt obrotów bieżących z ok. 7% w I poł. 2000 r. do ok. 3%. Być może to ten właśnie okres należy wskazać jako świadectwo wzrostu konkurencyjności polskiej gospodarki. Od początku dekady do chwili obecnej udział eksportu w relacji do PKB wzrósł niemal dwukrotnie. Jednak dopiero po wejściu do UE udało się nam utrzymać z pewnymi wahaniami wspomniane wyżej tempo eksportu. Pod względem udziału eksportu do PKB zbliżyliśmy się do wielu krajów UE. Odnieśliśmy wiec spory sukces. Unijny rynek nie jest z gumy a opłacalność stała w czasie. Do tego utrwalający się w Polsce wzrost gospodarczy i popyt inwestycyjny, zaopatrzeniowy i konsumpcyjny musiały w końcu pogorszyć dotychczasowe trendy. Od ponad półtora roku dynamika importu przekracza dynamikę eksportu. Deficyt obrotów bieżących który jeszcze pod koniec 2005 był poniżej 2% do PKB, zaczął rosnąć. Dla makroekonomistów nie jest to niespodzianka. Wręcz przeciwnie, praktycznie wszystkie prognozy makroekonomiczne wskazywały na pogorszenie deficytu. Pogorszenie następuje w tempie ok. 1% rocznie, czyli na koniec 2006 mieliśmy już nieco ponad 3%, a po niemal trzech kwartałach tego roku już niemal 4%. Prognoza budżetowa wg parametrów podanych w połowie roku na ten rok zakłada deficyt na poziomie nico poniżej 4%, a w 2008 deficyt bliski 5%. Obecnie można powiedzieć, że mamy do czynienia z lekkim niedoszacowaniem zjawiska. Jednak o precyzję raczej trudno w tym przypadku.
Ale wrócę do sierpnia tego roku. Przyzwoity wynik zawdzięczamy słabszemu importowi o 400-500 mln euro. Niestety trudno uzyskać precyzyjne dane wg produktów, więc trudno pokusić się o dokładne wyjaśnienie zmiany. Może to konsekwencja osłabnięcia tempa PKB, oraz importu materiałów budowlanych. Może. Nie należy jednak wierzyć, że to trwałe zjawisko. Tak więc deficyt będzie się nam dalej powoli pogarszał. Jeszcze tylko dla porządku dodam, że dynamika eksportu wróciła przejściowo do 15%, a import utrzymuje względnie stałe tempo (średnia kwartalna) 17%-18%.
Teraz pytanie najważniejsze: a co dalej z nami? Przypomnę tylko, że nasz rekord ostatnich kilkunastu lat, to 9% deficytu handlowego do PKB i 7,4% deficytu obrotów bieżących w I poł. 2000 r. Do śmiechu nam w Polsce wtedy nie było, bo zaczęto porównywać przy jakim poziomie w innych krajach zaczynały się kryzysu walutowe, albo co najmniej długie okresy słabnięcia waluty. W Polsce mało kto podaje prognozy na długie okresy (ryzyko nietrafienia), ale właśnie dlatego przytoczę prognozę Janusza Jankowiaka (główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu). J.Jankowiak zakłada 5,9% deficytu obrotów bieżących w 2009 i 7% w 2010 r. Ta prognoza to częściowo pochodna przyjęcia przez autora założenia nierównowagi gospodarczej (wpis z dnia 2 IX na stronie //januszjankowiak.bblog.pl ) i spowolnienia gospodarczego. Obecnie mam spore wątpliwości czy będzie aż tak źle (7%). Przypuszczam że w średnim terminie (2-3 lata) CA nie powinien przekroczyć 6%. Wierzę w siłę dostosowawczą polskiej gospodarki i co najmniej przeciętną mądrość decydentów (np. RPP). Lekturę prognozy J.Jankowiaka polecam z racji przyjętej argumentacji. Nie lekceważyłbym jej. Początkowa myślałem czy przedstawić warianty CA do PKB, i założenia, ale byłoby to połączenia prognoz i wróżbiarstwa, przy ostatecznym „zamuleniu” czytelnika. Wiele zależy od naszego tempa rozwoju i jego czynników, od napływu inwestycji zagranicznych, zmian wydajności, rynku walutowego itd. Warto zaznaczyć że wyjątkowe deficyty z początku dekady nie spowodowały osłabienia złotego, m.in. wskutek ostrej reakcji NBP. Obecnie wiec Polsce tym bardziej oczywiście nie grożą poważniejsze perturbacje walutowe, ale na miejscu dealerów na rynku walutowym, baczniej bym się przyglądał deficytowi obrotów bieżących, bo będzie to argument „za” osłabieniem waluty.