Faktycznie, podyskutujmy o tym do czego dążymy

Chciałbym polecić przedwczorajszy tekst Jacka Żakowskiego w Rzeczpospolitej, pod tytułem „Zwołajmy polski szczyt” (http://www.rp.pl/artykul/89572.html) . Niejednokrotnie w swoich tekstach zwracałem uwagę, że świat publicystów zajmujących się komentowaniem codziennych wydarzeń z życia społeczno-politycznego, unika dyskusji o modelu gospodarczym Polski. Owszem, zdarza się że znany z mediów dziennikarz poruszy taki czy inny temat, ale na ogół jest to tylko wyrwany fragment polskiej rzeczywistości. Publicyści kształtujący nasze postrzeganie świata znacznie chętniej toczą spory bardziej natury politycznej czy historyczno-rozliczeniowej niż ekonomicznej. Jeśli już, to jako wątki ekonomiczne bezceremonialnie sprowadzane na podłoże polityczne. Ot wystarczy spojrzeć na spór o służbę zdrowia czy najnowszy hit medialny TVN24, czyli aferę gazową. W pierwszym przypadku jest to wzajemnie przerzucanie się oskarżeniami o niskiej wartości merytorycznej, w drugim – kiepski materiał dziennikarski próbujący wmówić widzom że handel gazem prowadzą podejrzane typy w zaciszach nie mniej podejrzanych kawiarenek. Swoją drogą rynek gazu coś nie ma szczęścia do rzetelnego przedstawienia go w programach publicystycznych.

Wśród publicystów nadających ton medialnym debatom, widać skłonność jedynie do przedstawienia kształtującego się ustroju gospodarczego przez pryzmat afer i podejrzeń niż niezwykle trudnych sporów społecznych i koniecznych wyborów, których ktoś dokonać musi. Od kilkunastu lat kształtujemy nasz model gospodarki wolnorynkowej. Wpływ na to mają naturalne prawa ekonomiczne, na bieżąco i doraźnie rozwiązywane problemy, wydarzenia rozgrywające się w kraju i za granicą, ale i społeczeństwo które uczestniczy w wyborach czy bezpośrednio (strajki) przedstawia swoje oczekiwania. Kształtujący się na bieżąco polski model gospodarki wolnorynkowej wydaje się chwilami być pozostawiony samemu sobie lub jest przedmiotem dyskusji tylko w części środowisk ekonomicznych.

Tymczasem gospodarka wolnorynkowa, to trudne wybory i sprzeczne interesy wielu grup społecznych. Opowiedzenie się za takim czy innym modelem gospodarczym, to wbrew pozorom trudniejsze dla publicystów niż polityczne spory na zupełnie już czasami wyimaginowane problemy. Każdy deklaruje sympatie dla pielęgniarek, ale mało kto ma odwagę powiedzieć że oczekiwania 3 tys. zł dla początkującej pielęgniarki to nonsens.

Na tekst Jacka Żakowskiego zwróciłem uwagę, bo jest to próba wzniecenia takiej dyskusji w polskich mediach. Jak na razie nie widzę jednak by ktoś chciał ją kontynuować, ale poczekajmy kilka tygodni.

„Przez blisko 20 lat najważniejsze decyzje podejmowano zwykle z zaskoczenia. Najpierw ważono projekty w ciszy gabinetów, a potem bach! Uchwalano ustawę i wprowadzano ją w życie, często stosując rozmaite fortele. Na przykład projekty rządowe zgłaszano jako poselskie, żeby uniknąć wymaganych przez prawo konsultacji. Politycy wierzący w „wiedzę””

To nie tak. Uważam że autor mocno przesadza. Moim zdaniem większość zmian nie mogła być zaskoczeniem, bo była dyskutowana w mediach. Nie da się tak po prostu ukryć w Polsce dyskusji o sposobach przekształceń w elektroenergetyce  i skutkach społecznych (uwolnienie cen) tego faktu. Reforma służby zdrowia również jest jak na widelcu dla ludzi się tym interesujących. Lada chwila dojdziemy do tego co będziemy mieli za obecną składkę, a co za dodatkowe ubezpieczenie. To nie będzie łatwa dyskusja. Dotychczas opieka zdrowotna była postrzegana jako kanon państwa opiekuńczego i sfera chroniona przed komercjalizacją. Zapowiadane zmiany mogą przynieść poważne w skutkach konsekwencje. Przykład? Wśród lekarzy istnieje podejrzenie że leczenie poparzeń tzw. integrą może być dostępne dopiero za dodatkowe ubezpieczenie. Przypomniałem akurat to, bo jeszcze pamiętamy jak w mediach w ubiegłym roku pokazywano kilkuletnia dziewczynkę z poważnym poparzeniem większości ciała leczoną właśnie tą metodą.

W powyższym zarzucie już szybciej zgodzę się że niektóre z działań podejmowano z wiary  w posiadanie najwyższej wiedzy, ale i tutaj autor powinien pamiętać że mamy demokrację i rządy są po to by rozwiązywać problemy bieżące i przyszłe w imieniu swoich wyborców i na miarę posiadanych środków.

„Tak zapadały także decyzje w sprawach, o których kandydaci nie zająknęli się przed wyborami. Za rządów PiS, ale z udziałem PO, zniesiono w ten sposób podatek od spadków i darowizn oraz zmniejszono składkę na ubezpieczenie rentowe.” Pisze w kolejnych zdaniach autor.

Poprzednia rząd i parlament mają na swoim koncie decyzje faktycznie podjęte ad hoc i bez głębszego przemyślenia, ale przykład ze składka rentowa nie jest chyba najlepszy. Od kilku lat narastał debata jak zmniejszyć klin podatkowy i dokonano tego. To czy czas i forma ulżenia przedsiębiorcom były najlepsze jest dyskusyjne, ale zaskoczeniem nie było. Już lepszy byłby przykład z tzw. podwójną ulgą na dzieci. Ma jednak auto rację, że zmiany w transferach budżetowych można było zrobić mądrzej i część pieniędzy przeznaczyć na służbę zdrowia.

Od lat, jeśli politycy nie mieli przed oczami widma bliskich wyborów lub brutalnej siły zorganizowanych mniejszości, urządzali świat, jak im się podobało. Uważali, że mają do tego prawo. Nawet na przekór wyraźnej większości. Tak zapadła np. decyzja o wysłaniu wojska do Iraku”

Poszedłbym o zakład, że dominująca część zmian i tak musiała być dokonana, a sprzeciw większości niestety, ale nie zawsze jest argumentem. To, na przykład, że Polacy w sondażach chcą jak najwięcej ( i jan największych) ulg podatkowych dla siebie i rodaków nie może oznaczać że politycy mają się na to zgodzić. Trzeba pamiętać, że społeczeństwo ma nikłą wiedzę o makroekonomicznych problemach, więc niestety politycy muszą ryzykować kariery by podejmować niepopularne decyzje.

Większość wyborców dążyła zwykle do modyfikowania status quo, a władza wolała (co nie znaczy: realizowała) radykalne zmiany zgodne z tezami hegemonii neoliberalnej przebranej w kostium naukowej prawdy

To jeden z kluczowych tematów artykułu Jacka Żakowskiego – liberalizm, neoliberalizm. Daleki jestem od ślepego wyznawania liberalizmu i przyjmowania go bezkrytycznie jak wiary, ale z hegemonią neoliberalizmu nie mieliśmy do czynienia. Owszem, to co mnie martwi to fakt iż dla wielu ekonomistów i czasami polityków liberalizm jest tak naprawdę reakcją na brak wiedzy i doświadczenia w zrozumienia jakieś problemu społecznego oraz daje złudne poczucie posiadania wiedzy i rozwiązań na każdy problem.

Obniżanie podatków i deregulacja należały do neoliberalnej pewności. Podobnie prywatyzacja usług publicznych i wycofywanie państwa z zabezpieczeń społecznych. Teraz ortodoksyjni wyznawcy ogłaszają, że ta recepta nie działa. Nawet MFW przestrzega Polskę przed pochopnym obniżaniem podatków ..”

Mam wątpliwość na ile ten temat dotyczy Polski, a przytoczone myśli robią wrażenie trochę przebranych i mało reprezentatywnych. Autor powinien pamiętać, że udział wydatków publicznych w PKB nie lokuje nas bynajmniej w gronie liberalnych gospodarek a ewentualnego ich poważniejszego wzrostu (w rozumieniu % PKB) ja bym nie zalecał. Dyskusja może się więc toczyć na temat jak racjonalizować transfery budżetowe i kilka takich propozycji, z którymi mógłbym się zgodzić, autor w tekście podaje.

Czy w polskiej służbie zdrowia mamy do czynienia z kryzysem czy może z cudem? Przecież otrzymujemy dość nowoczesny system, płacąc kilkakrotnie mniej niż inni mieszkańcy Unii

To jedna z błyskotliwszych refleksji w tekście. Faktycznie, studiując materiały o przemianach w krajowej służbie zdrowia, jej stanie i tym co otrzymujemy, to powiem coś niepopularnego, ale rzeczywiście bliżej nam do cudu. Platformie nie uda się zrobić poważniejszego postępu bez dodatkowych pieniędzy na służbę zdrowia i zamiast głosować za zmniejszeniem składki rentowej, można było część tych środków przenieść na składkę zdrowotną.

„W Europie kontynentalnej Polska była od roku 1989 krajem najbardziej zapatrzonym w Amerykę i jej wizję świata. Nie możemy skopiować Ameryki, ilekroć jednak polscy politycy i popularni eksperci zabierają się do rozwiązywania zasadniczych problemów, większość z nich optuje za zbliżeniem do niej

Ja bym to ujął inaczej. To nie kwestia kopiowania Ameryki, ale uświadomienie sobie że funkcjonujemy w pewnym otoczeniu makroekonomicznym i skoro dołączyliśmy do globalizującego się świata, to niestety ale musimy przyjąć pewne warunki. Wprawdzie mimowolnie będziemy kopiować wzory zachodnioeuropejskie, ale na wiele stosowanych tam rozwiązać po prostu na nie stać.

„w jakim stopniu, skali i formie racjonalna jest wiara Jarosława Bauca i Witolda Gadomskiego w uniwersalną zbawienność prywatyzacji służby zdrowia”

Rzeczywiście to dobry przykład. Ostatnio w G.Wyborczej trafiłem na kilka tekstów wskazujących prywatne szpitale jako najlepszy przykład. Panował generalny zachwyt, a autorzy skrzętnie ukrywali że prywatna służba zdrowia w obecnej postaci opiera się niewydolności państwowej służby zdrowia i zabiegach nie wychodzących na ogół poza pojęcie „ambulatoryjny”. W najdroższych pakietach (800-1100 zł miesięcznie) jest możliwość konsultacji czy zabiegów (mocno przebranych), ale za ogromne pieniądze i za granicą lub konsultacje u krajowego lekarza. Jacek Żakowski większość swojego wnioskowania opiera  na – poniekąd dobrym – przykładzie służby zdrowia. Zapoznałem się niedawno z ofertą podmiotów prywatnych i państwowych (czyli to co mam za płaconą składkę). Oferta prywatnej służby zdrowia nie jest nadzwyczaj oryginalna, a do tego dość droga.

Nie sposób odnieść się do wszystkich argumentów zawartych w tekscie Jacka Żakowskiego, chociaż są tego warte i są faktycznie interesujące. Przejdę więc do myśli końcowej, czyli pomysłu autora co robić. Skoro mamy coś przedyskutować i podjąć decyzję, to ktoś i gdzieś musi tego dokonać. Ktoś musi podjąć decyzję i ustalić co jest mądre a co nie. Autor będąc rozczarowany parlamentem i komisją trójstronną, proponuje okrągły stół. Moim zdaniem to najsłabsza część zawartych przemyśleń. Nie potrafię sobie wyobrazić okrągłego stołu na temat modelu docelowego polskiej gospodarki. Wszyscy uczestnicy przedstawią swoje zdania i się rozejdą. Skuteczność okrągłego stołu sprzed niemal dwudziestu lat brała się z tego, że dyskusja publiczna, parlament czy komisja trójstronna, albo nie podjęłyby się tego zadania (zmiany ustroju społeczno-gospodarczego) wskutek swojej niereprezentatywności albo nie miały takich uprawnień bądź nie istniały. Po to by sobie podyskutować wystarczą media. Nie widzę powodu, by tak szybko odpuszczać parlamentarzystom i rezygnować z komisji trójstronnej.

Większość przedstawionych przeze mnie refleksji wskazuje pozornie, że nie zgadzam się z cytowanym gęsto autorem. To nie tak. Cieszę się, że ktoś zaryzykował rozpoczęcie takiej dyskusji i odważnie postawił pod publiczny osąd wiele słusznych, choć niepopularnych myśli. Obawiam się jednak że odzew będzie skromny. Polecam lekturę artykułu Jacka Żakowskiego.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.