Na początku roku GUS opublikował obszerne opracowanie, prezentujące problematykę wynagrodzeń. Poślizg z jakim dane są prezentowane jest więc olbrzymi. Szkoda, bo aż do początku przyszłego roku będę musiał czekać na dane na koniec 2007 r., a chciałem prześledzić zmiany w wynagrodzeniach w okresie koniunktury gospodarczej. Do analizy wziąłem więc dane z października 2004 r. no i wspomniane już dane z października 2006 r. W 2004 roku nie mieliśmy już wątpliwości, że weszliśmy na ścieżkę co najmniej średnioterminowego wzrostu gospodarczego. W 2006 r. realna dynamika średniego wynagrodzenia była na poziomie zbliżonym do 4%, czyli na poziomie minimalnie wyższym od średniej dla okresu 1994-2005. Chyba dopiero pod koniec 2006 r. ekonomiści zaczęli zauważać, że dynamika wynagrodzeń może przyspieszyć i to w stopniu niebezpiecznym dla gospodarki. Utrzymujący się wzrost gospodarczy, szybki spadek bezrobocia czy emigracja zarobkowa Polaków wpłynęły na presję na wzrost wynagrodzeń w 2007 r.
Z punktu widzenia analizy trendów w wynagrodzeniach, dwa lata to nie jest zbyt dużo, ale wystarczy by zaobserwować ciekawe zjawiska. Sądzę, że wiele z tych trendów o których wspominam dalej, utrzymało się w 2007 r. Na potwierdzenie przyjdzie mi niestety poczekać aż rok.
W analizie ograniczyłem się do podstawowych trendów, na grupach na najwyższych stopniach agregacji. W efekcie niektóre z wyników, wskutek zmian w grupowaniach, mogą nieco dziwić lub wydawać sprzeczne. Ograniczenie to wynika z prostej przyczyny. Tablice z danymi zajmują sto kilkadziesiąt stron. Trudno wręcz ten bogaty materiał ogarnąć, nie mówiąc już o przekazaniu wniosków na blogu. Na początku muszę też wspomnieć o inflacji, którą urealniałem dane. Inflacja za 24 miesiące sięgnęła 2,7%. To wartość bardzo niska, wynikają z odniesienia do 2004 roku kiedy do jesieni zaliczyliśmy bardzo silne wzrosty cen oraz wzmacniającego się złotego, który pomógł trzymać inflację na niskim poziomie.
Zacznę od wykształcenia. W okresie od X 2004 do X 2006 realne wynagrodzenie wzrosło o 9,4%. Pensje wzrosły oczywiście wszystkim, ale najbardziej zyskały osoby o wykształceniu zasadniczym zawodowym oraz podstawowym. Odpowiednio 11,5% i 10,9%. Co ciekawe, osoby o wykształceniu ogólnokształcącym zyskały tylko 3,4%. Osoby o wykształceniu wyższym doświadczyły wzrostu wynagrodzenia od 4% do 9%, a o wykształceniu policealnym i średnim zawodowym po ok. 8%. Jak widać najwięcej na wzroście gospodarczym zyskały osoby o niskim wykształceniu, ale trzeba przyznać że jest to też efekt czasowej emigracji zarobkowej osób z tej grupy do krajów Europy Zachodniej. Mimo, że „statystycznie” jest to wyraźna poprawa, to warto jednak pamiętać że średnie wynagrodzenie w tej grupie w X 2006 to 1,86 tys. zł. Nie są to więc wciąż pieniądze budzące zazdrość czy będące przedmiotem marzeń dla osób z większym doświadczeniem zawodowym czy wykształceniem.
Pod względem kategorii wiekowych najlepiej było osobom z przedziału wiekowego od „do 24 lat” (nomenklatura GUS) do 44 lat. Średni wzrost to ok. 12%. GUS wskazał tu trzy podgrupy. Warto zwrócić uwagę, że w grupach „do 24 lat” i od 35 do 44 lat, wzrost sięgnął odpowiednio 12% i 13,3%. Osoby z grupy 25-34 lata zyskały ok. 11%. Różnice na poziomie tak mocno zagregowanych grupy wydają się minimalne, ale moim zdaniem widać że wzrosło zainteresowanie osobami najmłodszymi z grupy o znacznym bezrobociu i niskim doświadczeniu zawodowym oraz pracownikami doświadczonymi. Jeszcze kilka lat temu nie była rzadkością wstawianie warunku: „wiek: max 35 lat”. Dzisiaj mało kto już sobie na to pozwala. Grupa 45-54 doświadczyła już tylko 7% wzrostu wynagrodzeń, a w wyższych kategoriach wynagrodzenia realne spadły kilka procent wg zasady im starsi tym mocniej. Jestem przekonany, że w 2007 wzrost wynagrodzeń przeniósł się również na osoby w starszym wieku, nie tylko z racji ich doświadczenia, ale i poważnego ssania na rynku pracy.
Analiza zmian wynagrodzeń, wg stażu zatrudnienia wskazuje że podwyżki dostali wszyscy. Odchylenie od średniego wzrostu (przypominam: 9,4%) sięgało do 1% do 4%. Nie ma co jednak ukrywać, że pracodawcy chętniej podnosili wynagrodzenia osobom o stażu pracy od kilku do kilkunastu lat.
Niezbyt miłych refleksji dostarcza analiza wzrostu wynagrodzeń wg wielkości firm mierzonej wielkością zatrudnienia. Firmy o zatrudnieniu do 99 osób podnosiły wynagrodzenia od prawie 6% do niemal 8%. Podmioty o zatrudnieniu od 100 do 249 osób – 9%. W grupie od 250 do 5 tys. osób. wynagrodzenia wzrosły średnio o prawie 14%. W firmach o zatrudnieniu od 500 do 999 osób było to aż 22,5%. Widać więc wyraźnie, że w początkowej fazie wzrostu gospodarczego zdecydowanie łatwiej, chociażby z racji pozycji rynkowej, podnosi się wynagrodzenia w większych firmach. Dla małych podmiotów nawet lata wysokiego wzrostu gospodarczego nie są, jak widać, łatwe.
Na zakończenie rozkład wynagrodzeń decylowy i w ujęciu części oraz krotności wynagrodzenia średniego. Zacznijmy od drugiej klasyfikacji. W 2004 r. aż 65,4% Polaków zarabiało nie więcej niż średnia krajowa (w gospodarce) czyli 2,37 tys. zł brutto. Po dwóch latach, pomimo wzrostu zatrudnienia, odsetek ten wzrósł do 65,7%. I tu ciekawostka. Otóż w grupie od 50% do 100% średniego wynagrodzenia odnotowano spadek udziału o 1,4% (głównie grupa 50%-75%), zaś w grupie do 50% skok o 1,7%. Podstawowe wytłumaczenie, to wzrost liczby zatrudnionych z których znaczna część to osoby o najniższych wynagrodzeniach. Analiza zmian wynagrodzeń w grupach decylowych rozwiewa wątpliwości kto najbardziej skorzystał na wzroście gospodarczym. Dla ułatwienia podam, że średnie wynagrodzenie plasuje się w I poł. siódmego decyla. W pierwszym decylu wzrost wyniósł zaledwie 1,4%. Wzrosty zbliżone do średniego lub nieco wyższe, doświadczyły osoby z trzeciego i czwartego oraz szóstego, siódmego i ósmego. Niewielka przewagę miały osoby z drugiej grupy czyli decyle od szóstego do ósmego. Mówiąc językiem prostszym, to największe korzyści ze wzrostu gospodarczego odniosły na ogół osoby o już wysokich wynagrodzeniach. Pomijam analizę osób o najwyższych wynagrodzeniach. W dziewiątej grupie decylowej wzrost był zaledwie o niecałe 4% w co trudno uwierzyć. Dziesiąty decyl z racji podawania dolnej wartości wynagrodzeń trudno jest rzetelnie mierzyć.
Widać więc, że powiększyło się w niewielkim stopniu rozwarstwienie ekonomiczne ludności. To budzi na ogół największe zaciekawienie Polaków i prowokuje pytanie o tzw. sprawiedliwość społeczną. Może to zabrzmi zaskakująco dla osób o przekonaniach lewicowych, które gustują w instrumentach powodujących przemieszczenie dochodów z grup lepiej zarabiających do bardziej upośledzonych, ale na wspomniane zjawisko zareagowałbym pozytywnie. Przynajmniej na razie. Nawet pomimo świeżej informacji, że jesteśmy w czołówce krajów UE o najwyższym zagrożeniu ubóstwem wśród dzieci. Proponowałbym byśmy w obecnych okolicznościach dali jeszcze podziałać rynkowi zanim przystąpimy do ustawowego transferu wynagrodzeń do grup upośledzonych.
W opisywanych dwóch latach mieliśmy do czynienia ze zwiększaniem zatrudnienia i zwiększeniem wynagrodzeń w większości definiowanych wyżej grup. Zróżnicowanie dochodów zwiększyło się zresztą w tempie zasadniczo podobnym do lat wcześniejszych tej dekady. Jest to proces naturalny na naszym etapie rozwoju. Z jednej strony rynek zwiększył zatrudnienie, ale i lepiej wynagrodził w okresie wzrostu gospodarczego osoby o większej wiedzy, doświadczeniu i z racji funkcji, ponoszące większe ryzyko. Wg wsk. Giniego w Polsce postępuje społeczne rozwarstwienie i obecnie plasujemy się nieco powyżej średniej w UE. Do wspomnianego wskaźnika i kwestii rozwarstwienia powrócę ciągu najbliższych tygodni, co będzie stanowiło uzupełnienie do bieżącego wpisu.
O problematyce wynagrodzeń w gospodarce pisałem już wielokrotnie, zachęcam więc do przejrzenia archiwum.